"Dobrobyt" wg scenariusza Juli Jakab, Árpáda Schillinga i Évy Zabezsinszkij w reż. Árpáda Schillinga w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Rafał Węgrzyniak w portalu Teatrologia.info.
Lewicowe teatry zabiegają, aby Warszawa upodobniła się do Budapesztu. W TR od roku 2012 najwyżej cenione przedstawienia, Nietoperza i Cząstki kobiety, reżyseruje Kornél Mundruczó, natomiast w Powszechnym po Upadaniu z roku 2017 kolejny spektakl – z trzymiesięcznym poślizgiem wywołanym epidemią – przygotował Árpád Schilling. Prezentowany przez Powszechny jako „jeden z najwybitniejszych reżyserów europejskich” Schilling od roku 2018 mieszka we Francji z powodu negatywnego stosunku do prawicowych rządów Victora Orbana, ale jest on przede wszystkim wrogo nastawiony do węgierskiego środowiska teatralnego, które zmniejszało mu stopniowo dotacje, gdyż były one wykorzystywane na bezpośrednie akcje polityczne i działania indoktrynacyjne, prowadzone w ramach budapesztańskiego zespołu Krétakör Színház, po całkowitej rezygnacji z grania w nim spektakli już w 2008. Poza Węgrami postrzegany jako ofiara dyktatury Orbana i wschodnioeuropejskiego populizmu, Schilling wystawia jednak w miarę tradycyjne przedstawienia na czołowych scenach Niemiec, Austrii i Włoch, ale też Chorwacji czy Litwy.
Po raz pierwszy zetknąłem się z jego twórczością w 2004 na festiwalu Dialog we Wrocławiu, gdzie pokazał przygotowany właśnie z zespołem Krétakör Színház W-cyrk robotników na kanwie Woyzecka Georga Büchnera. Był to spektakl utrzymany w stylistyce brutalizmu doprowadzonej wręcz do granic psychofizycznej wytrzymałości widzów. Schilling zamknął bowiem ośmiu aktorów w klatce dla małp z ogrodu zoologicznego, gdzie, na ogół nadzy, tarzali się w piachu, ochlapywali wodą, wdrapywali po metalowych prętach ogrodzenia, kołysali na linach czy zawieszonej oponie. Przynależność Woyzecka do proletariatu podkreślał prolog, w którym wraz z Marią wrzucał on materiały budowlane do betoniarki, aby wyciągnąć atrapę ich dziecka. Woyzeck był nieustannie maltretowany i torturowany. Miał głowę i ciało obwiązywane sznurem, chodził w butach obciążonych cegłami, pił ogromne ilości żółtej cieczy przypominającej mocz i był cały czas bity. Odreagowywał poniżenia gwałcąc i mordując Marię, której martwe ciało wrzucał do metalowej beczki.
Dobrobyt, będący również krytyką kapitalizmu z pozycji lewicowych, należy do tworzonych przez Schillinga od 2015 w różnych państwach europejskich dramatów psychologicznych, wydobywających konflikty klasowe wywołane przez ekonomię. Powstają one w znacznym stopniu w trakcie prób z udziałem aktorów, którzy w drodze improwizacji dochodzą do swych kwestii. Dobrobyt, grany na ogołoconej dużej scenie Powszechnego, toczy się w luksusowym hotelu spa, do którego przyjeżdża para współpracowników z firmy informatycznej, i zarazem kochanków – Jakub (Wiktor Loga-Skarczewski) i Wera (Natalia Łągiewczyk). Mogą oni przez weekend zażyć dobrobytu wyłącznie dzięki wylosowaniu na loterii nagrody przez chorą matkę Jakuba, wcześniej samotnie go wychowującą. Wera pochodzi ze wsi. Zamierza się kształcić i pragnie zawrzeć ślub z Jakubem. Para z aspiracjami jest przywoływana do porządku przez Dyrektorkę hotelu (Ewa Skibińska) i Obsługę (Michał Jarmicki), którzy im stale przypominają o ich niskiej pozycji w hierarchii społecznej i uzyskaniu krótkotrwałego dostępu do jedynie gorszych usług spa.
Zatrudniona w hotelu Sprzątaczka (Klara Bielawka) kradnie im dokumenty, karty płatnicze i pieniądze, przez co stają się oni przedmiotem okrutnej zabawy bogatego a nudzącego się w spa małżeństwa – Bogatą Kobietę (Anna Ilczuk) i Bogatego Mężczyznę (Arkadiusz Brykalski). Udaje się im poróżnić zachowującą krytycyzm i niezależność Werę z uległym i postępującym konformistycznie Jakubem. Ona zostaje spętana, zastraszona i poniżona, a w trakcie obezwładniania przez Dyrektorkę, – duszona przez Bogatą Kobietę kolanem, niczym czarnoskóry Georg Floyd w Minneapolis.
Jakub natomiast, dopuszczony do konfidencji przez bogaczy, zostaje przez nich użyty w perwersyjnym seksie z odmianami sadyzmu. Dość, że Bogata Kobieta, śmiejąc się, oddaje mocz na roznegliżowanego Jakuba, a jej partner smaruje go swymi ekskrementami. Aby wzbudzić jeszcze większe obrzydzenie do kapitalistów lewicowej widowni, uznającej wyłącznie kuchnię wegetariańską albo nawet wegańską, dodatkowym elementem sadystycznych gier z udziałem Jakuba uczynił Schilling mielenie mięsa w maszynce i smażenie kotletów na patelni ustawionej pośrodku sceny.
Kiedy Wera uzyskuje zgodę na opuszczenie hotelu zjawia się u niej Jakub z nożem, błagając, aby pozwoliła mu naciąć rękę i utoczyć nieco swej krwi, dzięki której będzie mógł on pozostać w ekskluzywnym towarzystwie. Przerażona Wera odmawia i oskarża Jakuba o uległość. W rezultacie Jakub popełnia samobójstwo wielokrotnie rozcinając swój brzuch nożem.
Po zasłonięciu kurtyny Dyrektorka pojawia się na proscenium w celu przeprowadzenia kolejnego losowania loterii. Żeby zaspokoić upodobanie publiczności Powszechnego do molestowania przez aktorów, przepytuje też wybranych widzów z których dzielnic Warszawy przyjechali do teatru. Zmiata ją podmuch spowodowany bodaj przez eksplozję sprowokowaną prawdopodobnie przez widoczną w głębi sceny Werę. Potężna fala powietrza wywołuje zawirowania na widowni, która zostaje zasypana losami. Publiczność musi nie tylko znieść sceny obrzydliwego seksu z użyciem odchodów i makabrycznego samobójstwa w strumieniach krwi, ale jeszcze przetrwać symulację katastrofy. Schilling uporczywie więc narzuca zarówno aktorom na scenie, jak i widzom, sytuacje o charakterze sadystycznym lub masochistycznym.
Kierownictwo Powszechnego wyjaśnia, że Dobrobyt to spektakl o tym, „jak nasza osobowość na każdym kroku ulega manipulacjom”, którymi posługuje się panujący „system polityczno-gospodarczy nagradzający oportunizm komfortem”. Dodaje, że zgodnie z logiką tego systemu „działają nie tylko dyktatury, ale także kapitalizm współczesnych demokracji”, a na razie „jedyną alternatywą” dla przystosowania pozostaje „wykluczenie, samotność i autoagresja”. Jeden z dyrektorów Powszechnego w materiałach promujących spektakl, opublikowanych na łamach „Didaskaliów” przed zaplanowaną pierwotnie na kwiecień jego premierą, a ściślej w rozmowie z reżyserem, sugerował ponadto, że uczynienie z Wery przeciwniczki systemu ma wydźwięk feministyczny. W Powszechnym panuje bowiem przekonanie, że tylko feminizm jest w stanie przeciwstawić się faszyzmowi.
Dobrobyt to polityczna parabola i psychologiczny thriller grany przez aktorów – z wyjątkiem odtwórczyni Wery – występujących wcześniej w Upadaniu, mającym być portretem polskiej rodziny. Ale Dobrobyt, jak świadczą realia, bynajmniej nie rozgrywa się w Polsce. Projekcje filmowe nie pozostawiają wątpliwości, że Dobrobyt dzieje się nad zimnym morzem, pracownik hotelu śpiewa zaś niemiecką piosenkę biesiadną „Heili, Heilo, Heila”, w Polsce znaną za sprawą żołnierzy Wehrmachtu. Schilling, który pomimo niezadowolenia aktorów wyjątkowo rozpoczął próby z gotowym już scenariuszem, zrealizował więc prawdopodobnie w Powszechnym utwór przeznaczony pierwotnie dla jednego z niemieckich teatrów.
Natomiast w realiach dzisiejszej Polski, podzielonej na konserwatywną i neoliberalną, utwór Schillinga mógł nabrać zgoła nieoczekiwanej wymowy politycznej, jako ostrzeżenie przed swoistym terrorem ekonomicznym i mentalnym, stosowanym przez beneficjentów turbokapitalizmu oraz globalizacji i innych przemian cywilizacyjnych, w stosunku do uboższych i niższych warstw socjalnych. Przecież Wera – pochodząca ze wsi, nieposiadająca dyplomu wyższej uczelni ani kapitału, uzyskująca raczej niskie zarobki, zamierzająca założyć tradycyjną rodzinę, broniąca swej godności i zasad moralnych – stanowić może uosobienie tej części polskiego społeczeństwa wzbudzającej pogardę i nienawiść establishmentu żyjącego w wielkich miastach w luksusowych warunkach, znakomicie wykształconego, mającego nieruchomości, firmy i wysokie dochody. Węgierski reżyser niespodziewanie, a bodaj też mimowolnie, ukazał na polskiej scenie tę zasadniczą linię podziału i wynikające z niej zagrożenia dla indywidualnej wolności oraz współżycia społecznego. Ale rodzima lewica z kręgu „Krytyki Politycznej” – usiłująca nadawać ton w środowisku teatralnym, zwalczająca przede wszystkim katolickich konserwatystów, a współdziałająca w istocie z neoliberałami – nawet nie próbowała dotąd zrozumieć owych wykluczonych, odtrąconych i wyśmiewanych, których przedstawicielem był w Upadaniu popełniający samobójstwo bezrobotny Michał. Dlatego zaledwie naszkicowany przez autora i reżysera oraz poprawnie grany przez aktorów w warunkach epidemii Dobrobyt, niepotrzebnie epatujący widzów drastycznymi scenami i efektem eksplozji, jest zmarnowaną szansą na spektakl prowokujący warszawską publiczność do rewizji przekonań dotyczących klasowych i politycznych podziałów we współczesnej Polsce. Tym bardziej, że jego premiera odbyła się tuż przed drugą turą wyborów prezydenckich, i jak celnie zauważył pisarz Szczepan Twardoch po ich rozstrzygnięciu, polscy lewacy protestujący przeciwko zamordowaniu Floyda przez policjantów z Minneapolis, równocześnie demonstrują identyczną pogardę wobec swych popierających prawicę rodaków jak amerykańscy rasiści w stosunku do czarnoskórych współobywateli.