EN

17.05.2023, 19:35 Wersja do druku

Wszystko o moim kraju

„Dziady” Adama Mickiewicza w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie. Pisze Monika Oleksa w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Bartek Barczyk / mat. teatru

Jeszcze przed premierą okrzyknięto je wydarzeniem sezonu, trudno się temu dziwić: po 120 latach znów ze sceny Teatru Słowackiego usłyszeć możemy:

Samotność, cóż po ludziach 
czym śpiewak dla ludu (…)
Nazywam się Milijon — bo za milijony
Kocham i cierpię katusze.

Stanisław Wyspiański wystawił dramat uznawany przez dziesięciolecia za niesceniczny, zrealizował tym samym swoją koncepcję teatru ogromnego, ale też aktualnego, mówiącego o Polsce. Maja Kleczewska, równo 120 lat później też opowiada Dziadami o Polsce (a trzeba dodać, że symbolicznych odniesień pojawia się więcej – przecież na tej scenie debiutowała reżysersko spektaklem Jordan nieco ponad 20 lat temu; to w tym przedstawieniu grała Dominika Bednarczyk, która w Dziadach wciela się w Konrada!). To spektakl aktualny i jednocześnie w znacznym stopniu wierny (ingerencja w tekst ogranicza się do rezygnacji którejś ze scen i zmiany form czasowników z męskich na żeńskie) tekstowi Mickiewicza.

Patrzę na ojczyznę biedną…

To spektakl pełen odniesień politycznych. Spektakl, w którym Polska jest więzieniem. Ale przecież Dziady Mickiewicza też były o Polsce, o aktualnej i politycznej sytuacji… Więc zarzut o “upolitycznianie” łatwo można odrzucić. Cała rzecz w tym, iż Dziady Adama Mickiewicza były, są i zawsze pozostaną wielkim krzykiem o wolność, wielkim buntem przeciw wszelkim próbom jej ograniczania, przeciw wszelkiej niesprawiedliwości! Dlatego każda władza, która chce organizować życie swym obywatelom ma z nimi pewien problem, wszak pokaz totalnego buntu, niezgody na zastaną rzeczywistość wybrzmiewa z nich niezwykle mocno. 

Ale po kolei: scenografia, choć ascetyczna, mocno zaingerowała w przestrzeń widowni, bo część rzędów krzeseł z przodu sceny została usunięta, a podłoga jest lustrzana, autorka scenografii, reżyserii światła, Katarzyna Borkowska, osiągnęła dzięki temu bardzo ciekawy efekt performowania przestrzeni: publiczność otacza tą dodatkową część sceny (to później będzie świetnie grało – Konrad wychodzić będzie z ludu – spośród publiczności, co przy wygaszonych niemal światłach będzie robiło jeszcze większe wrażenie). Są oczywiście elementy scenografii, które zmieniają się zależnie od sceny – mamy więc długą ławę, niczym w bronowickiej chacie, za którą zasiadają ludzie równie podzieleni i skłóceni, jak chłopi i inteligencja w dramacie Wyspiańskiego. Jest, jak wspomniałam, pusta scena w czasie Wielkiej Improwizacji, jest ołtarz mariacki w scenach z księdzem Piotrem, są ekrany, na których zobaczymy na początku Marię Janion, a później m.in. zwielokrotniony obraz z innej perspektywy pokazujący więźniarki osadzone w bazyliańskiej celi.

Konrad jest kobietą, uwięzione są kobiety, łatwo interpretować to doraźnie jako odwołanie do strajku kobiet, mniej czy bardziej udanych dyskusji o miejscu i roli kobiet w naszym społeczeństwie, wreszcie zaś o zaostrzeniu prawa aborcyjnego. To ważne tematy, podobnie jak Herstoria w głębszym tego słowa znaczeniu, a wydaje się, że i (przede wszystkim?) o tym chce opowiedzieć w swym spektaklu Maja Kleczewska. Transgresja, której dokonuje ma znaczenie zarówno w kontekście przeszłości, jak i teraźniejszości. To też kolejne w ostatnim czasie przedstawienie eksplorujące ten temat, że wspomnę tylko Panny z Wilka, 3Siostry, Trąbkę do słuchania, Panią Bovary. Oczywiście każde z tych krakowskich przedstawień robi to w innym kontekście i na swój sposób, ale mianownik jest wspólny: miejsce kobiet. Te spektakle są często trudne, czy raczej “niewygodne”, bo jesteśmy w trakcie procesu przedefiniowania tej roli i miejsca kobiet w trudnej historii i niestety równie trudnej współczesności. Bo nasza (i nie tylko nasza!) historia była historią mężczyzn. Mężczyzn walczących w powstaniach, na wojnie, tułających się na politycznej emigracji, poświęcających życie za wolność Polski. Teraz zaczynamy pytać o to gdzie wtedy były kobiety? Przecież nie zniknęły! Tylko po prostu nie zwracano na ich los uwagi, a przynajmniej wystarczającej uwagi. Teraz Kleczewska pokazuje nam tę brakującą połowę dziejów, Jacek Kopciński stwierdził w tym m.in. kontekście, że lewica (chyba nie tylko – dodam od siebie) odbiła ‘Dziady’ prawicy, to pewnie jeden z powodów, dla którego zapanowało wokół tego przedstawienia tak wielkie poruszenie. Taka opowieść robi na mnie wrażenie: oto mamy kobiety, te które po procesie wileńskim, później po powstaniu listopadowym, styczniowym i przymusowej politycznej emigracji mężczyzn zaangażowanych w tę patriotyczną działalność zostały same: narzeczone, żony, matki z małymi dziećmi, matki dorosłych synów, których los pozostał nieznany. Przecież wyraźnie pobrzmiewa to w scenie więziennej, której bohaterki rozmawiają o mężczyznach, nieobecnych za sprawą polityki Nowosilcowa. Może warto pokusić się w kontekście tej sceny o taką refleksję, taką interpretację? Myślę, że może być istotna, szczególnie, że aktualna sytuacja, los uchodźców z Ukrainy, dopisuje do niej straszny epilog. Korespondentka wojenna, Bianka Zalewska, pokazuje w jednym z reportaży Ukrainki, które tam, w swej ogarniętej wojną ojczyźnie zaangażowały się w pomoc innym. Jedna z nich, młoda kobieta, historyczka pisząca pracę dyplomową o kobietach – bohaterkach z czasów II wojny światowej, sortuje dary, szykuje paczki dla potrzebujących. Przebywa na zagrożonym terenie, działa i konsternacją reaguje na słowa reporterki: teraz ty jesteś jak bohaterki twojej pracy dyplomowej, ty jesteś bohaterką narażającą życie dla innych…

Kurtyna podnosi się wraz ze słowami (wypowiadanymi, jak już wspomniałam, przez Marię Janion) Człowieku, gdybyś wiedział jaka twoja władza, mamy też anioła z husarskimi skrzydłami (kwestią interpretacji jest, czy to nawiązanie do potęgi polskiego rycerstwa w najlepszych jego czasach, czy raczej ironiczne odniesienie do patriotyzmu budowanego na micie potęgi Polski i jej rycerstwa). Sceniczne dzianie się początkuje zaczerpnięty z II części Dziadów obrzęd. Znaczna część jego uczestników nosi współczesny kostium, a powtarzany za Guślarzem krzyk ciemno wszędzie, głucho wszędzie wybrzmiewa nierówno. Towarzyszy temu czarne, żałobne tło i muzyka podkreślająca niepokój. Szczególnie mocne wrażenie robi dwoje dawnych żołnierzy AK – są oni Józiem i Rózią, w dramacie Mickiewicza dziećmi, które nie zaznały goryczy ni razu… Jakżesz gorzko to brzmi w kontekście ich opasek z napisem Armia Krajowa…

Zbiorowa scena, prezentująca przekrój współczesnego polskiego społeczeństwa zgromadzonego wokół długiego stołu, jako żywo przypomina bronowicką chatę, tylko tam mieliśmy nie mogących porozumieć się chłopów i inteligencję, tutaj tych, co nie mogą (nie chcą?) się dogadać jest więcej: kibice, szalikowcy, byli powstańcy, ludzie z polskimi flagami, dziewczyna robiąca sobie selfie. To nawiązanie do Wyspiańskiego wynika nie tylko z podkreślenia rocznicy jego wystawienia Dziadów, na tej przecież scenie, jest też odniesieniem do Stanisława Wyspiańskiego jako tego, który w swej twórczości dramaturgicznej rozbijał polską mitologię narodową, bo uważał ją za destrukcyjną dla naszego narodu. Gdy zgraja uczestników rozbiega się – jakżeby inaczej – między publicznością i znika, również z publiczności wychodzi Konrad, wcześniej przyglądający się końcówce obrzędu. Dominika Bednarczyk w jednym z wywiadów przyznała, że kule, o których się porusza są na poziomie znaczeń dosłownych nawiązaniem do Janiny Ochojskiej i jej działalności humanitarnej w ramach PAH, ale na głębszym poziomie pokazuje Konrada jako kobietę, z jednej strony zdeterminowaną do działania na rzecz słabszych, z drugiej zaś jako poranioną, zrezygnowaną. Ale to odwrócenie znaczeń w kreacji Konrada i ks. Piotra to nie jedyny zabieg, jaki proponuje nam reżyserka w kreacji scenicznej głównej postaci dramatu, jest jeszcze podwojenie; oto jest i drugi Konrad – tancerka, której taniec niejako usprawnia postać kreowaną przez Bednarczyk, a taniec z kulami narzuca skojarzenie z Tańcem z szablami. O istocie tej sceny w dużej mierze decyduje performowanie przestrzeni: ta gra wraz z aktorami, tutaj wszystkie łączenia bohaterów z publicznością (z polskim społeczeństwem!), to że więzione kobiety zostały osadzone w fosie orkiestrowej nabierają znaczenia wyjątkowego, sam taniec na lustrzanej części sceny, to że ta odbija rzeczywistość, ekran przedstawiający więźniarki (podwojenie obrazu, ale z innej perspektywy), wreszcie zaś efekty dźwiękowe – podwojenie głosów, mają swe symboliczne znaczenie. Ta gra przestrzenią może się podobać! Kiedy kobiety intonują Pieśń zemsty – z towarzyszeniem głośnej muzyki, szczególnie instrumentów perkusyjnych – pogrążają się w tańcu w krąg (czyżby kolejne nawiązanie do Wyspiańskiego? Do somnambulicznego tańca kończącego Wesele?). 

Nie gardź mną, ja nie jeden, choć sam tu wzniesiony

Tzw. mała improwizacja rozgrywa się na scenie pogrążonej we mgle – trzy reflektory oświetlają Konrada proszącego o dar widzenia. Natomiast Wielka Improwizacja jest minimalistyczna, wypowiada ją Konrad – kobieta, w której nie ma buty, więcej jest rozpaczy i rezygnacji, ale poezja, tworzenie pozwala mówić Silna jestem i rozumna! Zarzuty wobec Boga pełne są smutku, chwilami płaczu, wypowiadane drżącym głosem, przy zwieszonej głowie, dopiero temat ojczyzny uruchamia energię gniewu i Bednarczyk – Konrad po raz pierwszy krzyczy: ja i ojczyzna to jedno! Publiczność przerywa gromkimi oklaskami, bo i gra Dominiki Bednarczyk na to zasługuje, ufam w tej kwestii swej wiedzy, a jeszcze bardziej Jackowi Kopcińskiemu i Katarzynie Flader-Rzeszowskiej niż recenzentce nazywającej znakomitą aktorkę kuglarzem

Diabły, notabene bardzo eleganckie, w czarnych frakach wiodące potem Konrada na brutalne egzorcyzmy nie pozostawiają złudzeń – o duszę bohaterki będzie się toczyła walka. Gdy jeden tylko anioł modli się za Konrada, przy wtórze głośnej, organowej muzyki wjeżdża ołtarz Wita Stwosza.

Mam problem ze sceną, która tutaj następuje i jej kontekstem, mianowicie, czy koniecznie z pokornego sługi bożego, księdza Piotra, trzeba było czynić wysokiego hierarchę kościelnego, który na tle złotego ołtarza gwałci młodziutką Ewę? Szczególnie, że przy zasadniczej wierności tekstowi Mickiewicza robi się to co najmniej dyskusyjne. Rozumiem zasadę odwrócenia znaczeń zastosowaną przez reżyserkę: Konrad jest pokorny, cierpiący, natomiast ksiądz Piotr (w tej roli Marcin Sianko, który subtelniej utkał rolę Wielkiego Inkwizytora w Imieniu róży) pełen pychy i przekonania o swej wszechmocy. Oczywisty jest tu też kontekst współczesny, kontekst bardzo poważny, ale czy koniecznie tak musiał być pokazany? Czy samo wcześniejsze:

Spojrzałam w kościół pusty

nie brzmi już wystarczająco sugestywnie? Owszem, pokażmy, że – niestety – ksiądz Piotr to już nie jest wspomniany Mickiewiczowski pokorny sługa boży, ale może symbol, metafora, niedopowiedzenie byłoby bardziej dojmujące? 

Cała Polska młoda oddana w ręce Heroda

Senator Nowosilcow, brawurowo zagrany przez Jana Peszka, jest chwilami groźny, bezwzględny, a chwilami groteskowy, wręcz śmieszny ze swoim pragnieniem zachowania władzy za wszelką cenę i zdobycia dowodów przeciw uwięzionym młodym ludziom:

 Choć ja wiem o tym wszystkim, 
Panie Radco Stanu, 
Jeśli odkryć dowody udało się Panu, Ecoutez¹³⁸, 
daję Panu senatorskie słowo, 
Naprzód pensyję roczną powiększę połową
 I tę skargę za dziesięć lat służby policzę, 
Nasz naród jak lawa, 
Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa, 
Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi

Scena Balu u Senatora jest wybitna, niesamowite wrażenie (szczególnie, że przecież widownia otacza z trzech stron scenę!) robią tańczące, w takt głośnej muzyki klasycznej pary ubrane w piękne stroje z epoki (brawa dla Konrada Parola) i przebijający się mimo wszystko głos towarzystwa w dramacie Mickiewicza zajmującego w scenie Salonu Warszawskiego miejsce przy drzwiach, patriotów rozmawiających o prześladowaniach, o losie uwięzionych.

Tymczasem pary, w eleganckich, balowych kreacjach, tańczą. Tym razem pełen elegancji, ale jednak taniec w krąg – czyż to nie kolejne odniesienie do Wyspiańskiego? Do chocholego tańca? Ta scena jest tyleż piękna, co przerażająca. I na koniec: czy te Dziady mogą niektórych drażnić? Owszem. I dobrze, mają drażnić!

Tytuł oryginalny

WSZYSTKO O MOIM KRAJU

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Monika Oleksa

Data publikacji oryginału:

17.05.2023