EN

4.03.2024, 11:47 Wersja do druku

Okiem Obserwatora: Rodzinne piekiełko

„Rodzinne piekiełko” Radosława Figury w reż. Marii Seweryn z Teatru MY w Scenie Relax w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.

fot. Magdalena Stępień/ fotoGRAFIKA

Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie uczestniczył w rodzinnych niesnaskach i nie przeżywał ich. Mówię o wersji light, bo oprócz niesnasek w przyrodzie występują jeszcze kłótnie, afery, obrażanie się na śmierć i życie, całkowite zerwanie kontaktów, itp. Jest to bardzo wdzięczny temat dla teatru, który eksploatuje go od zarania swojego istnienia. 

Kolejna sztuka z tej kategorii, która zaistniała na naszych scenach, nosi tytuł nomen omen „Rodzinne piekiełko”. Jej autorem jest Radosław Figura, a wyreżyserowała ją Maria Seweryn. Warszawska premiera odbyła się 28 lutego 2024 r. na Scenie RELAX. Producentem jest Teatr MY Berg & Marcinkowski.

To kolejne przedstawienie, które oglądałem na bardzo prężnie działającej Scenie Relax, wyprodukowane w systemie impresaryjnym, czyli posiadające dwie pełnowymiarowe obsady i dzięki temu mogące być częściej pokazywane w różnych miastach Polski (i nie tylko).

Ja mogłem podziwiać: Wiktorię Gąsiewską Myszę, młodszą córkę, Annę Iberszer - Beatę, starszą córkę, Joannę Trzepiecińską jako Ciotkę Halę, Magdalenę Waligórska-Lisiecka jako Jolkę, żonę Mateusza, Michała Mikołajczaka sekretarza Mateusza i Piotra Zelta jako Mateusza, pisarza, ojca. Druga obsada, to odpowiednio: Natalia Szczypka, Monika Mazur, Adrianna Biedrzyńska, Renata Dancewicz, Dariusz Wieteska i Tomasz Bednarek. 

Fakt dwóch pełnych obsad, koniecznych przy tego typu wyjazdowych spektaklach, stanowi duże utrudnienie dla aktorów. Może to wyglądać na paradoks, ale wyjaśnienie jest bardzo proste. Taki stan rzeczy oznacza, że rzadko kiedy kolejne spektakle grane są w takiej samej obsadzie. Wystarczy zmiana jednej osoby, a już wypracowane na próbach zachowania, reakcje i relacje na scenie są zupełnie inne niż te, z inną partnerką lub partnerem, z którym grało się dwa dni wcześniej.

To jest ogromne wyzwanie dla zespołu aktorskiego. Na „moim” spektaklu, jak dowiedziały się wścibskie wróble teatralne, miała miejsce taka właśnie sytuacja, ale z pozycji widza nie było to widoczne. Gra była płynna, tak jakby w tym składzie zespół występował już wiele razy. 

A gra całego zespołu była bardzo dobra. Skorzystam z prawa do wyrażania swojego zdania: mnie najbardziej podobała się Joanna Trzepiecińska. Może dlatego, że grana przez nią postać jest napisana w sposób najbardziej zróżnicowany i daje możliwości zaprezentowania ogromnej gamy zachowań i stanów psychicznych, które można obserwować u uczestników spotkań rodzinnych. Takich osób (kobiet) spotkałem już bardzo dużo i ta, którą widziałem na scenie, w wykonaniu Trzepiecińskiej, była według mnie najbardziej naturalna. Trzepiecińska znakomicie wczuła się w graną przez siebie Ciotkę Halę

Pozostałe postacie są bardziej jednowymiarowe, co nie oznacza, że są gorzej zagrane! Wprost przeciwnie! Reżyserka (Maria Seweryn) zadbała o to, aby wszyscy otrzymali możliwość wykazania się. Na przykład, najmłodsza córka (Wiktoria Gąsiewska), która cały czas jest zbuntowaną nastolatką, ale już w takim wieku, w którym hormony zaczynają buzować, dostała od reżyserki kilka solowych scen i zagrała je bardzo naturalnie. U jej starszej siostry (Anna Iberszer) te hormony szaleją już od pewnego czasu, ale niestety dla niej nic z tego nie wynika. Iberszer kapitalnie gra coraz bardziej zdesperowaną młoda kobietę. Na ten jej stan wpływ ma na pewno toksyczna relacja z matką i ojcem. Właśnie! Rodzice! Chory układ! Poradnie zdrowia psychicznego pełne są takich kobiet jak Jolka, czyli żona Mateusza. W pełni podporządkowana „swojemu mężczyźnie”, który w prymitywny, ale równocześnie cyniczny i bezwzględny sposób wykorzystuje to. Bo jest mu tak wygodnie. Przeciw temu układowi najbardziej buntuje się najmłodsza latorośl i kiedy pojawia się młody, inteligentny, ale niedoświadczony życiowo sekretarz ojca, bardzo szybko zawiązuje się między nimi nić porozumienia.

Tekst „Rodzinnego piekiełka” porusza takie tematy i napisany jest takim językiem, że bardzo łatwo było wyprowadzić akcję na manowce. Temat rodzinnych, podskórnych układów i układzików, z reguły prowadzących do konfliktów, zawsze jest bardzo śliski. Seweryn pięknie zapanowała nad tą materią i nic nie tracąc z soczystości języka i dramaturgii sytuacji, ani na moment nie zbliżyła się nawet do niebezpiecznej granicy, za którą zachowania bohaterów byłyby odbierane jako wulgarne czy prostackie. Trzeba dużego wyczucia, aby pokazać to w sposób, jaki widzimy w tym spektaklu. Czyli: jest temat. Są napięcia rodzinne i to ogromne. Są jeszcze większe emocje. Ale jest też pokazany sposób na dojście do familijnego konsensusu. 

I żeby nie było niejasności. To naprawdę jest bardzo dobra komedia! Składa się na to bardzo dobry tekst i znakomita praca wykonana przez reżyserkę i zespół artystyczny (ten który ja widziałem). A ponieważ, jako się rzekło, jest to spektakl tzw. wyjazdowy, więc będą Państwo mieli możliwość obejrzenia go na wielu scenach w kraju. Polecam!

Źródło:

Materiał nadesłany