EN

24.02.2022, 09:04 Wersja do druku

Sinobrody bez nadziei

„Sinobrody nadzieja kobiet” Dei Loher w reż. Aliny Chechelskiej - spektakl dyplomowy Szkoły Aktorskiej Teatru Śląskiego w Katowicach. Pisze Wiola Imiolczyk z Nowej Siły Krytycznej.

fot. Przemysław Jendroska/mat. teatru

Sztuka „Sinobrody – nadzieja kobiet” autorstwa niemieckiej dramatopisarki Dei Loher cieszy się sporym powodzeniem na polskich scenach. Ta współczesna baśń ma w duży potencjał – barwne postaci uwikłane w dramaty bliskie widzowi. Kolejna realizacja tego dramatu, tym razem na deskach Teatru Śląskiego w Katowicach, wzbudziła moje szczere zainteresowanie. Tym bardziej, że przedstawienie w reżyserii Aliny Chechelskiej to spektakl dyplomowy działającej przy teatrze Szkoły Aktorskiej.

Legenda o oprawcy mordującym swoje żony w ujęciu Dei Loher to opowieść o zbrodniarzu, którym jest zwykły sprzedawca obuwia. Henryk (Hubert Skonieczka) to neurotyczny i oderwany od rzeczywistości mężczyzna, poznaje Julię (Laura Tomska), która zmusza go do miłości. „Kochasz mnie ponad wszystko?” – powtarza nieustannie. Henryk, choć początkowo bez przekonania, w końcu wydaje się odwzajemniać uczucie do dziewczyny. Kochają się, Julia jednak popełnia samobójstwo. Henryk ma wielkie wyrzuty sumienia, dopuszcza się zbrodni na przypadkowo spotkanych kobietach. Pojawia się na jego drodze Niewidoma, tym razem Henryk próbuje przekonać ją do miłości. Niewidoma odrzuca Henryka, a ten cierpi z powodu nieodwzajemnionego uczucia.

To okrutne spłycenie przeze mnie treści sztuki nie jest przypadkiem. W podobny sposób postąpiła z tekstem reżyserka katowickiego „Sinobrodego...”. A przecież ta fabuła pełna jest metafor, opiera się na analizie złożonych relacji kobiety i mężczyzny, na oględzinach wielkich uczuć i potrzeb człowieka. Sztuka daje ogrom punktów zaczepienia, które można byłoby rozwinąć i wykorzystać. Tymczasem widz nie dostaje nic prócz uproszczonej historii pozbawionej czwartego, trzeciego, a nawet drugiego dna. Czy to przez słabą grę aktorską, czy też przez brak wyraźnego pomysłu reżyserki – a może przez jedno i drugie.

fot. Przemysław Jendroska/mat. teatru

W spektaklu Chechelskiej wszystko jest rażąco czytelne. Postaci nie niosą w sobie głębi, a widz może mieć wrażenie, jakby uczestniczył w przedstawieniu szkoły średniej. Stroje i maniery są przerysowane i oczywiste. W sztuce Sinobrody spotyka cztery kobiety, a każda z tych postaci daje ogromne pole do popisu dla aktora. Tymczasem żadna z dyplomantek Szkoły nie rozwinęła skomplikowanego portretu swojej bohaterki. Zamiast wielowarstwowych portretów psychologicznych widz poznaje wulgarną Tanię (Nicoletta Dragon), pijaną Ewę (Maja Kucharska), infantylną Judith (Agata Cyruło) i namolną Krystynę (Paulina Zdancewicz).

Na tym tle jedynie postać Henryka wydaje się nieco bardziej wielowymiarowa. Mężczyzna intryguje, nie jest ani zły, ani dobry. Z jednej strony nie interesują go poznane kobiety, z drugiej – budzą się w nim uczucia skłaniające do największej zbrodni w imię wybawienia umęczonych bohaterek.
Reżyserka zrezygnowała ze scenografii – aktorzy ogrywają dwa krzesła. Jednak w połączeniu z przewidywalnymi kostiumami i rekwizytami, nie można mówić o udanym efekcie minimalizmu. Wręcz przeciwnie, można mieć wrażenie zaniedbania i braku pomysłu. A przecież także na tym polu sztuka Dei Loher daje twórcy tak wiele sposobności do fantazji. Nocne spotkania w sennym, pustym mieście; samotni ludzie mijający się przypadkiem… budzi tak wiele skojarzeń i kierunków interpretacji, jakimi mogłaby podążyć myśl reżyserki.

To wielka szkoda, że młodzi twórcy nie wykorzystali potencjału drzemiącego w tekście. „Sinobrody...” to wyśmienita sposobność do zaprezentowania oryginalnego teatru. Można wykorzystać baśniowość sztuki albo nadać jej wymiar zupełnie współczesny. Można przedstawić historię tragiczną albo przełamać ją dowcipem i absurdem. Można było wiele, tymczasem tego wieczoru nie wydarzyło się nic ciekawego. Opuszcza się teatr z poczuciem niedosytu, a sama sztuka nie pozostawia refleksji – może poza myślą, by następnym razem uważniej przeglądać repertuar.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne