EN

26.02.2024, 10:57 Wersja do druku

Wieczna komedia?

„Wieczna komedia" wg Arystofanesa i Rebekki Solnit w reż. Grzegorza Kujawińskiego w Teatrze Gdynia Główna. Pisze Karol Rawski w „Teatrologii.info".

fot. Marzena Chojnowska/mat. teatru

Wieczna komedia wystawiona w Teatrze Gdynia Główna to interesujący kolaż tekstów zderzający fragmenty Arystofanesowskich komedii – przede wszystkim Sejmu kobiet – ze współczesną myślą feministyczną z esejów Rebekki Solnit. Antyczny pretekst staje się kanwą, pozwalającą zbudować dramatyczne napięcie, a także snuć refleksję o zmianach – czy może ich braku – w sposobie społecznego postrzegania kobiet, ich roli, praw, potrzeb i problemów, z którymi mierzą się każdego dnia. Dzięki temu utwory Arystofanesa zyskują cenny kontekst, pozwalający nie tyle na nowe odczytanie, co raczej wejście w dyskusję z utrwalającymi się, niemal odwiecznymi stereotypami, z którymi zespół aktorek stara się mierzyć i w bardzo bezpośredni sposób pokazać je widzowi.

Spektakl rozpoczyna się od całkowitego zaciemnienia, w którym Praksagora czeka na resztę uczestniczek spotkania nie z oliwną lampką, a z latarką w telefonie komórkowym, co zresztą wpisane jest w przeniesienie właściwej akcji w czasy współczesne. Scenografia – dość oszczędna, bo składająca się ze schodkowego podestu, manekinów, niekompletnych zresztą, wiader i balii – świetnie zagospodarowuje dość specyficzną przestrzeń sceny w dawnym schronie. Bohaterki zjawiają się po kolei w mężowskich ubraniach – marynarkach, koszulach, fraku – i ćwiczą swoje wystąpienia, które mają wygłosić na zgromadzeniu, przyczepiwszy brody zrobione na szydełku z wełny – swoją drogą wspaniały element kostiumu.

Jest zabawnie, próby do ateńskiego zebrania pokazują ich determinację, odrobinę naiwności i nieporadności, ale opłacają się, bo władza w starożytnym mieście-państwie zostaje przekazana w ich ręce. Od tego momentu Arystofanes powoli odchodzi, a sztuka zaczyna ciążyć ku performansowi. Aktorki wychodzą z ról antycznych bohaterek i stają się sobą – współczesnymi polskimi kobietami. Nie chcą grać Arystofanesa, uczestniczyć w satyrze podkopującej ich pozycję i kompetencje – całość zdaje się być jedynie próbą do przedstawienia, na które się nie godzą. Wyrażają swoją frustrację, złość, rozczarowanie wynikające z braku wsparcia i zrozumienia. Mówią o swoich potrzebach, nie skupiając się na świecie i społeczeństwie, ale wąskim gronie, w którym aktualnie pracują. Rozpatrują problemy komunikacyjne powstałe w zespole, starając się wspierać oraz myśląc o tym, co dalej, bowiem zostały same. Reżyser – Grzegorz Kujawiński – gdzieś znika, jest nieobecny, co komunikują wprost, zresztą nie jest im potrzebny mężczyzna, który objaśni im świat, bo przecież same wiedzą, co chcą zrobić dalej ze spektaklem.

fot. Marzena Chojnowska/mat. teatru

Ten odbywający się metateatr doskonale koresponduje z przejęciem przez kobiety władzy, jednak nie w sposób prześmiewczy i satyryczny – wręcz przeciwnie. Przemiana, która następuje, pozwala wprowadzić widzów w świat codzienności, gdzie kobiety traktuje się przecież inaczej, często stereotypowo, podkopując także ich poczucie bezpieczeństwa czy możliwość samostanowienia. Spektakl niezwykle angażuje widzów, zwłaszcza mężczyzn, którym w jednym z segmentów zadawane są pytania dotyczące chociażby wizyt u ginekologa, antykoncepcji czy tego, jak powinno planować się życie i karierę kobiet. I ‒ wstyd przyznać – panowie nie zawsze wiedzą, co odpowiadać. Finalnym elementem tej części jest pytanie, głosowanie niemal, dotyczące aborcji. Przewrotność tkwi w tym, że zgromadzone na widowni panie nie mają prawa głosu w żadnej z kwestii. Ta świetnie budowana absurdalność w bezpośredni sposób pokazuje istotność słuchania w dyskusji głosu osób, których omawiane kwestie dotyczą bezpośrednio. Widzki próbujące się włączyć, choćby do samego głosowania, traktowane są przez wystylizowane na telewizyjnych ekspertów aktorki jako błąd statystyczny. Powaga poruszanych tematów rozbrajana jest przyjmowanymi przez zespół skarykaturyzowanymi postawami pogłębionej refleksji nad tym, co mówią widzowie. Anna Bochnak-Fryc, Krzysztofa Gomółka-Pawlicka, Marta Jaszewska, Małgorzata Polakowska świetnie radzą sobie z interakcjami z publicznością, podążają za padającymi opiniami, ogrywają je i wykorzystują jako pożywkę do dalszego budowania dynamizmu spektaklu. To bardzo odważna scena, biorąc pod uwagę emocje, które mogą się wiązać z poruszanymi tematami, wszystko jednak zdaje się być niezwykle przemyślane i przebiega w atmosferze gotowości i otwartości.

To zresztą niejedyny moment, w którym widz partycypuje w spektaklu. Inna scena, gdzie któryś z panów zaproszony jest do tańca z Małgorzatą Polakowską, zostaje głośno skomentowana przez pozostałe, rozsiadłe jak kury na grzędzie aktorki, kierujące ostrze krytyki w stronę bawiącej się kobiety. Istotnym elementem omawianego spektaklu wydaje się właśnie to, że nie chodzi w nim o banalne moralizatorstwo czy manifestowanie wizji tego, „jak powinno być”. Celem staje się raczej pokazanie bardzo złożonego problemu nierówności, niepełnej emancypacji jednej z grup w społeczeństwie. To, co dla mężczyzny pozostaje najzwyklejszą w świecie rzeczą, dla kobiety już takie nie jest i wystawia ją na żer także innym kobietom. Brak solidarności i wsparcia, przyzwolenie na reprodukowanie i powtarzanie krzywdzących stereotypów świetnie oddaje scena, w której, za pośrednictwem styropianowych głów, artykułowane są powszechnie spotykane uwagi na temat roli, funkcji, rozwoju, kariery, w końcu całego życia kobiety wygłaszane tak często przez obie płcie. Istotny jest tu symboliczny wydźwięk, bowiem kierowane są one w stronę manekina, plastikowej kobiecej reprezentacji – rzeczy ostatecznie. Powszechność wygłaszanych sądów wzmaga ukrycie aktorek za białym prześcieradłem, zza którego wystają jedynie trzymane przez nie głowy.

fot. Marzena Chojnowska/mat. teatru

W tej Wiecznej komedii ostatecznie niewiele pozostaje rzeczy zabawnych. Spektakl, dzięki wykorzystaniu wielu form ekspresji – piosenki, performansu, teatru cieni, lalek, projekcji multimedialnych i odwołań do współczesnych wydarzeń, takich jak wypowiedzi polityków czy Strajk Kobiet, intensywnie, ale bez egzaltacji i przesady, prowadzi widza przez cały przekrój schematów, stereotypów i społecznych nierówności, w jakie od wieków kobiety są uwikłane i które same często je uwewnętrzniają, projektując – zgodnie z logiką przemocy symbolicznej Bourdieu – patriarchalny sposób widzenia świata na siebie i Inne.

Klamrą dla całości pozostaje Arystofanes, powracający w finale. Jest to jednak Arystofanes możliwy do zaprezentowania. Widownia, już cała – widzki i widzowie – złączeni ze sobą bawełnianą nicią, tworzą wspólnotę opartą na równości i współbyciu. Kluczem do przezwyciężenia podziałów pozostaje zrozumienie drugiego człowieka oparte na gotowości do wysłuchania i szacunku, bo dopiero wtedy można wyjść poza utarte schematy krzywdzące nas i innych.

Tytuł oryginalny

Wieczna komedia?

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Karol Rawski

Data publikacji oryginału:

22.02.2024