„Last Minute” wg scen. Marcina Melona w reż. Iwony Woźniak w Teatrze Naumionym w Ornontowicach. Pisze Andrzej Lis, członek Komisji Artystycznej 28. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Z Katowic do Ornontowic jest nieco ponad trzydzieści kilometrów. Ale aby tam dojechać trzeba przygotować się na około dwugodzinną podróż kilkoma pociągami i autobusami. Nie jest to więc podróż błyskawiczna, ale za to taka, która pozwala podziwiać schludne, malownicze, coraz bardziej zamożne wioski śląskie i wypieszczone ogródki działkowe, przez które przejeżdża podmiejska kolej, zaglądając ogrodnikom na grządki. Po kilkunastu kilometrach przesiadka do autobusu, który dojeżdża do Urzędu Gminnego w Ornontowicach. Naprzeciwko jest starannie wystrzyżone boisko klubu piłkarskiego Gwarek Ornontowice grającego w niższej lidze. Gdzieś dalej położona jest jedna z najmłodszych i najnowocześniejszych na Śląsku kopalnia Budryk. Obok przystanku przy Urzędzie jest ARTeria – Centrum Kultury i Promocji, w której próbuje i gra Teatr Naumiony. Tam zagrają spektakl Last Minute.
Marcin Melon – nauczyciel, autor książek, m.in. zabawnej serii o Komisarzu Hanusiku – tym razem napisał śląską gwarą sztukę o wielopokoleniowej rodzinie z Górnego Śląska w czasach transformacji, a więc w czasach szczególnych dla tutejszych mieszkańców. Akcja toczy się w 2018 roku, kiedy to w Katowicach odbywał się światowy szczyt klimatyczny pod egidą ONZ i ogłoszono przed nim m.in. wstępny plan likwidacji kilku kopalń. Taki komunikat musiał wywołać nie tylko komentarze mieszkańców mniej lub bardziej związanych z kopalniami, ale też wzbudzić uzasadniony niepokój. Co dalej? Jak miałoby wyglądać życie bez kopalń, z którymi związanych jest wiele śląskich rodzin.
BAJTEL Ouma, a oupa tyż robili na grubie?
UJEK Toć! Cōłke żywobycie! Jak kożdy normalny chop.
Trudno bowiem wyobrazić sobie śląską rodzinę bez kopalnianej tradycji kultywowanej z dziada pradziada. To nie tylko sposób godziwego zarabiania, ale to także światopogląd i obyczaj. Rytm życia. Bohaterowie sztuki Marcina Melona tak o tym mówią:
PYJTER Nerwujesz mie. Ty niy rozumisz co to tak naprowdy oznaczo. To je szlus. Jak ta gruba zawrzōm, to już jij nazod niy ôdewrzōm. To je koniyc jakiś epoki.
RUBY Cosik sie kończy, cosik inkszego napoczyno.
PYJTER Pierōński filozof ze familoka. Ino chca widzieć jak ty bydziesz żył z tego filozofowanio!
RUBY Bo tako je prowda! Wasze fatry przikludzili sie tukej na Ślōnsk ino skuli roboty. Do wos ta gruba to je ino robota. Do nos, prawych Ślōnzokōw, to je cosik wiyncyj.
Prawda, o której mowa w cytacie, to sedno tego, czym jest dla Ślązaków kopalnia. To nie tylko miejsce pracy, jak dla tych, którzy tu przyjechali. To coś znacznie więcej. To coś, co odróżnia ich od przyjezdnych, choć ci już, być może, w kopalni pracują więcej niż jedno pokolenie. Ale zawsze pozostaną gorolami w odróżnieniu od hanysów, rdzennych mieszkańców Górnego Śląska. W większości śląskich rodzin pieczołowicie kultywuje się tę tradycję, własne historie, własny etos pracy. Dla Ślązaków ważna jest też rodzina. Rodzina rozmawia, rodzina się martwi albo się cieszy, bo tutaj nikt nie ma wątpliwości, że to rodzina jest najważniejszym forum, najważniejszą wyrocznią czy punktem odniesienia. Jest skarbem i świętością. Wspomagają taką rodzinę dziadowie, pradziadowie, duchy z przeszłości. I jak pamięć pamięcią, a wyobraźnia wyobraźnią, to najczęściej na czele takiej rodziny stały kobiety. Matki, Żony, Babki. To one organizowały codzienne życie, wydawały pieniądze według rodzinnych potrzeb, ale też one podejmowały najbardziej strategiczne i dalekosiężne decyzje dotyczące najważniejszych spraw. I prawie zawsze cieszyły się szacunkiem i poważaniem.
Taki też obraz wyłania się z rodzinnego portretu Last Minute wykreowanego przez Teatr Naumiony. Iwonie Woźniak – reżyserce tego przedstawienia – udało się stworzyć ciepły, serdeczny, momentami dowcipny obraz górnośląskiej rodziny. Przedstawienie wypełnione w większości codziennymi dialogami o życiu, skontrapunktowana jest poetyckimi scenami wspomnieniowymi, przywołującymi w pamięci dawniejszych, nieżyjących już członków rodziny, którzy są – jak się okazuje – zawsze obecni we „wnętrzu” rodziny. Niczym życzliwe kopalniane Skarbki. Taka śląska metafizyka. Ale może najistotniejsze jest to, że spektakl emanuje ze sceny dobrą, przyjazną energią. Bierze w nim udział wiele osób z różnych pokoleń granych przez Bartłomieja Garusa, Magdalenę Owczarek, Łukasza Domina, Józefa Ignasiaka/ Marcina Norasa, Karolinę Sosnę/ Małgorzatę Spyrę, Joannę Sodzawiczny, Beatę Kniejską, Jolantę Sodzawiczny, Dominika Sodzawiczny/ Wiktora Frankowicza/ Pawła Szafrańca, Bronisławę Porembską, Kajetana Woźniaka, Sylwie Woźnicę/ Izę Zajusz, Marcina Machulika, Pawła Szafrańca. Ta ornontowicka wielopokoleniowa „rodzina” na scenie sprawia wrażenie jakby w czasie przedstawienia odbywała po prostu kolejne spotkanie. Tym ważniejsze dlatego, że na widowni zasiadła inna część tej rodziny. Bo i aktorzy i widzowie są stąd. Jakby wszyscy w Ornontowicach robili na grubie, która, na niedzielne popołudnie, przeniosła się do Teatru Naumionego.
A sam teatr, jako grupa amatorska z Ornontowic, ma wieloletnią, około dwudziestoletnią tradycję. Ważny zapewne był moment, kiedy zespołem zaczęła opiekować się Iwona Woźniak – na co dzień też dyrektorka naczelna Teatru Zagłębia w Sosnowcu. Jest szefową zespołu, pedagogiem, reżyserem, dobrym duchem, organizatorem. Założyła Fundację Szafa Gra, która na co dzień współpracuje z teatrem. Ale nade wszystko od kilku dobrych lat Iwona Woźniak realizuje z zespołem przedstawienia. Najbardziej znany i oglądany w wielu miejscach kraju (w ramach projektu Teatr Polska), był Kopidoł z 2016 roku, opowiadający o ceremoniach śląskich śmierci i pogrzebów z perspektywy doświadczeń grabarza. Ten refleksyjny i pogodny spektakl przyniósł teatrowi spory rozgłos, nagrody i uznanie. Kolejne przedstawienie tej samej reżyserki (pod egidą Fundacji), to Baby z 2017, brawurowa opowieść o trzech śląskich kobietach, które po wypełnieniu porannych obowiązków siedzą sobie w oknach i zastanawiają się co począć ze swoim życiem. Przedstawienie dowcipnie, dosadnie, przewrotnie stawia pytanie: co to dzisiaj znaczy być śląską kobietą? Co w tym wszystkim jest z tradycji, a co z marzeń, pragnień, czy autokreacji kobiet, które na co dzień pochowane są w domach, w mieszkaniach, przy rodzinach, dzieciach, w domowych pieleszach i pracach? Przedstawienie pokazywane gościnnie w katowickim Teatrze Korez, brało udział w naszym XXIV Konkursie, zbierając zasłużenie dobre opinie.
O śląskich rodzinach, śląskich bohaterach, o postaciach silnych, słabych, zwycięskich i złamanych w przedstawieniach pisanych śląską gwarą, językiem literackim, albo mieszaniną języków śląsko-polsko-niemieckiego było dość dużo w naszych konkursach. Warto może w tym miejscu przypomnieć zasłużonego autora Stanisława Bieniasza. Jego sztuka Hałdy (Teatr Śląski, 1995) nagradzana była w I Konkursie. Kolejne takie jak Biografia (Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej w Gliwicach, 1999), Pora zbiorów (Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 1999), Naczelnik (Teatr Nowy w Zabrzu, 2005), Transfer (Teatr Nowy w Zabrzu, 2009) oglądaliśmy w kolejnych edycjach. Autor pisał przede wszystkim o tym, jaka jest „ciemna”, czy „szara” a przede wszystkim nie jednowymiarowa właściwość bycia Ślązakiem. Czyli kimś zawieszonym w kulturze polskiej, niemieckiej i śląskiej jednocześnie.
Warto przypomnieć także niezapomniane przedstawienie „śląskie”, które powstało z adaptacji autobiograficznej książki Kazimierza Kutza: Piąta strona świata (Teatr Śląski, 2013), uznane zostało za najlepsze XIX Konkursu. Robert Talarczyk ze swoim zespołem aktorów stworzyli jedną z najpiękniejszych i najbardziej poetyckich wizji świata młodości bohatera dorastającego na skrawku ziemi nad Brynicą między Śląskiem a Zagłębiem. Przypomnijmy, że Kutz swoją Księgę zaczynał tak: „Odbiył mi dekel, chyba mam ptoka i niy wiym, jak się pisze książka”. I pisał Kutz tę prozatorską Księgę przez podobno piętnaście lat. W teatrze przedstawienie trwało około dwóch godzin! Ale jakich! Zebrało wiele nagród, pochwał, pozostało w pamięci bardzo wielu widzów. Pamiętane jest jako jeden z najbardziej magicznych obrazów teatralnych na naszych scenach w ostatnich latach.
W tegorocznym konkursie mieliśmy też śląskie spektakle. Adaptację książek Szczepana Twardocha Pokora (Teatr Śląski) i Zbigniewa Rokity Nikaj (Teatr Zagłębia). Oba przedstawienia wyreżyserował Robert Talarczyk, który zagrał także Byka w monodramie przygotowanym przez siebie i wystawionym w Teatrze Studio w Warszawie na podstawie tekstu Szczepana Twardocha.
Przypominając sobie, po tym krótkim przeglądzie, przedstawienie w Teatrze Naumionym w Ornontowicach, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ten rodzinny portret ornontowiczan jest może najbardziej związany z miejscem. Ze schludną śląską wioską. Że jest w tym wszystkim taka autentyczność, której nie da się ani wyćwiczyć, ani wypróbować. Można ją jedynie ulokować w miejscu spotkań większym niż pokój we własnym mieszkaniu. Szczęśliwie się złożyło, że takim miejscem jest właśnie teatr Naumiony.
A teatr ma to do siebie, że opowiada historie wszystkim!
Marcin Melon LAST MINUTE. Reżyseria: Iwona Woźniak; scenografia i kostiumy: Iga Słupska; muzyka: Jan Nowak; choreografia: Natalia Dinges; wideo: Paweł Szymański. Prapremiera w Teatrze Naumionym w Ornontowicach14 listopada 2021.