Amerykańska sopranistka Renée Fleming nie tylko należy do najwybitniejszych współczesnych śpiewaczek, ale jak mało która potrafi dbać o swój wizerunek - jej imieniem nazwano perfumy, deser czekoladowy i odmianę irysa - pisze Bartosz Kamiński w Gazecie Wyborczej.
Rozmawiał Bartosz Kamiński Śpiewa w operach całego świata, ale nagrywa też płyty jazzowe i z muzyką pop, prowadzi transmisje telewizyjne z Metropolitan Opera w Nowym Jorku, a ostatnio została doradcą artystycznym opery w Chicago. Bartosz Kamiński: Dlaczego w programie pani recitalu w Warszawie znalazła się przede wszystkim muzyka z przełomu XIX i XX w.? Renée Fleming: Mój ulubiony kompozytor to Ryszard Strauss, stąd w programie znalazły się jego pieśni. Jego muzyka to dwa żywioły: lirycznego uniesienia i deklamacji. W pieśniach przede wszystkim mamy pierwszy - długie frazy rozpięte na szerokich łukach. W jego operach dochodzi do głosu drugi żywioł. Tekst, a jest go dużo, musi być zrozumiały. Wymaga od śpiewaka subtelnych środków wyrazu i doskonałej pamięci. W kwietniu śpiewała pani w nowojorskiej Metropolitan Opera rolę Hrabiny w ostatniej operze Straussa, "Capricciu". W przyszłym sezonie w Operze Paryskiej powróci pani do t