"Psy ras drobnych" Olgi Hund w reż. Iwony Kempy w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Marta Żelazowska z Nowej Siły Krytycznej.
Winston Churchill mówił o depresji „mój czarny pies”. To zwierzę jest symbolem wierności, ale też ciemności i śmierci. Chorzy walczą o każdy dzień, by nie ześlizgnąć się w ramiona otchłani, bowiem obniżony nastrój, apatia, brak chęci do podejmowania działań, męczliwość, poczucie bezsensu, bezsenność i obezwładniający lęk to najczęstsze problemy, z jakimi się zmagają. Są boleśnie świadomi, że choroba towarzysząca im na każdym kroku, nawet zaleczona, może w każdej chwili wrócić. Muszą nauczyć się z nią żyć, „oswoić” jak dzikiego psa.
Iwona Kempa w stołecznym Teatrze Dramatycznym inscenizuje „Psy ras drobnych”, powieść Olgi Hund (Nagroda Literacka im. Witolda Gombrowicza, Nagroda Conrada). To suche, sprawozdawcze migawki, fragmenty, anegdoty z leczenia w szpitalu psychiatrycznym. Nie tworzą spójnej narracji. Kempa (reżyserka i autorka adaptacji) te „skrawki codzienności” uporządkowała, zinterpretowała. Stworzyła spektakl, który wykracza poza jednostkowe doświadczenie choroby. Ukazuje dążenie do zdobycia namiastki równowagi psychicznej, a także zniwelowania piętna, bo ślad pobytu w „psychiatryku” w człowieku zostaje.
Szpital w minimalistycznej scenografii Joanny Zemanek ograniczony jest do białego linoleum wyścielającego scenę, łóżek, szafki i kilku prostych krzeseł. Zarówno w powieści, jak i w spektaklu to miejsce naznaczone stanem chorobowym, wręcz groteskowe. Znamienna jest scena wykonywania testu na depresję, to jedno pytanie: „Czy masz depresję?”. Olga (Karolina Charkiewicz) może odpowiedzieć jedynie „tak” lub „nie”. W trakcie rozmowy diagnozującej stan pacjentki lekarka (doskonała Anna Gajewska) zdaje się być bardziej pochłonięta malowaniem paznokci niż jej odpowiedziami. Nie zawsze personel ma czas na rozmowy z chorymi, traktuje ich z zimnym dystansem, a momentami wręcz z nutą pogardy (wymowny grymas, gdy pacjentka odgaduje hasło krzyżówki). Niesprawni są tu nie tylko kuracjusze (otępiali, wpadający w szał, balansujący na granicy rzeczywistości i urojeń – świetna gra aktorek), ale także system.
W tym dusznym, nudnym miejscu rytm wyznaczają uporczywie powtarzające się czynności, jak podawanie leków, czy spotkania społeczności. Pacjenci mogą jednak liczyć tu na wsparcie i zrozumienie, a także odrobinę wzajemnej empatii, bo każdy „ma podobnie”. Szpital, choć postrzegany jako miejsce opresyjne, zapewnia poczucie bezpieczeństwa, daje komfort niebycia oglądanym i ocenianym, swobodę funkcjonowania poza narzucanymi normami społecznymi. Bohaterki marzą o powrocie do świata zewnętrznego, ale jednocześnie są pełne obaw, bowiem wciąż postrzegają go w kategoriach wroga. Zdają się tkwić w niejednoznaczności, prowadzić batalię o zdrowie, która nigdy się nie kończy. Tytułowe „psy ras drobnych” są metaforą problemów życia codziennego, z jakimi przyszło im się mierzyć i które w konsekwencji doprowadziły do zaburzeń. Przyczyną choroby nie jest jedynie „fatalna kombinacja genów” (choć może jej sprzyjać), ale także wszystko to, „co robili im ojcowie, wujkowie, mężowie, matki, co robił im Kościół, ZUS i rynek pracy”.
Kempa zwraca uwagę na zderzenie depresyjnego pacjenta z realiami szpitala. I nie chodzi tu tylko o trudność przystosowania się do nowych warunków, ale także psychiczną adaptację, wymagającą zweryfikowania obrazu własnego „ja” w kontekście innych, czasem bardzo ciężko chorych. System opieki zdrowotnej tego procesu nie ułatwia. Kolejne osoby umieszczane są tam, gdzie są wolne miejsca. Nie ma podziału na zaburzenia. Karolina Charkiewicz świetnie gra to bycie na leczeniu. W pierwszych scenach jest przerażona, zapłakana, wyobcowana. Patrzy na koleżanki z oddziału jak na „kosmitki”, „wariatki”. Zdaje się być bardziej obserwatorką niż uczestniczką szpitalnego życia. Stopniowo zaczyna dostrzegać w rekonwalescentkach ludzkie oblicze, stawać się częścią tej specyficznej społeczności, a co za tym idzie uświadamia sobie, że sama została „naznaczona”. Musi nauczyć się, jak sobie z tym radzić.
Depresja choć obecna w społecznej świadomości, bo chorych jest coraz więcej (w czasie pandemii ich liczba zwiększyła się dwukrotnie i szacowana jest na cztery miliony) i otwarcie zaczynają przyznawać się do niej znane osoby, wciąż budzi obawy. Wiąże się z poczuciem wstydu i strachem przed stygmatyzacją. W kontekście prowadzonych od kilkunastu lat (między innymi przez Kampanię Forum Przeciw Depresji i Fundację „Twarze Depresji”) działań edukacyjnych wydaje się to z jednej strony kuriozalne, z drugiej uświadamia jak ważne jest kształtowanie wrażliwości i otwartości na drugiego człowieka, a zwłaszcza chorego psychicznie.
Duża jest w tym rola teatru zderzającego widza z problemem balansującym między sferą jawności a społecznym tabu, ukazująca go z innej perspektywy. Dlatego tak cieszą mnie przedstawienia o tej tematyce: „4.48 Psychosis” Sarah Kane w reżyserii Grzegorza Jarzyny (2002, TR Warszawa), „Efekt” Lucy Prebble w reżyserii Agnieszki Glińskiej (2015, Teatr Studio w Warszawie) i teraz doskonałe „Psy ras drobnych”. Tekst Hund został w tym roku także wystawiony przez Adriannę Alksnin w krakowskim Teatrze Barakah. Depresja jest chorobą, która może przytrafić się każdemu. Istotne jest więc, by o niej mówić, „oswoić”, nauczyć rozpoznawać symptomy.
***
Olga Hund
„Psy ras drobnych”
adaptacja i reżyseria: Iwona Kempa
premiera: 11 czerwca 2021, Teatr Dramatyczny w Warszawie, Mała Scena (spektakl obejrzany: 16 września 2021)
występują: Karolina Charkiewicz, Magdalena Czerwińska, Anna Gajewska, Agata Góral, Anna Kłos, Małgorzata Niemirska, Giuseppe Gimelli (gościnnie, muzyk)
***
Marta Żelazowska – pedagog, absolwentka studiów podyplomowych Wiedza o teatrze i dramacie z elementami wiedzy o filmie w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk oraz Laboratorium Nowych Praktyk Teatralnych, otrzymała wyróżnienie specjalne w VI edycji Ogólnopolskiego Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego na Recenzje Teatralne.