"Twarzą w twarz” wg Ingmara Bergmana w reż. Mai Kleczewskiej, koprodukcja Teatru Polskiego w Bydgoszczy i Teatru Powszechnego w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Nie wiem, kiedy minęły te trzy godziny, pełne przecież nieznośnych emocji.
Mamy tu opowieść o bezbrzeżnej samotności, o ucieczce w sen, który wcale nie przynosi ukojenia ani spokoju, o życiu w lęku przed życiem, o rodzicach, którzy nas nie nauczyli obrony przed nim i o dzieciach, którym tę niedoskonałość przekazujemy, chcąc nie chcąc. O marzeniach, które są przekleństwem, bo nie umiemy ich spełnić i o frustracjach, które wywołują. O tym, że czasem nie ma ucieczki, po prostu – nie ma.
Aktorzy używają minimalnych środków – jak to się kiedyś mawiało. Proszę jednak zobaczyć, co to w tym wypadku znaczy, i – ile pracy włożono w ten „minimalizm”. Wspaniałe role Karoliny Adamczyk, Aleksandry Bożek (od której po prostu nie można oderwać wzroku), wybitny epizod – jeśli w ogóle można tej kategorii użyć – Małgorzaty Witkowskiej w najbardziej poruszającej scenie tego spektaklu (w mojej opinii), czyli we fragmencie Sonaty Jesiennej. Świetni Maria Robaszkiewicz, Juliusz Świeżewski, czy dotychczas znany z filmów pełnych przemocy – Piotr Stramowski; wszyscy. Ten spektakl to po prostu koronkowa, konsekwentna i logiczna robota reżyserska i aktorski majstersztyk.
Tak na marginesie - miałem okazję być na premierze warszawskiej, kuluary – co podsłuchałem - podzielały mój zachwyt, tymczasem kilkoro znajomych, którzy widzieli „przebieg” następnego dnia, wyrażało się o spektaklu z dużo dużo większą rezerwą. Ciekawe, co zatem takiego się wydarzyło w ten piątek, albo – przeciwnie – czego zabrakło? Może po prostu miałem szczęście trafić na TEN spektakl TEGO dnia w TYM stanie ducha i ciała? No może.
Było dość sierioznie, więc anegdota, wybaczcie, jeśli nie bardzo śmieszna.
Rozmowa teatromanów na bankiecie po jednej z premier:
TD – Jadę do Sosnowca.
RT – Na co?
TD – Na cmentarz.
RT – A czyje to?
(Ha, ha).