Kiedy jedynym atutem przedstawienia jest dobra scenografia, wypada tylko mówić o wydarzeniu plastycznym, a nie o teatrze. Realizm magiczny przestrzeni zbudowanej w "Xiędze bałwochwalczej" tworzy autonomiczny świat, który sposobem obrazowania bardzo bliski jest Schulzowskim grafikom. Naprawdę szkoda, że magia tego scenicznego panopticum zupełnie zniszczona zostaje przez trywialną, przypadkową i szytą grubymi nićmi dramaturgię. Oniryczne formy plastyczne Mydlarskiej nie mogły wygrać z ambicjami reżysera Jacka Bunscha, który pozazdrościł chyba teatrom sadomasochistycznym z West Nineteenth Street na Manhattanie. To, co u Schulza działo się w krainie snu, u Bunscha nie jest nawet snem erotycznym, tylko seksualną "nagą prawdą" (dosłownie). Aktorzy, mając do wyboru półrealną egzystencję i "samo życie", wybierają oczywiście tę drugą możliwość. Pomysł skompilowania inspiracji płynących z grafik oraz tekstów literackich Schulza zemścił się okrutnie
Tytuł oryginalny
* * *
Źródło:
Materiał nadesłany
"Teatr" nr 2