"Czas terroru" na w reż. Lecha Raczaka w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy oraz "Mała Apokalipsa" w reż. Lecha Raczaka w Teatrze im. Fredry w Gnieźnie. Pisze Jacek Sieradzki w Odrze.
Finał "Dziadów" sprzed trzech łat wciąż mi stoi przed oczami. Lech Raczak rozmnożył głównego bohatera dramatu i poumieszczał w różnych przedziałach wiekowych. Gdy dokonały się już narodowo-mistyczno-poetyckie egzorcyzmy, młodych buntowników w białych romantycznych koszulach anioły targały do nieba nieomal na siłę. W ekstazie. Stary, brodaty, zmęczony Konrad samotnie lazł w drugą stronę. Bez słowa i bez asysty hufców niebieskich. Świetne przedstawienie legnickiego Teatru im. Modrzejewskiej z roku 2007 nie znalazło rozgłosu, na jaki zasługiwało; ani jego twórcy, ani ujęcie tematu nie byli wówczas w łasce władców opinii teatralnej. Szkoda. Bo Raczak, owszem, pozostał wierny obranej wtedy drodze pod prąd. Mało jest jednak prawdopodobne, że nowa propozycja z jego cyklu, dramatyczny "Czas terroru", zdoła się przebić przez rampę i nawiązać podobnej jakości kontakt z widownią. Głównie z powodu języka. Młodopolski neoromantyzm "Róży" Ż