Dziś trudno wyobrazić sobie polski teatr dramatyczny, lalkowy czy alternatywny, który nie grałby rodzimej współczesnej dramaturgii. Co więcej, dość trudno też znaleźć w repertuarach sztuki współczesne pisane kilka czy kilkanaście lat temu - pisze Andrzej Lis w Znaku.
Liczą się przede wszystkim prapremiery. Tworzone przez autorów związanych na stałe z teatrami albo przynajmniej specjalnie u nich zamawiane. Teatry starają się mieć swoich autorów! A jeśli nie autorów, to przynajmniej dramaturgów, którzy często przynoszą nowe albo przetwarzają stare teksty w taki sposób, aby sprawiały wrażenie prapremierowych. Potrzeba zagrania nowości jest teraz najistotniejsza, ważniejsza nawet od tego, czy to, co się zagra jest najlepszym z możliwych wyborem. Stan takiej obfitości prapremier obserwujemy mniej więcej od dekady. W pamiętnym 1989 r. nasze teatry grały "Ciężkie czasy" Michała Bałuckiego, a tylko na nielicznych scenach można było dostrzec, że coś przełomowego się w naszej rzeczywistości dzieje. Wiosną tegoż roku dwa teatry pokazały niedopuszczanego dotąd przez cenzurę "Obywatela Pekosiewicza" Tadeusza Słobodzianka opowiadającego odkłamaną historię marca 1968. Najpierw spektakl pokazywany był w Teatrze P