Synonim francuskiego amanta, ze strony matki (aktorki i pianistki) wywodził się z aszkenazyjskich Żydów, ze strony ojca – z Azerów irańskich, wyznawców zoroastryzmu. Rodzice Hosseina poznali się w Berlinie (gdzie jego ojciec porzucił studia medyczne, aby poświęcić się muzyce), stamtąd trafili do Paryża. Pisze Krystyna Berkan w portalu Teatrologia.info.
Urodzony w 1927 roku Robert młodość spędził w skromnych warunkach – jak sam wspominał „Urodziłem się jako ubogi, lecz z wyobraźnią bogacza”[
Hossein zaczął być w kolejnych latach kojarzony ze szczególnym emploi, łącząc cechy „pierwszego amanta” (jeune premier) z talentem do odtwarzania postaci „mrocznych” czy neurotycznych. Ten obraz utrwaliła zwłaszcza ekranizacja Zbrodni i kary, przeniesionej przez reżysera Georgesa Lampina we współczesne realia francuskie. Hossein zagrał rolę Réné Brunela (alter ego Rodiona Raskolnikowa), partnerowali mu Jean Gabin jako komisarz policji i Marina Vlady (notabene, żona Hosseina w latach 1955-1959) jako ukochana Brunela – Lili.
Sławy przysporzyły Hosseinowi filmy „płaszcza i szpady”, przede wszystkim – wyśmiewany za melodramatyczno-sensacyjną treść i kiczowatą estetykę – cykl o Markizie Angelice (niezwykle popularny także w Polsce), w których odtwarzał postać hrabiego Jeoffreya de Peyraca. Z tego względu Marguerite Duras (z którą współpracował i pozostawał w przyjaznych stosunkach) nazwała go „Don Juanem z bazaru, Casanovą dla midinetek”[
Jednak zawężanie jego wkładu w historię teatru do roli „mrocznego amanta”, pomiędzy Raskolnikowem-Brunelem a de Peyrakiem, byłoby stanowczym uproszczeniem. Zapisał się jako propagator i obrońca teatru ludowego, masowego, popularnego, o naturze typowo francuskiej, z ducha Romaina Rollanda. Taki też teatr pragnął tworzyć otwierając w 1971 roku scenę w Reims, wówczas peryferyjnym robotniczym mieście. Choć można poszukiwać analogii między jego koncepcjami a niektórymi postulatami Jeana Vilara, sformułowanymi w latach 40. i 50., Hossein był mniej od niego wymagający wobec widza i pomijał (podstawowe dla Vilara) polityczne aspekty działalności. Nie wahał się wprowadzać do teatru estetyki przynależącej do kultury popularnej. Budziło to pewne kontrowersje, zaś jego sympatia dla efektownych, masowych widowisk zapewniła mu miano „mistrza przesady”[
Mimo zarzucanej jego spektaklom przesadnej dekoracyjności czy balansowania na granicy kiczu, także jego przeciwnicy przyznawali, że spełnił vilarowski postulat sprowadzenia na widownię tych, którzy do teatru dotąd nie chodzili. Sam twierdził, że pragnie odtworzyć klimat filmów, które stworzyły imaginarium jego dzieciństwa, wyświetlanych w peryferyjnych kinach, operujących klarownymi wartościami, wyrazistymi emocjami, o feerycznej i efektownej estetyce[
Od lat 80. w jego spektaklach coraz istotniejsza stawała się tematyka religijna. Ta zmiana wypływała przede wszystkim z jego osobistego nawrócenia, stanowiącego nie tyle nagłe olśnienie, co powolną ścieżkę. Jak opisywał: „Siedem lat spędzonych w Reims było dla mnie zerwaniem z powierzchownym życiem prowadzonym w Paryżu. Napotykając co dzień spojrzenie anioła na fasadzie katedry (…) czułem wewnętrzną obecność Boga, oddawałem się do jego dyspozycji”[
Śmierć przyszła w samym środku jego pełnych rozmachu planów. Jeszcze w sierpniu 2020 projektował wznowienie spektaklu Notre-Dame de Paris, mające zarazem stanowić hommage dla dziejów katedry. Czy znajdzie kontynuatorów swoich projektów?
Przypisy: