"Mozart i Salieri" Nikołaja Rimskiego-Korsakowa w reż. Freda Apke w Operze Krakowskiej. Pisze Jacek Marczyński w Ruchu Muzycznym.
Czy o Mozarcie i Salierim można powiedzieć jeszcze coś interesującego? Wprawdzie opery Salieriego po długim zapomnieniu powracają niekiedy na sceny, ale nie wzbudzają wielkiego zainteresowania. Dawno zaś ucichły dyskusje o tym, czy otruł on Mozarta, do czego ponoć się przyznał, gdy pod koniec życia cierpiał na demencję. Ta zbrodnia stała się jedynie tematem różnych opowieści, choćby dramatu Aleksandra Puszkina czy opartej na nim jednoaktowej opery Nikołaja Rimskiego--Korsakowa Mozart i Salieri. Nie jest ona wszakże operowym thrillerem, choć punkt kulminacyjny stanowi wlanie trucizny do kielicha z winem. Kompozytora, podobnie zresztą jak i Puszkina, interesuje zderzenie dwóch postaw: artysty i rzemieślnika sztuki, geniusza i miernoty. A muzycznie dominuje rodzaj metodeklamacji, słowu jest podporządkowana muzyczna fraza, jej dynamika i ekspresja.