- Nie jestem z tych, co narzekają. Uważam, że każda rola, którą zagrałem czegoś mnie nauczyła i coś wniosła do mojego aktorstwa - mówi ARTUR BARCIŚ, aktor Teatru Ateneum w Warszawie.
Dlaczego dopiero teraz dobija Pan do pierwszej ligi aktorów? I to nie filmowych, a teatralnych? Grał Pan przecież u Kieślowskiego czy Hoffmana. I to wyraziste, znaczące role? Tak, ale najczęściej były to role drugoplanowe. Tak jak np. postać w "Dekalogu". Spektakularna, wielka rola do zagrania, ale, niestety, nie pierwszoplanowa. Rzadko grywałem główne role chyba dlatego, że jestem aktorem charakterystycznym. Dla takich ludzi nie pisze się scenariuszy. Ale nie jestem z tych, co narzekają. Uważam, że każda rola, którą zagrałem czegoś mnie nauczyła i coś wniosła do mojego aktorstwa. Zaczynał Pan u Adama Hanuszkiewicza. Traktował Pan wielkich mistrzów jak autorytety czy raczej starał się przełamywać sugestie, proponować coś od siebie? Jedno i drugie. Dla mnie reżyser jest pierwszym po Bogu. Ja reżyserów bardzo szanuję i staram się ich słuchać. Dopiero kiedy się zorientuję, że twórca nie wie, o co mu chodzi i czego ode mnie oczekuje, to wted