"Cesarz Atlantydy/Głosy Holokaustu" w reż. Beaty Redo-Dobber w Operze Krakowskiej. Pisze Monika Pasiecznik w Dwutygodniku. Strona Kultury.
"Cesarz Atlantydy" Ullmanna to spacer po linie z zaskakującą wprost zręcznością. Oratorium "Kolot min HaShoah" Eddlemana to sytuacja całkiem odwrotna. Różnica w postawie artystycznej Viktora Ullmanna i Davida Eddlemana polega na tym, że pierwszy bronił godności sztuki nawet w piekle obozu zagłady, podczas gdy drugi, żyjąc w świecie pokoju i dobrobytu, nie potrafił oprzeć się presji popkultury i politycznej propagandy. Opera "Cesarz Atlantydy" Ullmanna to jest jazda bez trzymanki, to spacer po linie z zaskakującą wprost zręcznością. Czy Ullmann wiedział, że nie ma już nic do stracenia, bo jego los jest przesądzony? Oratorium "Kolot min HaShoah" ("Głosy Holokaustu") Eddlemana to sytuacja całkiem odwrotna. Jednoaktowa opera "Cesarz Atlantydy" Viktora Ullmanna była dla mnie przeżyciem z trzech powodów. Po pierwsze okoliczności powstania dzieła są tak szczególne, że nie sposób wyabstrahować go z historycznego kontekstu. Ullmann skomponował oper�