Cechuje ją naturalność, wdzięk, urok, no i niezafałszowana młodość - donosił na łamach "Kultury" z 14 lutego 1937 r. recenzent Jan Tokarski. Rzecz dotyczyła niewielkiej roli Nastki w inscenizacji "Róży" Żeromskiego. Na deskach Teatru Nowego w Poznaniu zadebiutowała nią dwudziestopięcioletnia Irena Kwiatkowska - przypomina Marta Kazimierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.
- W teatrze role dwunastoletnich dziewczątek grywają najchętniej aktorki pamiętające bitwę pod Crecy i ucztę Wierzynka - punktował złośliwie Tokarski we wspomnianej recenzji. - Toteż wdzięczni jesteśmy Teatrowi Nowemu, że odważył się zerwać z uświęconym szablonem i rolę tę powierzył młodej artystce, która na najważniejszy dodatek posiada szczery talent - nie krył zachwytu recenzent. Przed nim sceniczny urok Ireny Kwiatkowskiej docenił ówczesny dyrektor Teatru Nowego - Juliusz Lubicz-Lisowski. To on dostrzegł aktorkę na scenie warszawskiego Teatru Powszechnego i zaprosił do Poznania. I tak, z nową obsadą, rozpoczął się trudny sezon 1936/37. - Irena Kwiatkowska opowiadała mi, że chodziła do teatru pieszo - wspomina prof. Ewa Guderian-Czaplińska, teatrolog. Artystka nie miała daleko do pracy. Ale powody jej pieszych wędrówek przez Jeżyce były też pewnie bardziej prozaiczne: aktorom podupadającego Nowego już się wtedy się nie przelewało