EN

27.04.2022, 13:23 Wersja do druku

Przeciw tabuizacji

 „Matki wyklęte”, reż. Ady Tabisz w ramach projektu Teatr na faktach w Instytucie im. Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu. Pisze Kamil Bujny w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Tobiasz Papuczys / mat. teatru

Myśląc o „Matkach wyklętych”, dokumentalnym spektaklu Ady Tabisz, myślę przede wszystkim o czułości. To nie tak oczywiste, biorąc pod uwagę temat przedstawienia. Wszystko, co dotyczy seksualności czy macierzyństwa, jest bowiem od jakiegoś czasu w Polsce przedmiotem społecznej dyskusji, a co za tym idzie – polityki. Istnieje więc duże prawdopodobieństwo, że pokaz, książka czy artykuł, w którym opowiada się o np. o macierzyństwie, będzie nie tyle opowieścią konkretnej osoby o jej przeżyciach, ile „głosem w sprawie”. W prezentacji Tabisz jest zgoła inaczej: wybrzmiewające na scenie historie wykraczają poza doraźne medialne spory.

Doświadczenie poronienia nie jest często podnoszone w przestrzeni publicznej. Choć dotyczy wielu osób (szacuje się, że ok. 20% ciąż), to rzadko mówi się o nim na przykład w prasie. Ten stan rzeczy prowadzi nie tylko do dalszej tabuizacji tego tematu, lecz również do sytuacji, w której kobiety winą za poronienie obarczają same siebie. Nie bez znaczenia pozostaje niekończąca się kampania środowisk prawicowych na rzecz ograniczania praw reprodukcyjnych (w tym wykorzystywana przez nich retoryka), wspomagana przez instytucję Kościoła Katolickiego. Jak muszą czuć się pary, które, straciwszy dziecko, widzą na rogu każdej ulicy bilbordy i plakaty antyaborcyjne? W jaki sposób można przejść przez proces żałoby, nie mając możliwości pochowania córki lub syna? I wreszcie – jak można mówić głośno o stracie, skoro często właśnie matka jest za nią obwiniana? Ada Tabisz, wychodząc od wywiadów z kobietami, które doświadczyły poronienia, pokazuje w spektaklu, co dla rodziców oznacza stracić dziecko – zarówno pod względem emocjonalnym, jak i prawnym.

Choć słowo „czułość” staje się powoli słowem-wytrychem, które niewiele – jeśli nie nic – znaczy, to odnoszę wrażenie, że najlepiej pasuje do tego przedstawienia. Odświeżone i przypomniane przez Olgę Tokarczuk, zaczęło funkcjonować jako pojęcie obecne nie tylko w humanistyce, lecz także w popkulturze i biznesie. Cóż teraz nie jest czułe? Czułe są przewodniczki (Natalia de Barbaro) i struny (Natalia Kukulska), czuli są narratorzy (Tokarczuk); o czułości zaczęli mówić dziennikarze, artyści i trenerzy rozwoju personalnego. Jest jednak w tym słowie coś, co sprawia, że trudno zastąpić go innym. „Matki wyklęte” to właśnie takie przedstawienie, o którym chciałoby się powiedzieć, że jest czułe. Tabisz prowadzi je bowiem bez pretensji do politycznej rewolucji czy zabierania głosu w ogólnopolskiej debacie. Pozostaje za to wierna bohaterkom i bohaterom, pozwalając im opowiedzieć swoje historie. Reżyserka dba przy tym o to, by sceniczny obraz ich przeżyć nie był w żaden sposób dla nich krzywdzący: unika zarówno powierzchowności, jak i emocjonalnych manipulacji. Choć na scenariusz prezentacji składają się relacje wielu osób, to podczas oglądania „Matek wyklętych” można odnieść wrażenie, że pokaz opowiada o przeżyciach jednej kobiety lub pary. To zasługa nie tylko przemyślanej i umiejętnie poprowadzonej narracji, lecz także równego traktowania każdej przywoływanej historii. Tabisz nie generalizuje, nie hierarchizuje i nie ocenia; jej spektakl wykracza dzięki temu poza bieżącą politykę i staje się tym, co w teatrze najcenniejsze – przekonującym zapisem cudzych doświadczeń.

Spektakl prowadzony jest w dwóch planach: żywym i lalkowym. Reżyserka bardzo sprawnie rozpisuje na działania aktorskie historie zebrane metodą verbatim, znajdując dla nich odpowiednie sposoby wyrazu. Choć twórcy na pierwszym planie postawili słowo (traktowane tu jako nośnik emocji), to pozwalają mu wybrzmieć w zaskakujących kontekstach: konfrontują ze sobą – na przykład w ramach jednej sceny – skrajnie różne narracje, zestawiają z animowaniem lalek-kościotrupów i teatrem cieni. To niebywałe, jak w gruncie rzeczy dość oszczędnymi środkami osiągnięto w tym przedstawieniu spektakularny efekt. „Matki wyklęte” z każdą minutą zyskują nowe znaczenia i sensy, dzięki wykorzystywaniu i przeobrażaniu pojawiających się na scenie symboli. Jednym z najbardziej zaskakujących działań aktorskich jest animowanie na wiele sposobów szpuli z nićmi: raz są one traktowane jako metafora prowadzenia opowieści, innym razem symbolizują nić życia, by w końcu zostać potraktowane jako płód. Jedna z postaci, opowiadając o poronieniu, powoli rozwija czerwoną nić, która – wraz z postępującą historią – z czasem zaczyna przypominać rozlewającą się na podłodze kałużę krwi. To bardzo emocjonalna i sugestywna scena, zdecydowanie wikłająca widza w dramat bohaterki. Trudno – jeśli w ogóle to możliwe – o niej zapomnieć.

Przedstawienie Tabisz, choć intymne i dotyczące przede wszystkim emocji, nie jest obojętne na to, co poza psychiką postaci. Polska staje się w tym spektaklu wielkim nieobecnym bohaterem, który – choć ciągle wywoływany – pozostaje głuchy na wszelkie wezwania. Sceny, które dotyczą bezpośrednio życia w kraju nad Wisłą, naszego społeczeństwa, Kościoła Katolickiego i debaty publicznej wydają się nieprzystające do spektaklu; gdy obserwujemy dramat kobiety, która nie może pogrzebać własnego dziecka, symboliczna Polska na każdym ulicznym bilbordzie pokazuje jej porozrywane, zakrwawione płody; gdy postaci próbują poradzić sobie z utratą ciąży, symboliczna Polska ustami lekarzy i Wujków Dobra Rada zastanawia się, kto odpowiada za poronienie; gdy rodzice chcą dziecku zorganizować pogrzeb, symboliczna Polska próbuje im to uniemożliwić. W „Matkach wyklętych” twórcy dążą jednak nie do stawiania jednoznacznych społecznych diagnoz, lecz do możliwie najszerszego zarysowania problemu tabuizacji tematu poronienia. Tabisz, prezentując różne historie swoich bohaterek, nie oczekuje od widza współczucia. Liczy bowiem na znacznie więcej: na jego zrozumienie i zmianę sposobu myślenia. Tylko to może doprowadzić do tego, że Polska – utożsamiana tu zarówno ze społeczeństwem, jak i z systemem opresyjnych dziś instytucji – nie będzie obojętna wobec kobiet.

Tytuł oryginalny

Przeciw tabuizacji

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Kamil Bujny