Ludzie chodzą do teatru z różnym natężeniem, ale Polak statystyczny - raz na ruski rok, co się równa raz na siedem (badanie TNS Polska z 2015 r.). Lepsze to niż raz na dziesięć. Jeśli coś Was ominęło w ostatnich sezonach, ostatnich dziesięciu, to zapraszam, posłuchajcie, streszczę Wam, jak było. Kończy się dekada i robimy spis z natury. Ściągę, co by wypadało mówić, że przynajmniej się chciało zaliczyć z repertuaru - pisze Maciej Stroiński w Przekroju.
Mówimy o latach "nastych", drugiej dekadzie obecnego wieku, o czym wspominam od razu, mało kto bowiem kojarzy, jak się to nazywa. Chodzi o odcinek od katastrofy smoleńskiej do drugiej wygranej PiS-u - no, to kojarzycie. Mam ten "okres czasu" tak mniej więcej obejrzany. Na syntezę się nie porwę, taką heglowską wielką perspektywę, że na przykład "pochód rozumu przez dzieje" albo "zyskiwanie głosu", albo "młodzi zdolni", albo "młode zdolne", albo "teatr postkrytyczny", albo "w 2015 PiS wygrał wybory"; niech to robią, jeśli lubią, teatrologowie, a ja tymczasem byłem tylko widzem i wszystko widzę osobno, nigdy kolektywnie: podaj mi tytuł, to ci powiem, co uważam. Planowałem przypomnieć dziesiątkę hitów dekady, dziesięć na dziesięć, co rok prorok, ale wtedy wypadłaby "Klątwa", "Wycinka", "Ewelina płacze", "Msza" Żmijewskiego i "Wesele" Klaty, jednym słowem: jest dwadzieścia. Państwo mi wybaczą, że będę tłumaczył jak chłopu na miedzy i poprz