W Nowej Hucie benefis Jerzego Stuhra: wyreżyserował "Iwonę" Gombrowicza, zagiął w niej rolę króla i jeszcze uczczony został okolicznościową wystawą we foyer Teatru Ludowego. Ta "Iwona" - podobnie jak poprzednia, w krakowskiej PWST - była dla Stuhra przedsięwzięciem "profesorskim": najstarszy, nieporównanie od pozostałych aktorów spektaklu sławniejszy i bardziej utytułowany, wystąpił w roli maître'a ćwiczącego utalentowaną młodzież. Jak to wypadło? Nowohucka "Iwona" narysowana została mocną, chwilami - rzekłbym - zbyt grubą kreską, tak jakby reżyser obawiał się, że widz z okolic kombinatu nie pojmie finezji dialogu i trzeba go sobie zjednać gagiem, kabaretowym dowcipem. Więc też w tym wcieleniu tekst Gombrowicza nie zatarł (jak u wielu innych reżyserów), lecz przeciwnie - uwydatnił swój farsowy rodowód. Sam Stuhr w roli króla też bardziej był "wodzirejem" niż którymś ze swych poważniejszych wcieleń. Ale kluczowa dla całej "
Źródło:
Materiał nadesłany
"Odra" nr 9