Nowa premiera Krystiana Lupy
Przystępując do napisania tego tekstu, miałem kilka wątpliwości. Uświadomiłem sobie bowiem, że oto przychodzi mi napisać recenzję z przedstawienia premierowego, które zasługuje w najlepszym wypadku - na miano pierwszej próby generalnej. Jest to dzieło z wielu względów niedokończone. Z drugiej zaś strony, teatr Lupy lubię, cenię sobie, zgadzam się nań i dlatego z tym większą rozterką i zarazem troską o jego dalsze losy uznałem za słuszne przyjrzeć się ostatniemu przedstawieniu. Choć w teatrze bywa tak, że spektakl zaczyna "żyć" po którejś z kolei jego prezentacji, to jednak premiera wiele mówi o tym, czy ów żywot będzie długi i chwalebny, czy raczej zakończy się śmiercią dzieła nie narodzonego. "Maltę albo Tryptyk Marnotrawnego Syna" - bo tak brzmi pełny tytuł przedstawienia zainspirowanego prozą Rainera Marii Rilkego jest opowieścią lub przypowieścią o losie artysty: od momentu koniecznej ucieczki od nieznośnej atmosfery rodz