Tego tekstu nie było ani w planach redakcji, ani w moich. Powstał niejako przy okazji. Jeden z naszej „paczki” kolegów związanych w latach 60. i 70. poprzedniego wieku z kulturą studencką, przyniósł na spotkanie odbitkę informacji o zamierzonej konferencji naukowej Środowisko studenckie w krajach bloku sowieckiego 1945 – 1989. Bardzo szerokie założenia programowe – polityka, ekonomia, studia, turystyka, życie codzienne, organizacje studenckie. Także kultura. Pisze Lech Śliwonik w „Scenie”.
Zbiorowa decyzja zapadła szybko: zgłosisz referat o studenckim ruchu teatralnym. Zgłosiłem, został przyjęty. Pojechałem. Wtedy okazało się, że nie mogę bezkarnie połączyć słów: „Wrocław” i „teatr studencki”. Że to połączenie najpierw budzi pamięć, potem obrasta tkanką wspomnień, zaczyna się tworzyć łańcuch faktów, zdarzeń. A gdy tak się stało, żal było porzucić atakujący temat. W ten sposób do referatu, już po jego wygłoszeniu, dopisałem aneks. Pewnie za długi, by mógł wejść do konferencyjnej książki. Ale położyć między papiery – po prostu szkoda. Tym bardziej, że otworzyło się jeszcze jedno okienko pamięci: to, co w tym opisywaniu najważniejsze, zdarzyło się dokładnie 50 lat temu. I było jednym z najważniejszych wydarzeń w polskim życiu teatralnym.
Gdybym miał określić charakter tego szkicu, powiedziałbym: sytuacyjny i sentymentalny. Sytuacyjny, bo rzecz dotyczy Wrocławia. Kiedy 30 listopada 2016 roku wędrowałem z dworca do miejsca Konferencji, moja droga wiodła koło Pałacyku przy ul. Kościuszki, potem Teatru Kameralnego, szedłem przez Rynek i Kuźniczą… W zasięgu wzroku była Opera, w pobliżu Wzgórze Polskie, ulica Ofiar Oświęcimskich… Sentymentalny, bo to wszystko ułożyło się w ciąg wspomnień – bardzo dawno te miejsca były polem moich ważnych, może najważniejszych, doświadczeń teatralnych. Doświadczeń, które w szczególny, przewrotny sposób korespondują z zawartą w tytułem konferencji „lokalizacją”: … w krajach bloku sowieckiego. „Blok sowiecki” – gdy wypowiadamy te słowa, ich znaczenie jest oczywiste: niechciane, przymusowe miejsce pobytu, pod okiem nadzorcy. Tak, żyłem w tym bloku, podlegałem obowiązującym w nim regułom. A przecież właśnie tutaj, we Wrocławiu, dane mi było poczucie prawdziwej wolności. Nie tylko mnie, również wielkiej gromadzie młodych ludzi zawładniętych przez teatr, moim przyjaciołom, kolegom. Prawda – doznanie było krótkotrwałe i rzadkie, ale przez to potęgowała się jego intensywność. Rzecz działa się na przełomie lat 60. i 70. minionego wieku, ale dla uwyraźnienia jej istotności, trzeba cofnąć się w głębszą przeszłość.
Czy był za granicą?
W czerwcu 1957 roku Teatr Bim-Bom dał swoją czwartą premierę, zatytułowaną Toast. Towarzyszył jej skromny druk, zawierający program oraz – coś jeszcze. Na zeszytowej kartce, kaligraficznym liternictwem wypisano małą ankietę – informacje o wykonawcach (wiek, przyszły zawód) oraz ich odpowiedzi na nieskomplikowane pytania. Po latach, w książce o Bim-Bomie, pomysł ankiety wykorzystano ponownie, obejmując cały zespół teatrzyku[1]. Najważniejsze były wspomniane pytania, niby żartobliwe, a przecież mówiące o tamtym świecie młodych ludzi więcej, niż poważne socjologiczne rozprawy. Czy ma pojazd? – z 43 zapytanych, „tak” odpowiedziały tylko 4 osoby (motocykl, rower, dwa razy pół motocykla – to Zbigniew Cybulski i Bogumił Kobiela powiadamiali, że dorobili się jednośladu, ale wspólnym wysiłkiem). Czy był za granicą? – tego szczęścia dostąpiło 8 osób, a połowa z nich niezwykłość faktu podkreśliła dubletem: tak, tak. To były tęsknoty i marzenia owego czasu. Najsilniejsze o wyjeździe za granicę. Indywidualne i zbiorowe. Rzadko spełniane.
Jako pierwszemu, niby udało się to właśnie Bim-Bomowi. „Niby”, bo pojechali w czerwcu 1956 roku, na młodzieżowy festiwal do Rostocka w Niemieckiej Republice Demokratycznej. To była raczej formalna „zagranica”. Rok później, z warszawskim Teatrem STS (i kilkoma dołączonymi młodymi artystami) „reprezentowali” Polskę na VI Światowym Festiwalu Młodzieży i Studentów w Moskwie. Po tych festiwalowo-propagandowych, nastąpiły wyprawy bardziej turystyczne, niż teatralne: STS wybrał się do Francji na winobranie, okraszone kilkoma występami, a Bim-Bom grał w polskiej ambasadzie w Paryżu i dla polskich górników w Lille. Potem STS w ramach wczasów, ufundowanych przez ZSP, zagrał w kilku miastach Bułgarii, zaś Bim-Bom „zaliczył” kolejny światowy festiwal w Wiedniu. Wejście w międzynarodowe środowisko młodego teatru przyniósł dopiero rok 1960: udział STS w ważnym festiwalu w Parmie i Bim-Bomu w festiwalu teatrów awangardowych w Brukseli[2].
Na włączenie się polskich teatrów studenckich do światowego ruchu trzeba więc było czekać 6 lat. Potem szło już łatwiej, na co bez wątpienia wpływ miała artystyczna jakość eksportowanych programów. STS otworzył obecność naszych grup w wysoko cenionych festiwalach w Erlangen (RFN, 1963) oraz Nancy (Francja, 1964). W Parmie wystąpiły także STS Pstrąg z Łodzi (1962) i wrocławski Kalambur (1966); w Nancy gdański Teatr Galeria oraz krakowski Teatr 38 (II nagroda – oba w 1965). Co roku zapraszał polskich studentów festiwal w Zagrzebiu (STS, STG Gliwice, ST Sigma z Uniwersytetu Warszawskiego), równie stałe miejsce mieliśmy w Erlangen, gdzie uznanie zdobył Kalambur (1964), a triumf odniósł na swym pierwszym zagranicznym wyjeździe krakowski Teatr STU (1966 – Pamiętnik wariata najlepszym spektaklem). Tę listę zagranicznych wypraw można by znacznie powiększyć. Powtórzmy: było dużo łatwiej, świat stawał się coraz bardziej otwarty[3]. Ale był też bardzo poważny problem – w zasadzie obowiązywał jeden kierunek jazdy, nie było wymiany, zagraniczne zespoły w Polsce prawie się nie pojawiały; Łódzkie Spotkania Teatralne – najważniejszy ogólnokrajowy festiwal (narodziny 1964) – gościły w latach 60. jedną grupę z Belgii i jedną z Włoch. Ze światowych kontaktów i światowych doświadczeń korzystały nieliczne, w stosunku do stanu studenckiego ruchu teatralnego, grupy. A były te doświadczenia coraz ciekawsze, dokonywały się istotne przemiany – przede wszystkim rodziła się kontestacja i jej dziecko: kontrkultura. Odgłosy prasowe były nieliczne i z reguły programowo niechętne, powracające z festiwalowych wypraw teatry przywoziły głównie informacje o własnym udziale. Wtajemniczenie w nowe tendencje i metody zyskiwali wyjeżdżający, cała reszta w najlepszym wypadku była skazana na wiedzę z drugiej ręki. I oto nadszedł moment iście rewolucyjnej zmiany – światowy młody teatr wdarł się do Polski silnym, porywającym nurtem. Stało się to wiosną 1967 roku we Wrocławiu.
Czy byłeś we Wrocławiu?
Światowy ruch teatrów studenckich okrzepł (stał się w życiu teatralnym Drugą Siłą – pisał Konstanty Puzyna) w latach 50. ubiegłego wieku. Dynamiczny wzrost liczebności, bogactwo artystycznych poszukiwań, odwaga w podejmowaniu problematyki politycznej i społecznej – wszystko to czyniło niejako oczywistą potrzebę kontaktów, szukania miejsca na porozumienie, ale też na niezgodę. Musiały narodzić się festiwale. Do pierwszych należały wspomniane już wcześniej spotkania w Erlangen (Międzynarodowy Tydzień Teatrów Studenckich – od 1950) i w Parmie (Międzynarodowy Festiwal Teatrów Studenckich – od 1952), one też przez długi czas były uznawane za najważniejsze. Na początku lat 60. zmienił się lider. Młody wykładowca uniwersytetu w Nancy, Jack Lang, zaraził ideą grupę studentów i tak narodził się w 1963 roku Światowy Festiwal Teatralny. Ową ideą było umożliwienie teatrom studenckim wzajemnego poznania się oraz pobudzanie poszukiwań nowego języka teatralnego, adekwatnego do rzeczywistości współczesnego świata. Bardzo silnie podkreślano społeczne uwarunkowania i funkcje teatru. Festiwal był prawdziwie studencki – zarówno w wymiarze organizacji, składu występujących grup jak i dominującej części widowni. Wymóg współbrzmienia z rzeczywistością miał istotny wpływ na charakter przeglądu – powodował ważkie zmiany formuły (rezygnacja z konkursu), a wkrótce i składu uczestników przez dopuszczenie niekomercyjnych zespołów profesjonalnych.
Nieoczekiwanie i ku niemal powszechnemu zaskoczeniu, Nancy zyskało „konkurenta”. W listopadzie 1966 roku liderzy Studenckiego Teatru Kalambur – Bogusław Litwiniec i Włodzimierz Herman złożyli Radzie Naczelnej Zrzeszenia Studentów Polskich i Komisji Kultury Miasta Wrocławia propozycję zorganizowania Międzynarodowego Festiwalu Festiwali Teatrów Studenckich. Dzisiaj trudno to sobie wyobrazić, a przecież tak się stało: już w maju 1967 roku odbyła się pierwsza edycja! „Skupić najlepsze przedstawienia teatrów studenckich i niektórych alternatywnych zespołów zawodowych na jednym spotkaniu, w jednym mieście – to był nasz cel!” – wspominał po latach Herman[4]. Litwiniec trafnie wskazywał, że była to jedyna tego typu i na taką skalę impreza w krajach socjalistycznych i podkreślał jej wagę jako miejsca zderzenia postaw artystycznych i światopoglądowych młodych twórców żyjących w odmiennych systemach politycznych[5]. Festiwal odbywał się co dwa lata, trwał osiem dni, spektakle grano w 10 salach, liczba akredytowanych dziennikarzy i obserwatorów zbliżała się do 500. Od II edycji stałym terminem był październik, w 1973 roku nastąpiła zmiana nazwy na Międzynarodowy Studencki Festiwal Teatru Otwartego. A odbiór? Inicjatywa była skazana na sukces – „głód świata” był wśród młodej polskiej inteligencji tak silny, a zainteresowanie teatrem tak ogromne, że do Wrocławia ciągnęły tłumy. Zresztą, nie tylko Polacy; mógłbym tu opowiadać o młodych zapaleńcach z państw „naszego bloku”, którzy na październikową dekadę oszczędzali urlopy i rezerwowali miejsca w turystycznych wycieczkach, przekładali służbowe wyjazdy, ba! przekradali się przez granicę z Czechosłowacją… Wszystko po to, by przeżyć kilka dni niezwykłej przygody: porannych dysput, wypełniających dzień spektakli i nocnych zbratań w festiwalowym klubie. Warto było nie dojadać, spać na dworcach, byle tylko być we wspólnocie. A na pytanie teatralnych przyjaciół czy byłeś we Wrocławiu? – móc odpowiedzieć „tak”
Po każdej edycji imprezy powstawał relacje, napisano o Festiwalu dziesiątki syntez, wśród uczestników pamięć trwa do dzisiaj. O jego przełomowej roli w dziejach studenckiego teatru w Polsce – konkretnie: w narodzinach teatru alternatywnego - piszę w zasadniczej części tego szkicu[6]. Nie miejsce i nie pora na próby pełniejszego obrazu. Wszelako jednego rysu pominąć nie wolno; nazywam ten rys – promieniowaniem Festiwalu. Poczynając od drugiej edycji, o udział w nim – choćby tylko w imprezach towarzyszących – ubiegało się ponad 100 zespołów ze wszystkich kontynentów. Znalezienie się w „oficjalnym” programie było zaszczytem. Stawiały się najważniejsze wtedy grupy młodego teatru: Bread and Puppet – Wołanie ludu o mięso, (światowe wydarzenie) i Performance Group z USA, Odin Teatret (Dania – Dom mego ojca), Comuna Baires (Argentyna), La Cuadra (Hiszpania), Tenjo Sajiki (Japonia – Zapiski ślepca – przeklęty musical). Dla nas równie ważne były skutki wewnętrzne, czyli zasięg krajowy. Po występach we Wrocławiu, większość teatrów ruszała w tournée po ośrodkach akademickich[7]. Kontakt ze światowymi trendami i osiągnięciami stał się udziałem tysięcy pasjonatów, a przede wszystkim stale powiększającej się grupy młodych studenckich teatrów. Dużo dobrego wniosła krytyka – festiwal przyciągał setki sprawozdawców ze świata, w polskiej prasie ukazywało się po kilkadziesiąt tekstów, wśród nich dogłębne szkice Konstantego Puzyny, Józefa Kelery, Jana Kłossowicza, Krzysztofa Wolickiego.
Napisałem na początku, że tamte doświadczenia w przewrotny sposób korespondują z formułą użytą w tytule Konferencji – „blok sowiecki”. Otóż wszystko, co się w festiwalowych dniach stawało: klimat imprezy, ideowa i moralna wymowa spektakli, otwartość i żarliwość debat – czyniło nieważnymi geopolityczne uwarunkowania, partyjne deklaracje „ze Związkiem Radzieckim na czele”. Z „bloku” zostawały ślady. By jednak nie poprzestać na emocjonalnych oznajmieniach, pora przywołać fakty, poprzeć wywód sprawdzalnym dowodem. W przeświadczeniu, że walor obiektywnego argumentu mają liczby, kończę statystycznym zestawieniem – analizą uczestnictwa; obejmuje ona pięć edycji (lata1967–1975) wrocławskiego festiwalu.
Udział zespołów (zagranica + Polska):
- 1967 - 13 + 6
- 1969 - 17 + 7
- 1971 - 17 + 5
- 1973 - 14 + 5
- 1975 - 26 + 8
--------------------------------
87 + 31
RAZEM 118
a. Polska zespoły - 31
b. Kraje socjalistyczne Razem – 6 państw; zespoły - 18
- ZSRR - 5
- Węgry - 5
- Rumunia - 3
- Bułgaria - 2
- Czechosłowacja - 2
- NRD - 1 (tylko 1967)
- Zachodnia Europa Razem - 13 państw; zespoły - 50
- Wielka Brytania 9
- Włochy 8
- Jugosławia 5
- Francja 4
- Holandia 4
- RFN 4
- Szwecja 3
- Dania 3
- Szwajcaria 3
- Hiszpania 3
- Portugalia 2
- Belgia, Islandia po 1
- Spoza Europy Razem - 11 państw; zespoły - 19
- USA 4
- Japonia 3
- Argentyna 2
- Brazylia 2
- Kanada 2
- Indie 1
- Iran 1
- Kolumbia 1
- Meksyk 1
- Nowa Zelandia 1
- Wenezuela 1
Bez wchodzenia w szczegóły, kilka sumujących spostrzeżeń[8]. Udział polskich zespołów można skwitować krótko: było ich najwięcej, bo organizator słusznie korzystał – tak postępowano na wszystkich międzynarodowych przeglądach – z prawa gospodarza i dawał „swoim” szansę konfrontacji z gośćmi ze świata. Szansa została wykorzystana, festiwal dla części naszych teatrów stał się miejscem osiągnięcia dojrzałości (szczególnie edycja w 1969 roku), a dla wielu – otwarciem dostępu do międzynarodowego ruchu studenckiego. Bardziej istotny dla tych rozważań jest obraz uczestnictwa teatrów zagranicznych. Łącznie w ciągu pięciu festiwali wystąpiło 87 grup z 30 państw. Rozkład według przynależności do „bloków” (systemów politycznych) jest szczególnie interesujący – uczestnicy z „bloku sowieckiego” stanowili ledwie 20% ogólnej liczby, (zarówno państw jak i zespołów). Stale obecne były tylko zespoły ze Związku Radzieckiego oraz Węgier, jednak te pierwsze na innej niż pozostałe zasadzie: nie kwalifikowała ich rada artystyczna, były wskazywane przez swoje władze państwowe[9]. Czy można tu mówić o „bloku”? Nie, to była krótkotrwała autonomiczna republika młodego teatru. I teraz już wszystko wydaje się zrozumiałe: trwałość pamięci, entuzjazm mimo upływu lat. Bo też było to jedyne takie wydarzenie i to nie tylko w przestrzeni studenckiego teatru, czy nawet kultury studenckiej. To był ewenement w życiu kulturalnym tamtej dekady.
*
Najpierw rzadkie wyrwania się z „bloku” w świat, potem otwarcie drzwi na świat. Cóż te ucieczki od rzeczywistości mogły znaczyć, czym te krótkie momenty były? W połowie lat 70. ubiegłego wieku wszedł na ekrany amerykański dramat Papillon (Motylek), z fantastyczną kreacją tytułową Steve'a McQueena i znakomitą rolą Dustina Hoffmana. Niesprawiedliwie oskarżony pod zarzutem morderstwa paryski lump, Henri Charrière, zostaje skazany na dożywotnie więzienie i zesłany do kolonii karnej, na Diabelskiej Wyspie. Stąd nie można uciec. Motylek nie przyjmuje tego do wiadomości. Z niezwykłą pomysłowością opracowuje plan ucieczki z „zielonego piekła”. Opracowuje i – realizuje. Schwytany, otrzymuje karę dwóch lat w izolatce. Potem ucieka jeszcze raz i jeszcze… Kary są równie drakońskie. Motylek równie nieustępliwy.
Film oceniono bardzo wysoko, zaliczono do „trzydziestki” najlepszych obrazów. Dla mnie natomiast najważniejsze jest pytanie: co było treścią i sensem życia Motylka – dziesiątki lat niewoli czy krótkie chwile (może złudnej) wolności? Jestem przekonany, że znam odpowiedź.
Konferencję zorganizował Instytut Pamięci Narodowej; udział wzięli badacze z 17 państw.
PS. Po napisaniu tego szkicu, wpadła w mi ręce książka Jarosława Molendy Zwiać za wszelką cenę (Wyd. Bellona, 2017). „Zamknięcie granic państwa i izolacja od wpływów zewnętrznych miały prowadzić do przejęcia przez władzę pełnej kontroli nad społeczeństwem” – pisze autor.
***
[1] Jerzy Afanasjew Sezon kolorowych chmur, Wydawnictwo Morskie 1968
[2] Informacje podaje zą: Jerzy Afanasjew op.cit. oraz Ryszard Pracz Teatr Satyryków STS, Warszawa 1994.
[3] Poza już wymienionymi, patrz publikacje: Wiesław Machejko Pstrąg – Studencki Teatr Satyry, Warszawa 2005; Teatr Kalambur pod red. Elżbiety Lisowskiej-Kopeć, Wrocław 1998; Kronika kulturalna [ZSP] 1950-1979 pod red. Jerzego Leszina, Eugeniusza Mielcarka, Krzysztofa Mroziewicza, Warszawa 1971
[4] Włodzimierz Herman Wrocławska nostalgia [w:] Filozof na scenie, Wrocław 2015 s. 176
[5] Włodzimierz Litwiniec Śladem wrocławskich festiwali ku teatrowi otwartemu [w:] Teatr młody, teatr otwarty. Wrocław 1978
[6] Patrz – narodziny „studenckości alternatywnej”.
[7] Mam w swoim archiwum ubożuchny, powielaczowy program: Międzynarodowy Przegląd Teatrów Studenckich. Warszawa, Klub Medyków; od 26 października do 5 listopada 1971 roku, sześć teatrów (Anglia, Francja, USA) zagrało 12 przedstawień. Tu oglądałem francuską grupę Chenne Noir z animacją artystyczną Ariane Mnouchkine, Commune Richarda Schechnera.
[8] Zestawienie statystyczne obejmuje tylko teatry występujące w oficjalnym nurcie festiwalu. Oparłem się na następujących źródłach: Anita Czarnowska i In. Studenckie festiwale teatralne w Polsce, Kraków 1987; Bogusław Litwiniec Śladami wrocławskich festiwali ku teatrowi otwartemu[ w:] Teatr młody – teatr otwarty, Wrocław 1978; archiwum własne – programy, biuletyny.
[9] O bezskutecznych staraniach o sprowadzenie Teatru Uniwersytetu Moskiewskiego pod kier. Marka Rozowskiego pisze Włodzimierz Herman – loc.cit.