EN

14.02.2022, 10:12 Wersja do druku

Te same co zawsze szaty cesarza

„Cesarz” wg Ryszarda Kapuścińskiego w reż. Cezarego Studniaka w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Pisze Hubert Michalak w portalu Teatrologia.info.

fot. Tobiasz Papuczys / mat. teatru

Po czterdziestu czterech latach od pierwszego wydania Cesarz Ryszarda Kapuścińskiego pozostaje wciąż literaturą, do której warto wracać. Książka nie jest wolna od przeinaczeń: Kapuściński uczynił z Hajle Syllasje I analfabetę podczas gdy ten był erudytą, ukazał go jako satrapę zaściankowego mimo barwnej historii życia (na Jamajce stał się twarzą ruchu religijnego rastafari, w 1935 roku zdobył tytuł Człowieka Roku tygodnika „Time”). Zarzucano Cesarzowi orientalizowanie Innego lub wręcz rasistowską ignorancję. Mimo to książka (ukazująca się pierwotnie jako cykl felietonów w „Kulturze”) stała się ważnym wydarzeniem na krajowym rynku. Gdy zaś w 1981 roku John Updike w „New Yorkerze” opublikował jej entuzjastyczną recenzję, dzieło Kapuścińskiego stało się wydarzeniem bez mała światowym: przetłumaczono je na kilkanaście języków, wydawano w dużych nakładach, wielokrotnie inscenizowano w Polsce i na świecie. Pierwsza adaptacja, w reżyserii Jerzego Hutka, miała premierę w 1978 w Teatrze im. Jaracza w Łodzi, ostatnią przygotował w warszawskim Teatrze Ateneum Mikołaj Grabowski (2019).

Polskie realizacje teatralne Cesarza oddawały groteskową trwogę i terror, jakie stały się udziałem rozmaitych Ściereczkowych, Woreczkowych czy Sypialnianych w inscenizacjach wieloobsadowych i kameralnych, w monodramach, w Teatrze Polskiego Radia – a nawet w przedstawieniu plenerowym. Premiera w Teatrze Capitol we Wrocławiu dowodzi, że można Cesarza przenieść również na scenę muzyczną – bez utraty jego walorów literackich.

Na scenie – trochę śmietnisko, trochę pobojowisko, bieda, samoróbka i tandeta. Dach z blachy falistej, olbrzymi kosz z ubraniami przy lewej ścianie sceny, obok niego wielofunkcyjna kanciapa. Po prawej schody i drewniane drzwi okolone barwnymi żarówkami. Na proscenium rozsypany piach albo drobny żwirek, w głębi – sześć pryszniców i płytki brodzik, trochę wojskowy, trochę – więzienny (scenografia: Michał Hrisulidis). W takiej przestrzeni poznamy człowieka, wokół którego zbudowana została sieć koterii i kamaryl. Scenografia koresponduje z plakatem przedstawienia: ten cesarz będzie rządzić budą z blachy falistej, ta władza nie zapewni prawdziwego imperium.

fot. Tobiasz Papuczys / mat. teatru

Kolejne historie podwładnych cesarskich i służby pałacowej, opowiadane, skandowane i śpiewane ze sceny, budują portret egocentrycznego szaleńca, władcy, który nie dba o dobro ludu i jest oderwany od jego potrzeb, przed którym drżą poddani, którym sterują z tylnych rzędów dworscy dostojnicy. Wszystko jednak już się wydarzyło, to, co widzimy, to rodzaj performatywnej retrospekcji. Już można cesarza bezpiecznie krytykować, więc mądre głowy w audycjach radiowych opatrują jego osobę komentarzami i analizami (NSE [Niepotrzebnie Stale Elokwentna]: Dagmara Chojnacka, HZE [Historyk Zbyt Ekspresyjny]: Mirosław Kocur, SBE [Socjolog Bez Emocji]: Marek Obszarny, RK [Ryszard Kapuściński]: Cezi Studniak). Uczone komentarze, dociekliwe pytania i obszerne odpowiedzi nie wymażą jednak ogromu cierpienia i upodlenia, jakim poddawani byli dworacy Hajle Syllasje I oraz lud Etiopii w ogóle.W interesujący sposób spektakl podąża za strukturą książki: historia nie jest opowiadana linearnie, a przy pomocy kolejnych epizodów. Przechodzą one w siebie nawzajem niezwykle płynnie, do tego stopnia, że czasem trudno zauważyć, że jedna opowieść już się skończyła, a kolejna rozpoczęła.Pomocą narracyjną służy światło, które precyzyjnie i subtelnie steruje naszą uwagą. Praca świateł jest znakomicie wymyślona i bezbłędnie realizowana: liczne i rozmaite plany świetlne pomagają widzom być blisko scenicznej narracji i wzbogacają poszczególne przestrzenie sceniczne (scenariusz i reżyseria światła: Cezary Studniak).Kolejne epizody spaja w całość jedna postać – C (Cesarz) w wykonaniu Mikołaja Woubisheta. Przez większą część przedstawienia władca ubrany jest w biały, miękki kostium zapinany na suwak, połączenie płaszcza i habitu zwieńczone kapturem, dzięki któremu odgradza się od poddanych i widzów (kostiumy: Barbara Sikorska-Bouffal). Kostium oraz wyreżyserowany sposób jego noszenia dobitnie podkreślają: cesarskie oblicze nie jest do rozdawania na prawo i lewo, cesarskie oblicze trzeba ludowi oszczędnie dawkować. W scenie, w której osobiście wymierza karę chłosty, Cesarz zapina suwak do końca, do czubka kaptura, zasłaniając twarz kompletnie. To nie on wymierza karę, robi to cesarska figura, symbol, nie człowiek.Cesarz przede wszystkim milczy. To wokół niego i o nim się opowiada i śpiewa, jego obecność i decyzje się komentuje, dla niego i wobec niego się przemawia. Cesarz milczy i jak każdy bóg w historii ludzkości każe domyślać się swoich odpowiedzi. Woubishet gra przede wszystkim obecnością, zastygniętą pozą, tajemnicą skrytą pod kapturem.

fot. Tobiasz Papuczys / mat. teatru

Dopiero w końcowej części spektaklu, przebrany w szpanerski garnitur, jak rasowy showman rozpoczyna coś na kształt stand-upu. Wchodząc w drobne interakcje z widownią, zagarniając dla siebie scenę, oddaje głos tytułowemu bohaterowi. Ten ujawnia swoją strategię rządzenia: nie należy dokładać poddanym zbyt wielkiego ciężaru jednocześnie, ale rozłożyć ciężar na raty i co jakiś czas dokładać kolejne „woreczki”. To cesarz, który opanował strategię rządów tyrana, takich samych jak te, które znamy od lat i stuleci. Nie będzie nowych szat cesarza, władza założy ten sam kostium, co zazwyczaj: zbroję przeciwko ludowi.

Wspaniałe i gęste tło dworaków tworzy męska część obsady.

JWW ([Jebnięty Wszystko Wie] Tomasz Leszczyński) z początku wydaje się demiurgiem scenicznego świata, który muzyką uruchamia teatralną machinę, później jednak dołącza do reszty aktorów, od czasu do czasu tylko sięgając po gitarę klasyczną czy oil can guitar. ŻBO ([Żołnierz Bezwzględnie Oddany] Michał Szymański) jest jak spełnienie snów czcicieli aryjskiej rasy: to przystojny blondyn reagujący na rzeczywistość przede wszystkim agresywną przemocą. Po scenie w samych majtkach snuje się WU ([Wieczne Umieranie] Krzysztof Suszek), oddany swemu cesarzowi do końca sługa, posłusznie przyjmujący każde cierpienie, zawsze gotowy na ofiarę z samego siebie – niesamowita rola przepuszczona przez ciało, w warstwie wizualnej kojarząca się z wyobrażeniami świętych męczenników. Skupia uwagę Michał Zborowski jako WKDB (W Każdej Dupie Był): w niektórych scenach w naturalny sposób wyrasta na lidera scenicznych wydarzeń, w innych usuwa się w tło, zawsze w skupieniu reaguje na sceniczne wydarzenia i czujnie je odbiera. Z oddaniem przyjmuje kolejne upokorzenia i ciosy PM ([Pies Mentalny] Rafał Derkacz), zupełnie jakby znajdował szczególne upodobanie w byciu represjonowanym; to pierwsza rola tego utalentowanego aktora w Capitolu, odważnie wymyślona, poprowadzona i wykonana, bezwstydna, kompletna.

Kobietom na scenie oddano mniejszą przestrzeń. Helena Sujecka jako KK (Kobieta Kariera) z początku jest zblazowaną, zdystansowaną komentatorką. Dopiero później dołącza do grupy męskiej i staje się jej pełnoprawną uczestniczką – chyba że któryś z mężczyzn zapragnie ciała KK, wtedy pełnia praw przestaje obowiązywać. Majestatyczna ŻŚOW ([Żona Święta Od Wszystkiego] Emose Uhunmwangho) jest jak kojące i zapewniające bezpieczeństwo spoiwo cesarskiego dworu: przynosi niezbędne rzeczy, przytula, przebiera, paraduje z parasolką. A jednocześnie potrafi poddać się chwilowemu szaleństwu – jak w scenie, w której śpiewa Zulu Song jako Miriam Makeba, artystka przywieziona z Hollywood na koronację cesarską dla wykonania tego jednego utworu.

Wszyscy zostali precyzyjnie wyreżyserowani i osadzeni w swych rolach. Truizmem jest chwalenie zespołu Teatru Capitol za wykonanie warstwy muzycznej, jednak trzeba się tego truizmu podjąć – bo każda z osób bezbłędnie odnajduje się w rozmaitych estetycznie kompozycjach użytych w spektaklu (muzyka: Wojciech Krzak, Maja Kleszcz). Muzyka stylizowana na rytmy afrykańskie (nie zaś tylko etiopskie, co podkreślała Kleszcz jeszcze przed premierą) jest jak dziewiąta aktorka na scenie. Sklejona w całość z przedstawieniem organicznie wypływa z sytuacji, rezonuje z tekstem, obudowuje go znaczeniami.

Rozproszone myślowo i celowo różnorodne w dramaturgii sceny głównego bohatera wprost o nic nie oskarżają. Są raczej prezentacją różnych poziomów upodlenia jego poddanych i podwładnych, odsłaniają złożoną i niemożliwą do całkowitego zrozumienia sieć intryg i strachu. Poprzez wysiłek fizyczny aktorów (którzy na scenie tańczą, walczą, pełzają, biegają, skaczą…) całe przedstawienie nabiera trudnego do oddania słowami charakteru świadectwa. W pewnym momencie chwytamy się na tym, że oglądamy je z pewnym zakłopotaniem, że głupio się czujemy, śmiejąc się z dowcipów padających ze sceny, że wprowadzono nas w przestrzeń dyskomfortu, z której nie ma wyjścia.

Bardzo ciekawa i otwarta na interpretacje jest klamra kompozycyjna spektaklu. Cesarz rozpoczyna się od długiej sceny, w której sześciu nagich, uwalanych ziemią albo gliną mężczyzn bierze prysznic. Niezgrabne potknięcie czy przypadkowe dotknięcie sprawia, że wybucha między nimi bójka, bardzo realistyczna, pięknie opracowana ruchowo (choreografia: Barbara Olech), przywodząca na myśl użycie ciał tancerzy w przedstawieniu Un peu de tendresse bordel de merde (chor. Dave St-Pierre). Tylko jeden z kąpiących się mężczyzn nie bierze w bójce udziału, pozostaje w pozycji wyprostowanej, ponad kłębowiskiem ciał. I to on, ten, który powstrzymuje się od przemocy, zostaje C (Cesarzem) – zakłada charakterystyczny, opisany wcześniej kostium, i pozwala innym krążyć wokół siebie.

Przemoc, brutalna siła i męski konflikt stają się początkiem opowieści. A jego zakończenie to długa scena bójki dwóch kobiet. Ich walka z kolei, w przeciwieństwie do męskiej, sprawia wrażenie improwizowanej, nieskomponowanej, równie zacietrzewionej, co nieporadnej. Publiczność puentuje śmiechem niektóre ruchy aktorek. Ale im dłużej scena trwa, tym mocniej dociera do nas, że jest jeszcze brutalniejsza niż walka mężczyzn, że wkraczamy na kolejny poziom okrucieństwa. W scenie męskiej walki zwyciężył ten, który zrezygnował z uczestnictwa w konflikcie. W scenie finałowej zwycięży ta, która pokona (zabije?) przeciwniczkę. Jakich zbrodni dopuści się Cesarzowa?

Cesarz, na motywach utworu Ryszarda Kapuścińskiego; scenariusz, reżyseria, reżyseria świateł: Cezary Studniak; muzyka: Wojciech Krzak, Maja Kleszcz; scenografia: Michał Hrisulidis; kostiumy: Barbara Sikorska-Bouffal; ruch sceniczny: Barbara Olech; konsultantka intymności: Marzena Kopczyńska-Urlich. Teatr Capitol we Wrocławiu (Scena Ciśnień), premiera 5 lutego 2022.

Tytuł oryginalny

Te same co zawsze szaty cesarza

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła