EN

26.08.2022, 08:01 Wersja do druku

Wielogłos o Marcie Fik

Wystawa o Marcie Fik, upamiętniająca osiemdziesiątą piątą rocznicę urodzin krytyczki teatralnej i badaczki kultury polskiej, przybrała niecodzienną formę. Na jej potrzeby przeprowadziłyśmy z Magdą Kuleszą blisko dwadzieścia rozmów – rejestrowanych przez Michała Januszańca oraz Przemysława Pypcia. To fantastyczny materiał do pracy, do przemyśleń, do przeżycia.

Kilkanaście wypowiedzi osób, które spotkały Martę Fik na różnych etapach życia pokazują jedno – nie sposób tego zapomnieć. I nie ma znaczenia, czy była to długoletnia przyjaźń, roczne zajęcia, wieloletnia współpraca czy przelotne kontakty na korytarzach instytucji. Choć czas zaciera kontury wydarzeń, myli daty, rozmazuje szczegóły, każde nagranie niesie nieprawdopodobny ładunek energetyczny. Czasami znaczenie Marty Fik dla rozmówcy jest tak duże, a emocje tak silne, że niemal uniemożliwiały wypowiedź.

W czasie przygotowań do wystawy onieśmielała mnie wyjątkowość intelektualnej biografii bohaterki, oszołomiła pozostawiona spuścizna. Nie spotkałam Marty Fik osobiście, a wybrane teksty jej autorstwa czytałam, bo – jak większość studentów wiedzy o teatrze – musiałam. Były obowiązkowe na liście lektur z teatru współczesnego. Teraz wróciłam do biblioteki i leżało przede mną kilka tomów recenzji i esejów, gigantyczna kronika Kultura polska po Jałcie, a także wcześniejsza próba podsumowania trzydziestu pięciu powojennych sezonów teatralnych, czy wreszcie wydany pośmiertnie tom Autorytecie wróć?. Jak na małej wystawie pokazać wybitną osobowość, przez kilkadziesiąt lat obserwującą, analizującą a przede wszystkim uczestniczącą w życiu kulturalnym, społecznym i politycznym?

W trakcie zainicjowanych i prowadzonych przez Magdę Kuleszę kwerend uderzyło nas jeszcze jedno. Przez dwadzieścia siedem lat, które upłynęły od przedwczesnej śmierci Marty Fik, przyjaciele, uczniowie i współpracownicy wielokrotnie przypominali jej osobę i dorobek. Nie pozwalali sobie i innym zapomnieć.

Rok po śmierci powstał film dokumentalny, zawierający wypowiedzi najbliższych i najmocniej związanych z nią ludzi. To wyjątkowy materiał, w którym – poza uwielbieniem dla osoby i podziwem dla jej osiągnięć – zarejestrowany został także szok po stracie. W tym samym 1996 roku ukazał się w miesięczniku „Dialog” zbiór wspomnień i tekstów dedykowanych jej pamięci – Kwiaty dla Marty Fik.

W 1997 roku rozpoczęła działalność Oficyna Wydawnicza Errata, która nazwę pożyczyła od ukochanej jamniczki Pani Profesor. Maria Napiontkowa i Joanna Krakowska-Narożniak powołały wydawnictwo przede wszystkim po to, by wydać ostatni, przygotowany przez Martę Fik tom tekstów (ostatecznie oficyna działała prawie dwadzieścia lat).

Wielokrotnie przypominano, że to, co pisała i jak pisała, jest ciągle aktualne i ważne. Wydaje się, że o Marcie Fik powiedziano może nie wszystko, ale bardzo dużo. Ale… zmieniają się okoliczności, rośnie kolejne pokolenie tworzące i omawiające teatr i uznaliśmy, że znów warto, szczególnie młodym ludziom, opowiedzieć o tej niezwykłej badaczce oraz wyjątkowym człowieku.

Do intelektualnej spuścizny Marty Fik, przynajmniej tej spisanej i opublikowanej, stosunkowo łatwo dotrzeć (poniżej załączam spis pozycji udostępnianych online w Czytelni Encyklopedii Teatru Polskiego). Dużo trudniej przybliżyć człowieka – poczucie humoru, system wartości, przekonania, charakter, upodobania.

Wystawa jest próbą zmierzenia się z tym wyzwaniem. Ściany szklanego atrium stanowiącego główne wejście do budynku Instytutu Teatralnego oklejono półprzezroczystą tapetą z fotografią księgozbioru, w którym uważne oko wyłowi okładki książek Marty Fik. Po lewej stronie, na środku pomieszczenia, ze swobodnym dostępem z każdej strony, stanął wysoki, wąski prostopadłościan, na którym znalazły się nadrukowane wizerunki Marty Fik – te oficjalne i te robione prywatnie. Nieliczne zachowane zdjęcia malutkiej Marty z rodzicami, których straciła tragicznie jako dziecko (działających w komunistycznym podziemiu Ignacego Fika i Helenę Moskwiankę aresztowano jesienią 1942 roku; ojca po brutalnym śledztwie rozstrzelano pod koniec listopada; matka zmarła w 1943 w Auschwitz). Zdjęcia ze spotkań z kolegami i koleżankami z pracy, z przyjaciółmi, ze ślubu z Bogdanem Augustyniakiem, z rodzinnych wakacji z synami Łukaszem i Szymonem, na tarasie żoliborskiego domu. Uśmiechnięta, zamyślona, z papierosem, z książką, ze stertą papierów.

Żeby dotrzeć do drugiej części wystawy w głębi budynku trzeba podążyć śladem ustawionych pod ścianami metalowych piesków – Errat – skopiowanych z logo wydawnictwa. Na wprost wejścia do galerii, na dwóch monitorach wyświetlane są filmy – po lewej dokument Marta, po prawej montaż programów telewizyjnych z jej udziałem. Na każdej z czterech, czarnych ścian galerii naklejono po jednym, czarnobiałym, powiększonym portrecie Marty Fik z różnych okresów życia. Każda z fotografii została dodatkowo zwielokrotniona, rozbita w różnym rytmie zbliżeń detali i wyciętych kadrów. Te portrety rozpadają się na kawałki jak w kalejdoskopie.

W prawym skrzydle umieszczona została drewniana konstrukcja, która skrywa lalkę – postać krytyczki z papier-mâché umieszczoną w teatralnej loży. Trochę to przewrotny pomysł, bo Marta Fik nigdy w żadnej loży nie siedziała, nie celebrowała pisania o teatrze. Przedstawienia zazwyczaj oglądała z pierwszych rzędów. Była ze szkoły Jana Kotta (na warszawskiej polonistyce obroniła u niego pracę magisterską), który fotel recenzenta radził stawiać na placu publicznym, a nie w zaciszu pluszowych balkonów. Ale jest coś symbolicznego w tym, że ten „pomnik” Marty Fik, przeciwko stawianiu którego pewnie by protestowała, jest tak kruchy i nietrwały.

Druga część galerii przypomina stanowiska w czytelni lub archiwum filmowym. Dwanaście monitorów umieszczonych w specjalnej konstrukcji, po sześć z każdej strony, tyle samo słuchawek i krzeseł. I dużo więcej nagrań wideo niż stanowisk. Część materiałów została zmontowana w taki sposób, że kilka osób występuje na jednym ekranie. Nie sposób zobaczyć i odsłuchać wszystkich wspomnień na raz. To kilka godzin anegdot, refleksji, wzruszeń. Trzeba dokonywać wyboru i wracać jak do biblioteki, jak do archiwum. Odwiedzać jak kogoś bliskiego...

Marta Fik z mężem Bogdanem Augustyniakiem i synami, Łukaszem i Szymonem. Fot. archiwum rodzinne

Jaka Marta Fik wyłania się z tych opowieści? Synowie wspominają ją jako cudowną mamę, nieustannie coś piszącą, notującą, zabierającą ich ze sobą na spektakle, do Instytutu czy biblioteki (mąż i tata Bogdan Augustyniak był reżyserem, przed przez prawie dziesięć lat dyrektorem teatru w Kielcach i do Warszawy przyjeżdżał głównie w weekendy). Mamę raczej mało tradycyjną (nie gotowała obiadów), roztargnioną, gdy chodziło o rzeczy przyziemne (kolejne przypalone garnki czy zgubione przedmioty) i nieprawdopodobnie skoncentrowaną, gdy chodziło o pracę (potrafiła się skupić w każdych warunkach i okolicznościach). Mamę wyrozumiałą, opiekuńczą. Świetną rozmówczynię. Nieepatującą opozycyjną działalnością, ale też nieukrywającą tego, co robi. Mieli świadomość, że ich dom jest inny niż domy kolegów.

Synowie wiedzieli, że mama była sierotą, jeździli do rodziny do Krakowa (Martę wychowywał Eugeniusz Fik, brat ojca, który opiekował się także dokwaterowanym do jego mieszkania młodziutkim małżeństwem z dwójką dzieci, o których Łukasz i Szymon mówią „kuzyni”), ale nigdy z nimi na ten temat nie rozmawiała. Już po śmierci matki, Szymon Augustyniak obronił na Uniwersytecie Warszawskim pracę magisterską poświęconą Ignacemu Fikowi; zbierając materiały poznał okoliczności aresztowania i śmierci dziadków. W wypowiedziach przyjaciół i współpracowników wielokrotnie pojawia się refleksja o nieprawdopodobnym uwielbieniu dla synów, o tym jak bardzo była z nich dumna. Ale też jak „matkowała” studentom czy współpracownikom – podsyłała zlecenia, polecała do pracy, pomagała opublikować tekst czy rozwiązywać życiowe problemy.

Krystyna Starczewska, wieloletnia przyjaciółka, poznana podczas egzaminów wstępnych na pierwsze studia (oprócz polonistyki Marta Fik ukończyła także historię sztuki), podkreśla wyjątkową prawość i szlachetność Marty. Trzeźwa i przenikliwa ocena faktów czy działań, umiejętność patrzenia na sprawy w szerszym kontekście, nie wykluczały otwarcia na człowieka, zwłaszcza w potrzebie. To też rys charakteru, który nieustannie powraca w opowieściach o pani profesor Fik. I nie wydaje się, że jest to tylko pośmiertna hagiografia. Wszyscy są zgodni i mają wiele przykładów jej bezinteresownej dobroci, ale też nieprawdopodobnej odpowiedzialności za drugiego, zwłaszcza młodszego czy w jakiś sposób zależnego od niej człowieka. Szczególnie podkreślają to Jacek Sieradzki i Wanda Zwinogrodzka opowiadający o działaniach Marty Fik jako dziekana Wydziału Wiedzy o Teatrze w burzliwych czasach tuż przed i w trakcie stanu wojennego.

Jej studenci dzielą się na dwie grupy. Warszawscy – jak Wanda Zwinogrodzka czy Rafał Węgrzyniak – spotykali ją przez kilka semestrów, na zajęciach lub szkolnych korytarzach. Część z nich przechodziła z relacji uczniowskiej do relacji przyjaciel czy bliski znajomy. Krakowscy – jak Roman Pawłowski, Piotr Gruszczyński czy Janusz Legoń (Fik w latach 1974–1976 i 1984–1988 wykładała na Uniwersytecie Jagiellońskim) mieli ją „na chwilę”, wiedzieli, że spotyka ich coś wyjątkowego, że obecność Marty Fik „zawdzięczają” sytuacji politycznej, bo nie mogła wykładać w Warszawie.

To rzadka wspólnota doświadczeń. Oba ośrodki miały różne autorytety. Kraków – profesora Jerzego Gota. Warszawa – profesora Zbigniewa Raszewskiego. Natomiast Marta Fik była ważna i dla warszawskiego WOT-u, i dla krakowskiej teatrologii.

Wszyscy opowiadają o roztrzepaniu pani profesor, o stertach fiszek spiętych gumką recepturką, rozrzucanych na biurko w poszukiwaniu właściwego dla wykładu pakietu. O ogromnej liczbie papierosów wypalanych także w trakcie zajęć. Ale też o nieprawdopodobnej erudycji, wyjątkowej inteligencji i ironicznym czasami poczuciu humoru. O umiłowaniu konkretu, faktu, ale też konieczności zobaczenia procesu, kontekstu, uwarunkowań. Dla wielu jej uczniów i uczennic zajmujących się zawodowo teatrem Trzydzieści pięć sezonów czy Kultura polska po Jałcie to nadal ważne punkty odniesienia, do których sięgają pisząc czy odwołując się do przeszłości.

Choć – jak podkreśla Piotr Gruszczyński – nikt nie opracował „metody” Fik pisania o teatrze, to można spróbować nakreślić, co było dla niej ważne. U podstawy leżało przekonanie, że teatr, że przedstawienie powinny być serio, mówić coś ważnego o tym, co teatrem nie jest. Przekonanie, że nie ma czegoś takiego jak apolityczność kultury, że tak teatr, jak całe życie kulturalne, jest zawsze uwikłany i uwarunkowany rzeczywistością polityczno-społeczną. Oceniając spektakl trzeba być tego świadomym.

Małgorzata Piekutowa zapamiętała, że najbardziej Martę Fik irytowała w teatrze intelektualna płytkość, hucpiarstwo i schlebianie tanim gustom. Dlatego toczyła boje z Adamem Hanuszkiewiczem i jego sposobem uprawiania teatru. Doceniała jego rzemieślniczą sprawność oraz wyobraźnię – i tym bardziej zżymała się na sposób, w jaki ich używa.

Niedościgłym wzorem pozostawał Konrad Swinarski.

Pierwszą recenzję teatralną Marta Fik opublikowała w 1967 roku i pisywała je regularnie przez kolejnych piętnaście lat. W latach osiemdziesiątych XX wieku coraz rzadziej skupiała się na teatrze, coraz bardziej na mechanizmach rządzących kulturą i polityką, angażując się jednocześnie w działalność opozycyjną. Jacek Bocheński i Andrzej Kaczyński opowiadają o wydawaniu „Nowego Zapisu”. Wspominają zaangażowanie, brak kombatanctwa i – rzadką współcześnie w życiu publicznym – zwykłą, ludzką przyzwoitość.

Joanna Krakowska zwraca uwagę na eseje z ostatnich lat życia, przygotowywane do wydania przez Martę Fik. To w analizach postaw intelektualistów po 1989 roku, w opisach rozpadu antykomunistycznej opozycji, refleksjach na temat roli Kościoła badaczka widzi swoisty testament Marty Fik. Dziedzictwo, które należałoby podjąć, kontynuować, a być może zreinterpretować.

***

Wystawa nie kończy naszych prac nad dokumentowaniem działalności i dorobku Marty Fik. Planujemy nagrywać wspomnienia kolejnych świadków. Wszystkie wypowiedzi zamierzamy opublikować na stronie ETP – w dziale poświęconym Marcie Fik. Marzy nam się także, aby wreszcie ktoś z badaczy czy badaczek opisał i przeanalizował to życie i twórczość. Marzy nam się intelektualna biografia profesor Marty Fik.

Joanna Biernacka-Płoska



Bibliografia prac autorskich i pod redakcją Marty Fik dostępnych w Czytelni ETP:

• Broszkiewicz, Warszawa 1971 (https://bit.ly/3m9fmAn);

• Reżyser ma pomysły..., Kraków 1974 (https://bit.ly/2JYg9a6);

• Sezony teatralne. Szkice, Warszawa 1977 (https://bit.ly/37Y2fN8);

• Trzydzieści pięć sezonów. Teatry dramatyczne w latach 1944–1980, Warszawa 1981 (https://bit.ly/3oBJc1Y);

• Przeciw, czyli za, Warszawa 1983 (https://bit.ly/342Oa00);

• Konrad Swinarski. Wierność wobec zmienności, red. Marta Fik, Jacek Sieradzki, Warszawa 1988 (https://bit.ly/39Y5lDH);

• Kultura polska po Jałcie. Kronika lat 1944–1981, Londyn 1989 (wyd. II Warszawa 1991), t. 1–2; (https://bit.ly/343ZCsbhttps://bit.ly/2W53CUX);

• Między Polską a światem: kultura emigracyjna po 1939 roku, Warszawa 1992 (https://bit.ly/378qycc);

• Zamiast teatru, Warszawa 1993 (https://bit.ly/3oM6UJ9);

• Marcowa kultura: Wokół „Dziadów” – Literaci i władza – Kampania marcowa, Warszawa 1995 (https://bit.ly/3440sFl);

• Autorytecie, wróć? Szkice o postawach polskich intelektualistów po Październiku 1956, Warszawa 1997 (https://bit.ly/37S6Yjy);

• Teatr – widowisko, red. Marta Fik, Warszawa 2000 (https://bit.ly/2Kdm7Us) w serii „Encyklopedia Kultury Polskiej XX wieku”;

• Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego, 13 XII 1981 – 15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel. Materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000 (https://bit.ly/2W4U0cL).

Ponadto, z okazji 25. rocznicy śmierci Marty Fik, na stronach ETP udostępniono Kwiaty dla Marty Fik – cyfrową „nadbitkę” artykułów wspomnieniowych opublikowanych rok po Jej śmierci w .„Dialogu” 1996 nr 12 (http://encyklopediateatru.pl/ksi.../835/kwiaty-dla-marty-fik).

Źródło:

Materiał własny