EN

14.05.2024, 18:31 Wersja do druku

Szczecin. „Orfeusz w piekle” – premiera w Operze na Zamku

Dziś w Operze na Zamku w Szczecinie odbyła się konferencja prasowa dotycząca premiery operetki „Orfeusz w piekle” J. Offenbacha, która już w piątek 17 maja.

Zapowiedź tego wszystkiego „odwrotnie”, tego, co będzie się działo na scenie zobaczyliśmy na ekranie jako miniperformace, kamera krążyła wśród uczestników spotkania, obraz transmitowany był na ekran telewizora, a to nie jedynie namiastka namiastki szaleństwa, które pokażą nam realizatorzy. Większość realizatorów to mistrzowie musicali, a zatem na scenie zawita nieco musicalowa forma tej operetki. „Orfeusz w piekle” Jacques’a Offenbacha to jedna z najsłynniejszych i najzabawniejszych operetek wszech czasów. W tej zwariowanej parodii muzycznej wszystko jest na opak, a historia bohaterów układa się przewrotnie, inaczej niż w mitycznym oryginale. Jest intryga, żart, ironia i całe mnóstwo komicznych, frywolnych zdarzeń z niezapomnianym „piekielnym galopem” z II aktu, czyli słynnym kankanem. To pozornie lekkie dzieło o znudzonych sobą mitologicznych małżonkach szukających miłosnych przygód, porusza tematy, które do dziś nie straciły na aktualności: podwójnej moralności, hipokryzji i nadużywania władzy przez elity. W inscenizacji Opery na Zamku świat antyczny zastąpi świat mediów – produkcji telewizyjnych, filmowych, internetowych, a akcja rozegra się wśród aktorów, celebrytów i gwiazd popkultury. Olimp stanie się wielkim show telewizyjnym, ziemia serialem paradokumentalnym, piekło – niskobudżetowym horrorem z przerysowanymi postaciami ze znanych filmów. Scena zamieni się w studio filmowe, a publiczność będzie obserwatorem wyświetlanej na dużym ekranie „wizji na żywo”…

Anna Bańkowska – wicemarszałek Zarządu Województwa Zachodniopomorskiego

Offenbach i operetka. 1885 rok w Paryżu. Zakłada swój teatr, a już trzy lata później mamy premierę czegoś naprawdę nowego, czegoś ekscytującego i… mamy to już w piątek! Przejrzałam sobie fragmenty kilku inscenizacji „Orfeusza w piekle” i muszę przyznać, że z wielką niecierpliwością czekam na premierę Opery na Zamku. To będzie na pewno coś ekscytującego, zaprzeczenie wszystkiego, co widziałam. Czekają nas i emocje, i zagadki, czego dziś [kamera pokazująca uczestników konferencji jako nawiązanie do jednego z rozwiązań na premierze – dop. MJK} jesteśmy małego fragmentem. Jeśli Opera na Zamku i premiera, to jestem absolutnie pewna, że będzie to fantastyczny wieczór.

Jacek Jekiel – dyrektor Opery na Zamku w Szczecinie

Zawsze długo zastanawiamy się z Jerzy Wołosiukiem nad naszą kolejną produkcją. Są niekończące się spory, są pomysły, które szybko umierają, są pomysły, które rodzą się w bólach. Rok 2024 jest dla nas szczególny – to rok 100. urodzin Jacka Nieżychowskiego, człowieka dla naszej Opery szalenie ważnego [pomysłodawca i założyciel Operetki Szczecińskiej, z której wyrosła Opera na Zamku – dop. MJK]. Bardzo chciałem, by zaakcentować ten jubileusz gatunkiem muzycznym, który był szczególnie bliski temu artyście. Wiedziałem, że to musi być operetka. Tylko jaką operetkę przygotować? Na pewno nie tę z tych pierwszych, bo już je pokazywaliśmy kilka lat temu, niektóre mamy w swoim repertuarze. I czy operetka jest w stanie przetrwać? Pomyślałem sobie, że jest jeden tytuł, który się teraz nadaje, ta rywalizacja w chmurach z tym, co w podziemiach. Jednocześnie chcieliśmy zderzyć nas, widzów, z potrzebą zbiorowej wyobraźni, której ulegamy, i – nie boję się tego powiedzieć – bywa dość groźna, ponieważ ma potężny potencjał manipulacji naszymi myślami czy gustami. Mówię o świecie mediów, świecie zbiorowej wyobraźni, która może być wykorzystana w niecnym zamiarze. Dlatego chciałem pokazać świat, który jest binarny – z jednej strony widzimy to, co dzieje się na scenie, z drugiej – jest tam ktoś z kamerą i pokazuje, co na niej się dzieje, w innej konwencji. Prawdziwa sztuka jest rozrywkowa i nie bójmy się tych pojęć, bo one nie są przeciwstawne. Rozrywka nie musi być nadmiernie ludyczna, mało ambitna, bo to nie jest prawda.

Jerzy Wołosiuk – kierownik muzyczny spektaklu, dyr. artystyczny Opery na Zamku w Szczecinie

Efekty pracy przy „Crazy for You” Opery na Zamku [reżyser – J.J. Połoński – dop. MJK] nadal wywierają na naszej publiczności i artystach duże wrażenie i bardzo chciałem, żeby Jerzy wrócił tu z inną pozycją, ale nie z musicalową, ale z operową, bądź operetkową, i żeby ją tu zrealizować. To jest trochę wpychanie siebie w kłopoty (śmiech), bo jest to człowiek, który nie tylko inscenizuje spektakl, ale naprawdę pracuje z aktorami. Zawsze dużym wyzwaniem jest to, czego on chce, a najtrudniejsza jest realizacja tego, czego on chce. To kolejna produkcja, która nasz teatr dużo nauczy. Stanęliśmy też przed dylematem czy realizować wersję dwuaktową, czy czteroaktową i doszliśmy do wniosku, że ta pierwsza będzie ciekawsza dla widzów, ciekawsza muzycznie i będzie też dobrym materiałem do przeprowadzenia całej realizacji scenicznej. Wierzę, że wszyscy będą dobrze się bawić, a co wycierpimy podczas produkcji to nasze. (śmiech)

Jerzy Jan Połoński – reżyser

Czekali na kłopoty, więc zaprosili mnie (śmiech), a ja zaprosiłem innych. Spodobało mi się tutaj, że jest etos pracy, po czym ja to wszystko rozwaliłem i zrobiłem to po swojemu, i teraz faktycznie mój temperament jest faktycznie zabójczy, ale Jerzy Wołosiuk znosi to wszystko z dużą cierpliwością. Mamy tu podpisany akt o nieagresji (śmiech). Ja też zadaję sobie to pytanie, czy operetka ma jeszcze sens i przyszłość. Zanim zacząłem robić operetki, a to moja druga w życiu, to byłem absolutnie przekonany, że to absolutnie nie ma sensu. Ale teraz wiem, że ma, pod warunkiem, że zaczniemy to robić po nowemu, nie w sposób nowoczesny, udziwniony, ale używając innych środków wykonawczych, realizacyjnych, inscenizacyjnych, i że to może być ciekawy pomost pomiędzy operą a musicalem. Dlatego umówiliśmy się na hybrydę, stworzenie telewizyjnego, krzykliwego, multimedialnego świata, z Olimpem, czyli naszymi obecnymi bogami z telewizji, którzy decydują o naszym „być albo nie być”.  Budując te światy, okazało się, że jak to mówił Julian Tuwim można tę „idiotkę operetkę” opowiedzieć, dotykając spraw współczesnych i ważnych. Oczywiście operetka zawsze służyła rozrywce, ale można się zastanowić czy ten nowy, kolorowy, krzykliwy świat nie jest aby zbyt krzykliwy i zbyt jaskrawy. Nie wiem, czy polubię operetki, ale na pewno jest to przeciwnik, z którym miło się „boksuję”, i raczej nie jest to moje ostatnie takie zwarcie.   

Karol Drozd – choreograf

Zajmuję się na co dzień formą musicalową. Skoro operetka ma być pomostem pomiędzy operą a musicalem, to starałem się pokazać w swoich rozwiązaniach choreograficznych właśnie rozmach musicalowy. Są takie utwory w „Orfeuszu w piekle”, np. kankan, że wierzę, iż na jednym obejrzeniu się nie skończy, że widz, który będzie chciał czerpać z nich jeszcze więcej frajdy, to przyjdzie jeszcze raz i jeszcze raz. Bo mówiąc kolokwialnie – napchałem tego, ile mogłem (śmiech). Każdy akt jest w inny sposób inscenizowany, więc w każdym obrazie mamy inny ruch, czasem pod kamerę, momentami Kabaret Olgi Lipińskiej. Także chór ma co robić, jeśli chodzi o ruch. A kto zatańczy słynnego kankana? Wszyscy! Także piekielne zombie.

Wojciech Stefaniak – scenograf

Miałem bardzo ułatwione zadanie, bo J.J. Połoński dokładnie wiedział, czego chce. Uznaję taką zasadę scenograficzną: po pierwsze nie przeszkadzać. Ma być, ale powinna być cichym bohaterem. Zadanie było poważne, zaangażowanych było wiele osób. Moja konstrukcja kryje w sobie wiele tajemnic, ma ukryte źródła światła, wszystko od początku do końca jest przemyślane. Świat mediów musi być bardzo efektowny, „kupujący” widza, a jednocześnie trochę nic nieznaczący – taki efekt video klipu, czyli coś widzimy, przeżywamy i szybko o tym zapominamy. Moją scenografię będą Państwo widzieć tak, jak widzą ci, którzy siedzą przed telewizorem. Będzie to scenografia teatralna, która udaje telewizyjną. Duża tu zasługa oświetlenia. A kamera jest tylko dodatkiem, smaczkiem.

Anna Chadaj – kostiumografka

Ten spektakl ma ogromne poczucie humoru, bo faktycznie operetki to ramoty, ale wystarczy gdzieś coś dotknąć, zepsuć, zamienić pokombinować, żeby to były bardzo fajne spektakle. A jak są ubrani artyści? Jesteśmy w trzech światach, każdy jest inny. Świat celebrytów to jest świat blasku, cekinów, brokatu. Świat telewizji to dla mnie nawet trochę świat sitcomu, ale bardzo kolorowy. I ostatni świat to filmy klasy C i kiepskie horrory. Do tych pomysłów przygotowałam kostiumy.

Źródło:

Materiał nadesłany