Wymarzona rola? Po Papkinie sparzyłem się i już nie marzę - mówi Edward Kusztal. Okazja do rozmowy z najbardziej znanym kieleckim aktorem była nie byle jaka, w sobotę [27 marca] świętował 40-lecie swojej pracy.
JANUSZ KĘDRACKI: Pamięta Pan swoją pierwszą rolę? EDWARD KUSZTAL: To było jeszcze w teatrze amatorskim w WDK. Grałem Pasibrzucha w sztuce Ewy Szelburg-Zarembiny w siódmej klasie podstawówki. Byłem bardzo popularny wśród dzieci, palcami mnie pokazywali w szkole. W czasach licealnych grałem w "Zaczarowanym kole" Lucjana Rydla. Jak Pan trafił do teatru? Matka zaprowadziła mnie nieopatrznie na "Rewizora". Potem chodziłem na każdą premierę. Na gapę. Bywało, że portier zbił pasem. Największe wrażenie zrobiły wtedy na mnie "Romans z wodewilu", a także "Niemcy" Leona Kruczkowskiego, w których grali dwaj chłopcy, tacy jak ja. Bardzo im zazdrościłem. Po latach trafił Pan na kielecką scenę jako zawodowy aktor. Pierwszą poważną rolą był Osip w "Rewizorze". Byłem młodym aktorem, nie czułem się dobrze, ale wybrnąłem jakoś z tego. Po kilkunastu latach zdecydowanie lepiej wypadłem jako Horodniczy w tej samej sztuce. A pamięta Pan