„Grzyby” wg scen. i w reż. Weroniki Szczawińskiej i Piotra Wawra Jr w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Julia Lizurek, członkini Komisji Artystycznej 29. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Weronika Szczawińska i Piotr Wawer Jr w przepisie na teatralne grzyby rozpisują kwestie pod imionami poszczególnych aktorów. Podczas pierwszej lektury tekstu miałam wrażenie spotkania z piątką aktorów: Grzegorzem Falkowskim, Mamadou Góo Bâ, Natalią Lange, Marią Robaszkiewicz i Oskarem Stoczyńskim. Ja byłam szósta – z moją osobistą historią i relacją z grzybami. Jak mniejszość uczestników mykologicznej terapii grupowej, nie miałabym problemu, żeby wskazać mój ulubiony gatunek, by stał się on moim pseudonimem. Jednak taka strategia zachowania anonimowości wydaje się pierwszym, dość absurdalnym pomysłem. Uczestnicy terapii powątpiewają albo nawet podważają jej mechanizm, ale nie rezygnują z udziału w niej. Podążają za kolejnymi instrukcjami Grzegorza-Łysiczki. Tutaj to on dyktuje reguły i reguluje procesy, chociaż wizerunek lekko zagubionego i nieśmiałego neurotyka, tańczącego w otwierającej scenie niczym na silent disco i ostrożnie przygotowującego każdy element w przestrzeni, buduje wrażenie jego niepozorności i niewinności.
Później wchodzą oni: Mamadou-Rydz – znerwicowany biznesman pod telefonem w domowych spodenkach i wyjściowej koszuli, który urwał się z pracy zdalnej, ekstrawertyczna i aktywna Natalia-Purchawka, fan ezoteryki Oskar-Borowik oraz krytyczna i sceptyczna kobieta sukcesu Maria-Kurka. Ja też już tam jestem, razem z innymi widzami. Siedzimy wokół sceny przypominającej białą pleśń albo przestrzeń pod kapeluszem z dziurami na kształt rurek; nad głowami rozpościera się wielki namiot albo spadochron. Tworzymy krąg, jeden z tych, których popularność w ostatnim czasie, podobnie jak zainteresowanie psychoaktywnymi właściwościami grzybów, zaczęła wzrastać. Ludzie, głównie kobiety, spotykają się w takich kręgach, by doświadczyć wspólnoty, podzielić się z innymi swoimi problemami, wyłączyć się z rutyny.
Przedstawienie w warszawskim Teatrze Powszechnym przypominało mi moje własne przeżycie takich kręgów. Jego uczestnicy, przekazując sobie jakiś przedmiot – tutaj figurkę grzyba wraz z jego grzybnią – dzielą się swoimi przemyśleniami i emocjami. Szczawińska i Wawer Jr przyglądają się strategiom tej formy ekspresji indywidualności. Rydz na przykład odczuwa niechęć do konfrontacji ze swoimi emocjami. Kurka ukrywa je pod płaszczykiem krytycznego dystansu. Purchawka desperacko chce się zmienić i w każdym przeżyciu dostrzega i performuje przełomowe doświadczenie. Zaproponowane przez Łysiczkę działanie arteterapeutyczne ujawnia neurotyczne problemy z poczuciem własnych granic oraz komunikowaniem stanów. Jednocześnie twórcy dzięki komizmowi i prześmiewczemu przedstawieniu postaci wytwarzają między sceną a widownią bezpieczny dystans. Grzyby nie zabierają nas w psychodeliczny rytuał wspólnotowo-wolnościowy, obnażają raczej nasze wyobrażenia o transformacyjnym potencjale tej grupy organizmów. To satyra o potrzebie wolności w zatomizowanym, podzielonym społeczeństwie, w którym jednostka cierpi z powodu samotności. Daje temu wyraz na przykład Kurka, która w swoim solowym performansie śpiewa, wokalizując słynny przebój All by myself (coverowany w swojej historii przez wielu piosenkarzy). Choć „śpiewanie” czy „wokalizowanie” należałoby zastąpić słowem „wycie”. Cierpienie w takim wcieleniu nie budzi zrozumienia ani nawet współczucia. Może litość?
Zważywszy na konwencję satyryczną, twórcy dążą do tego, żebyśmy w tych groteskowych i absurdalnych sytuacjach i postaciach zobaczyli cząstkę siebie. W drugiej części przedstawienia, po desperackim pytaniu Purchawki – „kiedy w końcu dostaniemy te grzyby?” i próbie wytłumaczenia terapeuty, że przecież cały czas je spożywamy, na przykład pijąc wodę – rozpoczyna się długa, nieco nużąca (jak się wydaje celowo) sekwencja, oparta na wspólnym ruchu wśród rozsypanego piasku. Kiedy się kończy, głosem Terapeuty odzywa się Grzyb. I choć to oczywiście absurdalna scena mediowania nie-ludzkiej istocie (albo raczej bycia przez nią opętanym), to wyrażona zostaje w niej nadzieja, którą jako istoty społeczne pokładamy w naturze. Grzyb nie występuje z pozytywnym manifestem:
„wy nie rozumiecie ile potrzeba czasu
żeby po was posprzątać
nie rozumiecie ile przestrzeni zajmujecie […]
nie masz czasu
ja mam czas ja ciebie przeczasię
zawsze […] już chciałaśłeśliście
żebyśmy ratowały wasz świat […]
żebyśmy po was posprzątały”.
Falkowski w tej scenie jest hipnotyzujący. Siedzi na podłodze, z uniesionymi i zgiętymi w kolanach nogami i wyciągniętymi prostopadle do tułowia rękami. Jest przerażony i stawia opór, jakby miał właśnie być poddany torturom; z drugiej jednak strony, gdy odzywa się w nim ten obcy głos, brzmi on profetycznie i władczo. Czy wygłasza wykład? Daje ostrzeżenie? Bagatelizuje ludzkie rozterki i troski czy może próbuje nas zatrzymać w pędzie i, jak nam się zdaje, wiecznym niedoczasie?
Czego oczekujemy od tej terapii? Czy przynosi ona jakiś efekt? Magnetyzujący, precyzyjny w swojej swobodzie ruch, zaprojektowany w przedstawieniu przez Agatę Maszkiewicz, czerpiący z asanów jogi, kontakt-improwizacji czy ruchu intuicyjnego, pod koniec uspokaja się, niemal ustaje. Czy ta cisza i spokój są odpowiedzią daną grzybom? Czy to głos bezsilności? Czy wręcz przeciwnie? My też siedziby w tym kręgu. To też pytanie do nas.
***
Weronika Szczawińska, Piotr Wawer Jr GRZYBY. Reżyseria: Weronika Szczawińska, Piotr Wawer Jr, scenografia i kostiumy: Marta Szypulska, ruch sceniczny: Agata Maszkiewicz. Prapremiera w Teatrze Powszechnym im. Hübnera w Warszawie 19 listopada 2022.