EN

30.05.2022, 12:36 Wersja do druku

Rodzina w stadium przemiany

„To wiem na pewno” Andrew Bovella w reż. Iwony Kempy w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Justyna Kozłowska w portalu Teatrologia.info.

fot. Krzysztof Bieliński

Utwory australijskiego dramatopisarza Andrew Bovella pojawiły się na polskich scenach już kilkakrotnie. Po jego dramaty sięgnęły m.in. Małgorzata Bogajewska i Agnieszka Olsten, a w ubiegłym roku tekst To wiem na pewno (Things I Know to Be True z 2016 roku) wystawił Robert Czechowski w koprodukcji teatrów z Jeleniej i Zielonej Góry. W Teatrze Ateneum tę samą sztukę wyreżyserowała Iwona Kempa.

Dramat Bovella rozgrywa się na przedmieściach Adelajdy, w domu, „który niewiele się różni od jakiegokolwiek domu ludzi z klasy pracującej na przedmieściach miasta zachodniego świata” (tak podają didaskalia). Kempa zuniwersalizowała miejsce i historię, rezygnując z australijskiej perspektywy, a bohaterom nadając polsko brzmiące imiona.

Wszystkie postaci dramatu to członkowie jednej rodziny: rodzice i czworo dorosłych dzieci. Matka, Anna (Agata Kulesza), pracuje jako pielęgniarka. Jej mąż, Jacek (Przemysław Bluszcz), przeszedł na wcześniejszą emeryturę po tym, jak w ramach redukcji etatów został zwolniony z fabryki samochodów. Troje ich starszych dzieci (dwóch synów i córka) teoretycznie nie mieszka już z rodzicami, bo prowadzą własne życie, ale prawie codziennie w domu rodzinnym bywają, wciąż korzystając z różnorakiego wsparcia rodziców (prasowanie koszul, pomoc przy wnukach). Najmłodsza dziewiętnastoletnia córka dopiero szykuje się do opuszczenia rodzinnego gniazda.

To wiem na pewno można by określić mianem dramatu rodzinnego dotykającego tematu typowych różnic pokoleniowych, wyprowadzki z rodzinnego domu, by szukać własnej drogi, a także trudności rodziców z pogodzeniem się z niezależnością ich dzieci. Cechę familijności spektaklowi nadaje też fakt, że podstawowym miejscem przestrzeni scenicznej jest obszerna biała kuchnia, w której centralne miejsce stanowi duży prostokątny stół (scenografia jest autorstwa Joanny Zemanek). Przy nim zbiera się rodzina, a główne szczytowe miejsce przy nim zajmuje matka.

Dramat podzielony jest na części rozpoczynające się od monologów wypowiadanych przez dzieci. W utworze Bovella te części korespondują z porami roku. Akcja zaczyna się latem i kończy się latem następnego roku, ale Kempa zrezygnowała w spektaklu z uwidocznienia tej analogii życia zmieniającego się wraz z upływem czasu. Każde z dzieci przez moment samotnego bycia na scenie opowiada o teraźniejszości, przeszłości i wydarzeniach dziejących się w rodzinnym domu widzianych z ich własnej perspektywy.

Pierwszy monolog, najmłodszej dziewiętnastoletniej Róży (Waleria Gorobets), dotyczy jej niedawnej samotnej podróży po świecie będącej poszukiwaniem dorosłości. Podróży pozornie nieudanej, bo zakończonej złamanym sercem i szybkim powrotem do domu, w którym – jak jej się wydawało – jest dobrze i niezmiennie. Monolog Pauliny Gałązki w roli starszej córki Poli wygłaszany jest w ogrodzie ojca i zaczyna się od słów: „Ten ogródek to cały świat. Wszystko, co ważne stało się właśnie tutaj”. I rzeczywiście, oprócz kuchni to właśnie ten ogród, którego główną częścią są róże – duma Jacka – jest ważnym miejscem akcji i historii tej rodziny. W scenografii zaakcentowany został ławką ustawioną przed kuchennym stołem, bliżej widowni. Na tej ławce bohaterowie siadają i rozmawiają. Ławka zapewnia im większą bliskość niż krzesła przy stole, więc i charakter rozmów jest bardziej intymny.

Marek (Paweł Gasztold-Wierzbicki) wypowiada swój tekst na drzewie eukaliptusowym, który w spektaklu jest po prostu drabiną linową. Mówi o tym, że jako dziecko chował się na drzewie, obserwował rodzinę z ukrycia i nie czuł się jej częścią. Od lat nosi w sobie tajemnicę swojego wyobcowania. I wreszcie ostatni syn Ben (Jan Wieteska), z łatwością wydający pieniądze na zbytki, w ogrodzie wspomina bliskość swoich rodziców.

Anna to popisowa rola Agaty Kuleszy (jakby napisana dla tej aktorki). Silna kobieta i matka, ale bez żadnych demonicznych cech. Bardzo charakterna, złości się, wybucha gniewem, ma cięty język, dokucza rodzinie, czasem się z niej naigrywa i okazuje zniecierpliwienie. W rzeczywistości jest wrażliwa. Kocha dzieci i męża, a oni o tym wiedzą. Bywa irytująca, bo zawsze wie wszystko o wszystkich, zanim oni sami zdążą tę prawdę o sobie poznać. Od kilkudziesięciu lat jest pielęgniarką, napatrzyła się na życie i swoje przeżyła. Dzieci niczego więc przed nią nie ukryją: ani romansu, rozczarowania małżeństwem, ani przyczyny rozpadu związku. Zgani rodzinę, ale nierzadko „gdy opadnie kurz” (tak mówi mąż o jej przemijającej złości), obdarzy ją ciepłym uśmiechem. Kulesza świetnie rozgrywa te przejścia od surowości po wychylającą się zza tej surowości wrażliwość i empatię. Swoją postać aktorka obdarza poczuciem humoru. Anna czasem śmieszy swą logiką, np. gdy poważnie mówi do najmłodszej: „Jesteś moją ulubienicą”, a po chwili przyznaje „wszystkim wam mówię to samo”. Gdy niepokoi ją zachowanie męża, z wyrzutem mówi: „Nie będę go niańczyć, jak dostanie demencji. Całe życie się kimś opiekowałam” – ale pod tą pozorną szorstkością schowane są głębokie uczucia.

Jest emocjonalna i bywa liryczna w relacjach z mężem, ale skrywa swoje tajemnice. Po trzydziestu latach małżeństwa wyjawia mu, że już od pierwszej zarobionej przez siebie pensji odkładała pieniądze, by być niezależną finansowo, na wypadek gdyby musiała odejść od męża. Przyzna też, że kiedyś rzeczywiście była tego bliska. Została z powodu dzieci i nauczyła się kochać męża na nowo. Przemysław Bluszcz jest dobrym partnerem dla Kuleszy. Jego postać Jacka jest trochę wycofana, nie interesuje go wielki świat ekspresów do kawy i dmuchaw do liści, kupowanych mu przez syna Bena. Ma swój ogród z różami i swoją rodzinę. Jest zaprzeczeniem Anny i świetnie się uzupełniają: potrafi być bliżej córek, widzi w nich to, co dobre. Gdy ona dostaje furii, on ją uspokaja, choć czasem role się odwracają. Ma swoje proste zasady, do których jest przywiązany. Gdy syn Ben przywłaszczył sobie w pracy dużą sumę pieniędzy, ojciec nie chce pozwolić mu uciec od poniesienia odpowiedzialności za kradzież. Zwolnienie z pracy łatwo mogło obciążyć Jacka depresją, frustracją, poczuciem znudzenia i bycia niepotrzebnym – tym bardziej, że żona pozostaje wciąż aktywna zawodowo. Ani w dramacie, ani w spektaklu Kempy nie ma jednak śladu po takim schematycznym ujęciu tej postaci. Bluszcz zachowuje w Jacku godność i dumę z tego, co ma i z tego, jak żył. Potrafi cieszyć się rodziną, odbieraniem wnuczek ze szkoły i różami w swoim ogrodzie. I wiele Annie wybacza.

fot. Krzysztof Bieliński

Ten dramat familijny jest także dramatem trudnej rozmowy. Potrzeba werbalnego kontaktu z drugim człowiekiem jest tu bardzo silna. Czasem te dialogujące osoby z powodu napięcia nie są w stanie kontynuować rozmowy, a przerywając ją ranią siebie nawzajem. W spektaklu Kempy jest dużo emocji i słów, które nie zdążyły zostać wypowiedziane. Dotyczy to głównie Anny i jej relacji z dwójką dzieci: Polą i Markiem.

Pola chce odejść od męża, zostawić z nim dzieci i wyjechać do Vancouver na roczny kontrakt. Jest w tej historii jeszcze mężczyzna, w którym się zakochała, choć nie planuje z nim przyszłości. Anna nie akceptuje jej decyzji i daje temu dosadny wyraz, chociaż wie, że córka znalazła się dokładnie w takiej samej sytuacji, jak ona przed laty (tym dwóm historiom towarzyszy motyw muzyczny z Famous Blue Raincoat Leonarda Cohena). Tyle że Anna podjeła inną decyzję. Pola wyjedzie i po jakimś czasie przyśle do matki list. Anna przeczyta go po cichu w samotności, siedząc na ławce w ogródku. To czytanie odbędzie się na dwa sposoby, bo za jej plecami wyświetli się nagranie Poli czytającej-mówiącej te słowa skierowane do matki. Ta już jednak nie zdąży na nie odpowiedzieć.

Spektakl Kempy zachwyca prawdą emocji i wzruszeń. Tak zagrana jest scena rozmowy Anny z Jackiem o domniemanym homoseksualizmie ich syna Marka. Siedzą na ławce w ogrodzie. Zanim usłyszą, że prawda jest inna, zastanawiają się czy fakt, że syn jest gejem, nie stanowi dla nich problemu. Nie padają tu żadne mocne deklaracje zapewniające o bezwarunkowym wsparciu. Obydwoje pozwalają sobie na zwątpienie, przyznanie się, że jakaś ich część wolałaby, by nie dotyczyło to ich dziecka. W końcu dojdą jednak to stwierdzenia, że Marek jest ich synem, więc tylko to się liczy. Tym razem jednak wszystkowiedząca najlepiej matka pomyli się, bo syn nie okazał się gejem. Wiadomość będzie cięższego kalibru: syn czuje się kobietą i ma już plan zmiany płci. I tu dochodzi do bolesnej, intymnie zagranej sceny – pewnie najmocniejszej w spektaklu. Kulesza gra cierpiącą matkę, która nie potrafi sobie poradzić z myślą o stracie swego kochanego syna. Anna cierpi i wyrzuca z siebie słowa potępienia dziecka, których na pewno nie chciałaby powiedzieć, gdyby mogła reagować bez emocji. Obydwoje, Kulesza i Bluszcz, prowadzą postaci rodziców od aktu odrzucenia i chwilowego wyparcia się dziecka do wysunięcia na pierwszy plan swojej miłości do tegoż dziecka. Tyle że matce zajmie to więcej czasu.

W jednej z ostatnich scen spektaklu ojciec przyzna: „Myślałem, że oni będą tacy, jak my. Ale lepsi od nas. Lepsze wersje nas samych”. Te słowa to kwintesencja tego spektaklu, mówiącego o tym, że kochać to pozwolić na odejście i że każdy ma prawo do własnej definicji szczęścia i ustawienia go w hierarchii wartości według własnego uznania. I bynajmniej nie jest to spektakl o rozpadzie rodziny. Co prawda na końcu ginie w wypadku samochodowym ta, która ich spajała – matka i żona – ale ta rodzina wciąż się kocha. To raczej historia rodziny w stadium przemiany i dojrzewania.

Śmierci Anny nikt się nie spodziewał. Wracała późno z pracy zmęczona i zasnęła w samochodzie. W dramacie Bovella o ostatnich chwilach i uczuciach Anny mówi jej córka Róża. Kempa przenosi jednak te słowa na postać Anny i to dobry pomysł, bo zwiększa tragizm i absurd sytuacji (nagła śmierć wydaje się absurdem). W spektaklu to Kulesza wygłasza je jako pośmiertny monolog Anny. Tłumaczy uczucia towarzyszące jej tuż przed śmiercią: wyczerpanie emocjonalne i fizyczne, niekończącą się troskę o dzieci, pragnienie bliskości z mężem. Aktorka wypowiada te słowa, będąc na scenie, a w tle wyświetla się projekcja wideo z nagraną Anną wracającą samochodem do domu. „Do szpitala, w którym pracowałam, dojechałam już martwa” – tak kończy się ten monolog.

Reżyserka role trojga dzieci powierzyła młodym aktorom kończącym warszawską Akademię Teatralną. Gorobets, Gasztold-Wierzbicki i Wieteska spotkali się już z Kempą przy realizacji Szklarni Jordana Tanahilla (2021) w Teatrze Collegium Nobilium. Na scenie Ateneum są chyba trochę onieśmieleni partnerstwem Kuleszy i Bluszcza. Przedstawienie jest jednak bardzo dynamiczne, nie ma w nim miejsca na żadne przestoje, dłużyzny. I tylko czasem drażni zbyt głośna muzyka będąca podkładem pod słowa aktorów. Momentami zagłusza myśli postaci, nie pozwala widzowi skupić się na nich.

Tytuł oryginalny

RODZINA W STADIUM PRZEMIANY

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Justyna Kozłowska

Data publikacji oryginału:

26.05.2022