EN

25.07.2015 Wersja do druku

Powrót do epoki atramentu

Szarpanie flaków, ran. Skakanie stada koni. Szaleństwo. Babranie się we wszystkim, głównie w złu. Dół, śmierć. Brak światła. Krzyk i przemoc wobec widza. Efekciarstwo i pozór. Sztuka "na maksiora". Z tych i garści podobnych pseudonimów teatru Krzysztofa Warlikowskiego, którymi Stanisława Celińska żegna się z Warlikowskim, najcelniejsze jest "babranie się" - pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Przez lat 17 była wierna, z ufnością zagrała wszystko, czego od niej Warlikowski wymagał - a teraz wyznaje: "Ile można?". Ma dość. Odchodzi. Opuszcza poetykę "babrania się" w ciemnościach, "babrania się", które czym jest tak naprawdę? Odpowiem pytaniem. A widział ktoś kiedyś "babranie się" uporządkowane, spójne wewnętrznie, będące formą czystą i precyzyjną jak hierarchia w mrowisku? Widział ktoś kiedyś "babranie się", które by nie było bałaganem, przypadkowością gestów, rupieciarnią sensów? Celińska ma dość "babrania się" na wiwat, "babrania się" podszytego pretensjonalnością, mrukliwego, lepkiego, maniakalnego. Odchodzi od efekciarskiego bałaganu. Odchodzi - do czego właściwie? W udzielonym "Newsweekowi Polska" (nr 29) wywiadzie pożegnalnym - właśnie to wydaje się najciekawsze. Odejście Celińskiej od Warlikowskiego jest w istocie - powrotem. Powiada, i jest w tym znak tęsknoty za wartościami utraconymi: "Warlikowski kiedyś w

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Powrót do epoki atramentu

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Polski online

Autor:

Paweł Głowacki

Data:

25.07.2015