EN

27.04.2024, 20:19 Wersja do druku

57. KONTRAPUNKT: recenzje Studenckiej Grupy Krytycznej (IV)

„After All Springville” i „Gęstość zaludnienia. Historia wybuchu” - o spektaklach pokazywanych w ramach 57. Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego KONTRAPUNKT piszą Klaudia Małucha i Marta Sobolewska.

fot. Holger Kirstenmacher/mat. organizatorów

Nie bądź niszczycielem dobrej zabawy

Czy wychodząc z teatru jako publiczność koniecznie musimy zostać umoralnieni? Czy teatr może być po prostu chwilą przyjemności, która pozwala zapomnieć nam o problemach dnia codziennego? Czy na siłę musimy się doszukiwać sensu w scenach, które stanowią raczej utrzymany w zabawnej konwencji kolaż, niż spójną historię z czytelnym morałem? Te pytania od razu pojawiły się w mojej głowie po zobaczeniu After all springville w ramach festiwalu Kontrapunkt. Nie wiem, czy wymagają one klarownej odpowiedzi, ale stały się dla mnie punktem wyjścia w myśleniu o zastosowanej konwencji.

Gdyby ktoś kazał mi streścić ten spektakl w trzech zdaniach, absolutnie nie podjęłabym się tego zadania. Z jednej strony wydaje się ono banalne – prosta (na początku) scenografia bazująca na kartonowym domu, obok której stoi żywa skrzynka bezpiecznikowa. Jednak z każdą chwilą sytuacja coraz bardziej wymyka się teatralnej logice. Na próżno można czekać pojawienia się tradycyjnych postaci dramatu, bowiem w After all… królują: chodzący stół, kartonowa chatka wypuszczająca kolorowy dym oraz wspomniana skrzynka. Po zapoznaniu się z kluczowymi bohaterami publiczność nie kryje zdziwienia, może odrobiny konsternacji, jednak zdecydowanie nie można mówić o zniechęceniu. Proste gesty, brak dialogów czy ukontekstowienia wydają się być nie tyle wadami, co największymi zaletami przedstawienia. Nawet gargantuicznych rozmiarów niedookreślona postać ludzka obdarowuje nas jedynie lawiną niewiele znaczących sylab. Z każdą chwilą dostarczane są nowe bodźce – skrzynka zaczyna kilkakrotnie wybuchać, a kartonowa chatka stara się nawiązać relację z gospodarzem domu oraz stołem. Zakończenie zaledwie 45-minutowego spektaklu zapowiada widowiskowy dym ogarniający całą scenę, po którym finalnie całą przestrzeń (łącznie z częścią widowni) wypełniają dmuchane, kolorowe tunele.

Pomimo że opisywane przeze mnie fragmenty akcji scenicznej nie należą do najbardziej konwencjonalnych rozwiązań, nikt z osób na widowni nie sprawia wrażenia zawiedzionego i nie próbuje kwestionować prawdziwości oglądanych wydarzeń. Wszyscy wydają się „kupować” ten pomysł w całości. Nie wzdychają z tęsknotą za klasycznym spektaklem opartym na dramacie szekspirowskim, lecz z dziecięcą ciekawością zachwycają się nowatorstwem rozwiązań scenicznych, co tylko potwierdza, że teatr formy nieustannie potrafi zaskakiwać. Wyzwalając się z wszechwładzy dialogu, twórcy i twórczynie spektaklu paradoksalnie przekazują swoimi działaniami więcej, niż byliby w stanie wypowiedzieć, co świetnie podkreśla finał przedstawienia. Stół, który kładzie się na scenie, mimowolnie tłucząc postawioną na sobie porcelanę, czy fala kolorowych rurek rozsadzająca dom i zalewająca widownię nie wywołałyby takich emocji, gdyby zostały opisane. Nawet jeśli byłby to najstaranniej napisany oraz wypowiedziany tekst, nie byłby on w stanie oddać kluczowej dla odebrania tych scen fizyczności.

Myślę, że w tym zaufaniu w siłę formy tkwi cały potencjał After all springville, którego urok pochłonął mnie stuprocentowo. Aktorzy i aktorki nie próbują nikogo zmusić do zrozumienia pełni spektaklu, lecz przedstawiają sekwencję scen pozostawiając wybór, kto i co będzie chciał wyciągnąć na pierwszy plan swojej interpretacji. Oczywiście można przyjąć postawę „niszczyciela dobrej zabawy” – omawiany spektakl potraktować jako nawiązanie do jednego z wątków Pięknej i Bestii, gdzie meble wraz z zastawą stołową zostają spersonifikowane, ale chyba wszyscy wolą zaufać konwencji i z uśmiechami na twarzy zatopić się w atypowym świecie, gdzie wszystko jest możliwe.

Klaudia Małucha – studentka II roku wiedzy o teatrze UJ

____

Bądź co bądź

Przedmioty ożywają na deskach teatru, by za pomocą gestów, ruchu i kulturowych atrybutów zobrazować historię o dezintegracji społeczności. Ta opowieść o eksplozywnej katastrofie nie wiąże się jednak z kategorią wzniosłego tragizmu – skąpana w estetyce komiksowej, przerysowana i cudownie kolorowa, odwołuje się do bezkresu ludzkiej wyobraźni. Anomalia goni absurd, absurd goni anomalię. Ciszę na sali teatralnej (spowodowaną milczeniem bohaterów) wypełnia rechot rozbawionej widowni. Bo AFTER ALL SPRINGVILLE jest przede wszystkim spektaklem o śmiechu – tym szczerym, esencjonalnym, potencjalnie twórczym.

Już od pierwszej sceny słychać i widać niemrawe podrygiwanie publiczności, chichoty pod nosem, porozumiewawcze spojrzenia sąsiadów. Widz poznaje bowiem pierwszą postać – skrzynkę z bezpiecznikami, która w znudzonej pozie stoi oparta o kartonowy dom i żuje gumę. Co prawda, guma nie jest tu prawdziwą gumą, tylko różowym balonikiem, ale to przecież nie stanowi dla widza problemu – kolor się zgadza, kształt się zgadza, a fakt, że balon wraz z wypuszczanym powietrzem wydaje odgłos pierdzenia, wzmaga chęć zaśmiania się.

Sielski postój przerywa nagły wyskok mężczyzny z workiem na śmieci przez okno (lub jak kto woli: dziurę w kartonie). Bohater ląduje z hukiem na scenie. Nogi skrzynki z bezpiecznikami drżą. Rozpoczyna się teatr zabawy i gry z formą.

W trakcie przebiegu spektaklu widz poznaje gamę ekscentrycznych postaci: wspomnianą skrzynkę, sfrustrowanego domownika-artystę, ciekawski karton, stół o kobiecych, eleganckich nogach oraz trzymetrowego kolesia w dresie z trzema paskami, z którego na dalszym etapie przedstawienia zostaje tylko dolna część ciała. Hybrydyczne formy ożywionych przedmiotów z elementami ludzkimi nie potrzebują słów, aby rozbawić – ich wyeksponowane cechy odwołują się do znanych kodów kulturowych, korzystając ze strategii prostego żartu. Karton, dziwiąc się zastanej rzeczywistości, poznaje świat empirycznie za pomocą fallicznej rurki. Stół ubrany w czarne szpilki porusza się w sposób kreskówkowo sugestywny, koleś w dresie używa przerysowanej mimiki, a skrzynce wywala korki. Komizm ma charakter sytuacyjny – odbiorca, wrzucony na głęboką wodę bujnej imaginacji i teatru absurdu wchodzi mimowolnie w konwencję i wyzbywa się wstydu. Żarty o seksie, ekspresywne ruchy, proste gesty znów śmieszą, wyswobadzając z egzaltowanych oczekiwań współczesnego świata. Tu zabawa jest szczera i do bólu ludzka.

Kartonowy dom ze sfery dziecięcych wyobrażeń końcowo rozsadza się od środka. Z centrum prezentowanego wszechświata rozrastają się balony, które są na tyle duże, że wchodzą na część widowni. Choć świat przedstawiony ulega katastrofie, widz pozostaje pochłonięty przez siłę abstrakcji. AFTER ALL SPRINGVILLE ukazuje esencję ludzkiej natury, której obronną reakcją na chaos i zniszczenie staje się śmiech. Zatem śmiejmy się, rechotajmy, chichoczmy – bo cóż innego nam zostało w walce z absurdem codzienności?

Marta Sobolewska – studentka filologii polskiej Uniwersytetu Szczecińskiego

AFTER ALL SPRINGVILLE

koncepcja i reżyseria: Miet Warlop, wykonawcy: Hanako Hayakawa / Margarida Ramalhete, Winston Reynolds, Myriam Alexandra Rosser, Milan Schudel, Wietse Tanghe / Freek De Craecker, Jarne Van Loon, kostiumy: Sofie Durnez, koordynacja techniczna: Patrick Vanderhaegen, ekipa techniczna: Eva Dermul, Jurgen Techel, Bart Van Hoydonck, kierownik produkcji: Rossana Miele, produkcja: Miet Warlop / Irene Wool vzw, koprodukcja: HAU Hebbel am Ufer – Berlin (DE), Arts Centre BUDA (BE), Arts Centre Vooruit (BE), PerPodium (BE), De Studio Antwerpen (BE), Internationales Sommerfestival Kampnagel (DE)

fot. Piotr Nykowski / mat. teatru

Niewyrażalność

26 kwietnia, w 38. rocznicę wybuchu elektrowni atomowej w Czarnobylu, na deskach Teatru Kana ponownie wystawiono spektakl Gęstość zaludnienia. Historia wybuchu w reżyserii Krzysztofa Popiołka. Liczne wznowienia, metamorfozy scenariusza na przestrzeni lat oraz niezmiennie zapełniona ludźmi widownia wskazują na to, że potrzebujemy tworzyć i słuchać postkatastroficznych narracji – nawet jeśli jest to przestrzeń niewyrażalna, niedająca się w pełni wytłumaczyć i opisać.

Gęstość zaludnienia jest intymną interpretacją reportażu Czarnobylska modlitwa Swietłany Aleksijewicz. Czwórka aktorów oddaje głos osobom naznaczonym widmem katastrofy. Traumy ze sfery wyobrażeniowej, ukryte pod grubą warstwą wyparcia, znów odżywają, stając się wręcz fizycznie namacalne przez opisy drastycznych wydarzeń – całkowitego rozpadu ciała na wskutek oparzeń, deformacji płodów, nowotworów u dzieci, tragedii ludzi, którzy wraz z wybuchem stracili swoje dotychczasowe życie. Spektakl łamie klątwę przymusowego milczenia. Chór przejmujących głosów opiera się mechanizmom pamięci. Spowiedź bohaterów przypomina proces zszywania nieprawidłowo zagojonej rany – zastosowana strategia twórcza opiera się na metodzie bliskiego słuchania, polegającej na całkowitym zaufaniu wobec relacji ofiar i empatycznym zmierzeniu się z ich cierpieniem.

Forma spektaklu jest ascetyczna. W pierwszej scenie ocalały z katastrofy porusza się w przestrzeni metalowej klatki, będącej jego mieszkaniem. Starszy człowiek początkowo z czułością pakuje przedmioty codziennego użytku, pamiątki oraz ubrania do kartonów, by następnie pogrążać się w coraz to większym chaosie i desperacji. Sekwencję pożegnania się z dotychczasowym domem kończy zanurzenie przez aktora głowy w akwarium pełnym wody. Jest to scena głęboko metaforyczna. W tym miejscu spektakl rozczłonkowuje się na dwie linie czasowe i przestrzenne: spotkania z wiecznymi, nieustępliwymi i bezmiernymi głosami traumy z przeszłości oraz kilkudziesięciu sekund próby utopienia się.

Główny bohater podejmuje dialog z własnymi bolesnymi wspomnieniami oraz doświadczeniami innych ofiar czarnobylskiej katastrofy: cywilki, lekarki oraz młodego fizyka. Wraz z przebiegiem spektaklu jego świat wyobrażeniowy ulega powolnej dezintegracji. Żart przestaje być lekiem na zastaną rzeczywistość. Taniec będący formą ucieczki od bólu, sam zaczyna go wymierzać – aktorzy powtarzają kilka razy ten sam układ choreograficzny, który powoli rozpada się wraz ze wzrostem fizycznego zmęczenia. Traumy wychodzą na wierzch w chóralnej spowiedzi niczym ropa wyciekająca z ran. Wyparcie zastępuje realizacja: dotychczasowy świat umarł, a my wraz z nim.

Ocalały ponownie zanurza głowę w akwarium, po czym otwiera drzwi i wypada poza przestrzeń teatralnej sceny, dokonując samobójstwa. Chłód z zewnątrz wdziera się w przestrzeń widowni. Na scenie pozostaje jedynie radioaktywna chmura – atrybut, który obrazuje siłę i obecność niszczycielskiego wpływu promieniowania. Niewidzialne staje się namacalne, będąc wyrazem ludzkiego strachu i niemożności walki. Narracja Gęstości zaludnienia umiejscawia katastrofę czarnobylską w aktualnym dyskursie. Na scenie pozbawionej aktorów wybrzmiewają głosy ludzi z ankiety publicznej. Zostają oni zapytani o potencjalną reakcję na wojnę, swoje marzenia i lęki. Jedno z zapytanych dzieci buduje długą wypowiedź o tym, na co potencjalnie może czekać człowiek: na rodziców, na dziadków, na autobus, na tramwaj, na słodycze. Słowa te w kontekście świadomości tragedii osób dotkniętych konsekwencjami wybuchu, są absolutnie druzgocące – ofiary mogły czekać jedynie na śmierć. Gęstość zaludnienia pokazuje, że nigdy nie jest się gotowym na apokalipsę.

Marta Sobolewska, studentka filologii polskiej Uniwersytetu Szczecińskiego

---

Studencka Grupa Krytyczna to międzywydziałowa i międzyuczelniana grupa, która zawiązała się w ramach 57. Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego KONTRAPUNKT.

Źródło:

Materiał nadesłany