Aktorzy mogą przynajmniej od 100 lat liczyć na to, że ich kreacja zostanie na filmowym nośniku ocalona. Reżyserzy podpierają się ogłaszanymi w branżowej prasie manifestami estetycznymi oraz dysertacjami teatrologów. Scenografowie przemijają, ich projekty giną albo dosłownie, albo w zakurzonych teatralnych archiwach, ich dzieła "spadają" z afisza razem ze spektaklem - o wystawie w Centrum Scenografii Polskiej pisze Bogdan Widera w Śląsku.
Minęło 25 lat od momentu, kiedy Jerzy Moskal - znakomity plastyk, ubarwiający poglądy swoimi kolażami, malarz, rysownik oraz człowiek teatru powołał do życia Centrum Scenografii Polskiej. Ta - dziś filia katowickiego Muzeum Śląskiego - mieszcząca się w dawnym Górnośląskim Centrum Kultury, dziś - Centrum Kultury Katowice im. Krystyny Bochenek (a jeszcze wcześniej - miejscu dla Grudniowych "partajtagów")" jest placówką unikatową w naszej części Europy (a może i świata). Aktorzy mogą przynajmniej od 100 lat liczyć na to, że ich kreacja zostanie na filmowym nośniku ocalona, zbliżenia przywołają w naszej pamięci ich oczy, twarze, gestykulację, ruch. Reżyserzy podpierają się ogłaszanymi w branżowej prasie manifestami estetycznymi oraz dysertacjami teatrologów. Scenografowie przemijają, ich projekty giną albo dosłownie, albo w zakurzonych teatralnych archiwach, ich dzieła "spadają" z afisza razem ze spektaklem. W Teatrze Zagłębia w Sosnowcu,