EN

12.09.2022, 13:17 Wersja do druku

System planetarny w teatrze blisko morza miłości i grzechu

„Kora. Falowanie i spadanie” w reż. Aliny Moś - Kerger, w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie. Pisze  Zbyszek Dramat.

fot. Izabela Rogowska/mat. teatru

Od premiery tego przedstawienia minęło sporo czasu. Ale to wydarzenie jest jak dobre wino, im starsze tym lepsze. I to wszystko za sprawą teatralnego systemu, który unaocznił się nam wyśmienicie na koszalińskiej scenie dramatycznej.   

Odwołując się do słów J. J. Rousseau teatr tworzy pewien system. I ten spektakl jest systemowy właśnie. System i jego elementy wytwarzają się nawzajem. Potwierdza to intensywna interakcja między elementami całości: reżyserką, autorem i  aktorami (postaciami – konstelacją gwiazd i planet większych i mniejszych).  W ten sposób skonstruowali swój teatr,  nadając mu zmienny kształt. Jest w nim wiele elementów mocnych i słabszych, jak w życiu (w życiu Kory też). Elementy te są cząstkami lub atomami życia/śmierci/kryzysu oraz ruchu/bezruchu/zatrzymania scenicznego.

Cielesność w tym, co na scenie jest niezwykle ważna. Mamy tu ciała aktorów (uczestników podmiotowych) i nie-aktorów („uczestników” przedmiotowych – gitara, mikrofon, stroje/kostiumy aktorów, LUSTRO deformujące (to ważne!) i ten samochód… POJAZD/ODJAZD…w kosmos planet, dziwnych i oszalałych…ku zatraceniu lub w stronę ciszy/świętego spokoju/pokoju). To zasługa Natalii Kołodziej. Brawo! Biały i czarny (metaforycznie) kostium Kory.  

Postaci damskie i męskie zachowują pewną autonomię względem siebie i systemu. Między sobą pozostają w różnego typu relacjach zależności, współzależności i niezależności tworząc specyficzny ład, na granicy chaosu. To, co je łączy to dźwięk, muzyka, głos. Gdy przestają śpiewać jest jakoś dziwnie – tu brakuje spoiwa.   

Na zawartość systemu scenicznego składają się także byty samoistne w postaci przestrzeni, które wytwarzają się w trakcie ruchu i zastygania ciał. Dla mnie ważna w tym spektaklu jest komunikacja cielesna Kory (Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska w mistrzowskiej formie), która jest tak samo istotna jak jej komunikacja poprzez śpiew/dźwięk. Jej ciało cały czas w specyficznym napięciu – ciszy przed burzą? (znak, gest, maska, forma, tworzywo, kształt) – zaciekawiło mnie to bardzo. Myślę o tym. Miał w tym z pewnością swój udział Bartosz Bandura, odpowiedzialny za ruch sceniczny. Jego układy choreograficzne są the best of (np. wspaniała szóstka w połączeniu/uścisku/zwarciu: Bernadetta Burszta, Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska, Katarzyna Ulicka - Pyda, Adrianna Jendroszek, Dominika Mrozowska-Grobelna, Beata Niedziela).

fot. Izabela Rogowska/mat. teatru

Zafascynowała mnie też dynamiczna i kreatywna (słowa uznania) Beata Niedziela. Jej  „Oddech szczura” – ciarki po plecach! „Szumi, szura i szeleści  Oddech szczura ściany pieści I podnosi w górę Ziemię Szczurze plemię, szczurze plemię  Nogi, nogi, setki nóg  Tupią, tupią, tup, tup, tup  Nogi, nogi, setki nóg  Tupią, tup, tup”.

To co widzimy na scenie to system, ale system w kryzysie. To metafora kosmosu i jego anonimowości. Pojęcie „kosmos” należy rozumieć tu jako wszechświat, ład, harmonię całości bytu teatralnego, rządzonego przez siłę rozumną - logos. Z kosmosem łączy się także kategoria chaosu ujmowana i pojmowana jako nieuporządkowana materia, która wymyka się myśli i racjonalności. I taki jest ten spektakl, który za sprawą autora (Tomasz Ogonowski) i reżyserki (z jej wkładem dramaturgicznym), ale też aktorek (one tu dominują) i aktorów (Arturze Czerwiński – Ty nie grasz Marka Jackowskiego, Ty nim jesteś!), odnosi się do tych galaktyk, gwiazd i planet (zjawisk i uczestników gry), których nie można zidentyfikować, nazwać i zamknąć w określonych zasadach i regułach życia. Nieuporządkowanie i bezkształtność (znów to anty-lustro) rzeczywistości sprawia, że coraz trudniej ją poznać, zrozumieć, „uładzić” nadać/ uchwycić jej kształt. O tym też jest ten spektakl.

W ostatnich latach teatr odsłania nam bezmiar kosmicznej przestrzeni, pełen chaosu i gwałtowności, a w związku z tym zaskakujących ruchów i zatrzymywania się w miejscu (zastygania) jej aktorów. Dziś ludzie to odległe od siebie ciała niebieskie. Zachowują się tak jakby usytuowane były w różnych światach, oddalając się od siebie z prędkością światła. Życie w pośpiechu. Coraz mniej uśmiechu. Więcej smutku, strachu. Bez radości, bez miłości. W grzechu – choć ten bywa dialektycznie pociągający.

Niewzruszoność „uniwersum” okazuje się  mitem (tu dr Kamil Sipowicz grany przez Wojciecha Kowalskiego). Złudzeniem, któremu poddajemy się zakładając, że całe życie ukształtowane zostało na dążeniu do pluralistycznej gwiezdnej spójności i harmonii. Nawet na „lśniącej tarczy” TEATRU będącej centrum kosmosu oraz wzorem spokoju i stabilności coraz częściej widać nieregularne czarne plamy. Wywołują one liczne zakłócenia na mlecznej drodze, która wcale nie jest statyczna. Ta jej niezmienność dla niektórych jest tylko złudzeniem wywołanym ograniczonym postrzeganiem wszechświata. Kora to wiedziała, ona to przeczuwała…Bo czekała na wiatr, co rozgoni ciemne skłębione zasłony. Bo stanęła wtedy na raz, ze słońcem twarzą w twarz. Ona to zrobiła! Zróbmy to i MY!

fot. Izabela Rogowska

Źródło:

Materiał nadesłany