- To straszne, okrągłe sześćdziesiąt lat minęło od pierwszego spektaklu Teatru STS, a ja nie pamiętam już niczego, żadnego przedstawienia! - pisze Jakub Kopeć w Dzienniku Trybuna.
W ogóle z całej epoki socrealizmu w PRL tak naprawdę, od początku do końca, utkwiły mi w pamięci jedynie dwa utwory: "Katorna" Krzysztofa Komedy i "Jarmark" Zbigniewa Jaremki. Mocno powiedziane - utwory! Przecież były to zaledwie dwa kawałki jazzowe, kompozycje na tyle nieskomplikowane, że jeszcze dziś pogwizduję je sobie na spacerach z psami w nadwiślańskiej dżungli łozinowej. Fabułę "Popiołu i diamentu" przypominam sobie nader mgliście. "Pieśń o Stalinie" w ogóle nie drasnęła mi ucha (czy śpiewało się to na sowiecką nutę: "Stalin nasza sława bajewaja, za Stalinom naród nasz idiot..."?). Powieści typu "Traktory zaorzą wiosnę" w ogóle nie brałem do rąk. Zwierzam się tak szczegółowo z tej przyczyny, ponieważ w młodości próbowano brutalnie wychować mnie na homo sovieticusa, a jako wrażliwego i odpowiedzialnego człowieka PRL uformowała mnie właśnie zetempowska formacja artystyczna STS! Nadzwyczajnie grzeczny tekst Z tekstów okoliczn