EN

7.03.2023, 15:17 Wersja do druku

Uniwersalna modlitwa

„Zakazane dzieci - opowieść korczakowska” Artura Pałygi w reż. Anny Augustynowicz w Teatrze Lalek Banialuka w Bielsku-Białej. Pisze Julia Lizurek, członkini Komisji Artystycznej 29. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

fot. Dorota Koperska / mat. teatru

Chcąc podkreślić istotność tego przedstawienia mogłabym zacząć ten tekst tak: „Anna Augustynowicz po realizacji w szczecińskim Teatrze Współczesnym na finał swojej dyrekcji Odlotu Zenona Fajfera, znów przygląda się demonom dotykającym polską mentalność i duchowość.” Albo: „Kanoniczna dla polskiej kultury historia Janusza Korczaka, próbującego ocalić żydowskie dzieci staje się dla Augustynowicz pretekstem do zapytania o traktowanie i wychowanie najmłodszego pokolenia.” „Augustynowicz, czerpiąc z Kantorowskiej estetyki teatru śmierci tworzy przedstawienie, które konfrontuje młodzież, a także dorosłych z okrucieństwem świata wynikającym z rozdźwięku między deklaracjami a wyrażanymi postawami, a także ciągu nieprzerwanej przemocy.” Jednak chciałabym prościej i dobitniej, podobnie jak reżyserka czytając dramat Artura Pałygi napisany specjalnie dla Teatru Banialuka w Bielsko-Białej i wyróżniony na 26. Międzynarodowym Festiwalu dla Dzieci i Młodzieży „Korczak dzisiaj”. Od nowa zatem.

Od pierwszych chwil Zakazanych dzieci, kiedy przyglądam się projekcji dziewczynki w wianuszku na głowie i odświętnej sukience, skaczącej na skakance, ale jakby lewitującej w kosmosie, budzi się we mnie wewnętrzne dziecko. Ona wygląda jakby właśnie przystąpiła do sakramentu Pierwszej Komunii Świętej i dostała później w prezencie skakankę. Wyobrażam sobie, że się cieszy – jakby dostała rower albo hulajnogę. Jej radość promieniuje, a ona dzięki niej odlatuje w kosmos, poza to, co tu i teraz.

Ale później zapada mrok. Z offu słyszymy spokojny i ciepły głos Janusza Korczaka (w interpretacji Bogusława Kierca), który kilka razy powróci w tej formie w przedstawieniu. To głos kogoś, kto nie wie, kto nie rozumie, kto rozpacza, ale kto słucha; kto wie, że by pomóc innym, trzeba być obecnym i czujnym. W przedstawionym na scenie mrocznym, boleśnie uporządkowanym, przerażająco czystym, pozbawionym indywidualnych cech świecie wydaje się on jasnym punktem, azylem, oparciem. Bowiem oto wyłaniają się postaci w czarnych, przylegających do ciała kombinezonach, zakrywających nawet włosy. Ich twarze są białe, a usta – czarne. Zaczynają wyliczankę, wskazując na młodzież na widowni palcem. Kto z nich będzie miał pecha trafić na zesłanie?

Dziecięce zabawy Augustynowicz inscenizuje jako formy przemocy. Skoki na sznurowej skakance dyscyplinują ciała, które zarówno w planie żywym, jak i na projekcji maszerują równym tempem, tworząc marionetkowe wojsko, ubrane w którymś momencie w nosy klaunów. Sznur to również szubienica, która wolno spuszcza się z sufitu, czekając na kogoś, kto w ciągu upokorzeń postanowi jednak zakończyć swoje życie. W hula-hop ktoś będzie próbował złapać lecącą ku ziemi kometę, a nauczycielka kręcąc nim, zwymyśla ucznia. Lalki to figurki, przypominające te używane przez artystów-plastyków do ćwiczeń z rysunku postaci – one też powracają w projekcjach Wojciecha Kapeli jako szwadrony żołnierskie. Aktorzy ustawiają je na długim stole, w równym rzędzie; przestawiają albo trzymając za ręce, obracając jak na huśtawce, wprawiają w obroty o 360 stopni.

fot. Dorota Koperska / mat. teatru

W dramacie Artura Pałygi historia łączy się z tym, co aktualne, a poezja z politycznym manifestem. Twórcy nie udają, że mówią o Korczaku, który wielkim człowiekiem był. Albo o jego podopiecznych pojawiających się we wplecionych w wideo dokumentalnych filmach. Albo o II wojnie światowej i hitlerowcach. Albo o lesie, w którym utknęły (albo schowały się) Korczakowskie dzieci. Nie upraszczają komunikatu, traktując młodzież jako pełnoprawnego partnera w dyskusji o rzeczywistości, polityce, historii, duchowości, dobitnie podkreślając ich prawo do szacunku i godności. Ta wojna, ten las na granicy wydarzają się bowiem teraz i są one pokłosiem rozmijających się deklaracji a realnych czynów:

„Zacząć od miłości.

Nie garb się! Nie podnoś głosu! Nie przeszkadzaj! Nie rób hałasu! Nie becz! Nie maż się! Nie bądź babą! Ile razy mam ci powtarzać?! Nie bądź bezczelna! Weź szalik! Zapnij koszulę! Ubierz się po ludzku! Nie gadaj przy jedzeniu! Jedz! Zjedz do końca! Masz mnie słuchać!”

Aktorzy odgrywają dzieci, a także tych, którzy stosują wobec nich opresję – rodziców, nauczycieli, duchownych, esesmanów. Podają tekst chłodno, surowo, mechanicznie, skandując. Czasami mówią z mroku, stojąc na wysokości widowni – przede wszystkim gdy mowa o tym, jakie powinno być lub jak powinno się zachowywać dziecko i dlaczego swojego postępowania i zdania ma się wstydzić. Wstyd to bat, a wyznawanie wstydu w trakcie spowiedzi przypomina samobiczowanie. Aktorzy klęczą przy drewnianych stołkach i zgięci w pół uniżają się przed autorytetem kościoła i duchownych. Zanim staną za długim stołem ofiarnym, zanim zabrzęczą kościelne dzwonki, dyskretnie ulatniać się będzie zapach kadzidła. Od któregoś momentu Zakazane dzieci będą właśnie mszą – przerażającą i stygmatyzującą. Wydaje się, że po niej nie będzie już nic – a na pewno tej wesołej, skaczącej w odświętnej sukience dziewczynki.

Oglądając przedstawienie precyzyjnie wymyślone i zagrane przez bielskich aktorów: Martynę Gajak, Martę Popławską, Lucynę Sypniewską, Macieja Jabłonowskiego i Piotra Tomaszewskiego, miałam nieodparte wrażenie, że na widowni siedzę ja, kilku- czy kilkunastoletnia i to mój dziecięcy strach sprawia, że rodzi się we mnie gniew. Wtedy ja z przeszłości pytam – czy to już tak będzie? Czy będą wojny, nienawiść, przemoc, upokorzenie? Czy można to wszystko w jakiś sposób zatrzymać?

Pozwalam sobie tutaj na opis emocji, których wywołanie, a później eskalowanie poprzez narastającą atmosferę grozy, wydaje mi się zamierzoną strategią. Jak mądrzy nauczyciele artyści nas prowokują, żeby w punkcie kulminacyjnym zrobić coś zupełnie zaskakującego: zmyć makijaż, podejść bliżej widowni, uśmiechnąć się. To pierwszy moment przedstawienia, w którym napięcie ustaje; to przynosi ulgę. Można ten zabieg uznać za nieco naiwny – całe okrucieństwo wynikające z braku miłości, szacunku, nierównego traktowania, poczucia wstydu, niesprawiedliwości w jednej chwili zostaje zawieszone, z nadzieją, że to, co nas uratuje to właśnie miłość i uniwersalna modlitwa o nią.

Julia Lizurek

Artur Pałyga ZAKAZANE DZIECI. OPOWIEŚĆ KORCZAKOWSKA. Reżyseria: Anna Augustynowicz, scenografia: Marek Braun, muzyka: Jacek Wierzchowski, wideo: Wojciech Kapela. Prapremiera w Teatrze Banialuka w Bielsku-Białej 2 października 2022.

Źródło:

Materiał własny

Autor:

Julia Lizurek

Wątki tematyczne