Teatralne pomysły przychodzą drzwiami. Bajkopisarz siada przy swoim wielkim biurku, spogląda na pustą kartkę, a z jego głowy wyfruwają myśli. I choć nie widzimy Pana Andersena, który gdzieś tam, daleko, w innej części domu, mozoli się nad nową frazą, to raz po raz otwierają się szeroko skrzydła jego wyobraźni i raz po raz przylatują do nas niczym piękne łabędzie jego kolejne historie. Tym razem siadając na widowni Teatru Groteska możemy być pewni, że piórko poezji muśnie naszą wrażliwość, niezależnie do tego, czy mamy trzy, trzynaście, czy nieco więcej lat. Bo w "Brzydkim kaczątku", w reżyserii Beaty Pejczy i ze scenografią Pawła Pawlaka, wszystko rodzi się w głowie bajkopisarza. Bajkowe postacie niczym potulni lokaje czekają przed drzwiami. To zza nich wyskoczą kolejne fragmenty opowieści o Brzydkim Kaczątku (Tomasz Kowal), które było ładne inaczej. Co tu dużo ukrywać, było zwyczajnie paskudne. Gdzież mu było równać do słodk
Tytuł oryginalny
Łabędzie skrzydła.
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Krakowska nr 48