EN

19.12.2022, 14:25 Wersja do druku

Okiem Obserwatora: My Way. Selfie Krystyny Jandy

„My Way” Krystyny Jandy w reż. autorki w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.

fot. Katarzyna Kural-Sadowska

Zacznę refleksyjnie. Przy takich okazjach, jak monolog Krystyny Jandy „MY WAY” przypominają mi się słowa piosenki z 1877 r. (!) księdza Franciszka Leśniaka, która w czasach nam bliższych była żelazną pozycją repertuarową przy wakacyjnych ogniskach, a następnie stała się szlagierem jako tzw. „piosenka biesiadna”. Już sam tytuł mówi wszystko - „Upływa szybko życie”, ale warto jeszcze zacytować kilka wersów: „ (…) Upływa szybko życie / Jak potok płynie czas / Za rok za dzień za chwilę / Razem nie będzie nas (…) I nasze młode lata / Upłyną szybko w dal / A w sercu pozostanie / Tęsknota smutek żal (…)”.

No właśnie. To coś nieprawdopodobnego, jak ten czas żwawo pomyka. 

16 grudnia 2022 r. w Teatrze Polonia odbyła się premiera monologu Krystyny Jandy „MY WAY”, w reżyserii Krystyny Jandy, autorstwa Krystyny Jandy, wg koncepcji Krystyny Jandy i w wykonaniu… KRYSTYNY JANDY! Czyli – wiwisekcja albo jak kto woli, bardziej współcześnie - selfie. To wydarzenie jest szalenie ciekawe nie tylko ze względów artystycznych, ale również z tego powodu, że wszyscy wiemy, kim jest Krystyna Janda i co osiągnęła. Dla jednych jest niedościgłym wzorem i osobą ze wszech miar godną podziwu. Dla innych wprost przeciwnie, ale tych opinii nie uchodzi przytaczać, a może i nie warto. Jedno jest pewne. Nikogo nie pozostawia obojętnym! 

Zaczęło się od debiutu scenicznego, jeszcze w szkole teatralnej i tak jest do chwili obecnej.  Wszelka Jej działalność, zarówno aktorska, jak i pozaartystyczna wzbudzała niesamowite emocje. Wszyscy dookoła oceniali ją właściwie za wszystko, czyli za to, co zrobiła i za to, czego nie zrobiła. Janda jest bohaterką niezliczonych opowieści, rozpowszechnianych „w zaufaniu” przez „bardzo dobrze poinformowane osoby”. 

No i wreszcie doczekaliśmy się, że głos zabrała sama zainteresowana.

W „MY WAY” jubilatka dokonała wiwisekcji 70 lat. Tak – siedemdziesięciu, bo mówiła nie tylko o swojej drodze artystycznej, ale o całym życiu. Nikt jej tego nie pisał, nikt jej nie reżyserował. Stare wróble teatralne nie przypominają sobie tak intymnego i osobistego spektaklu, jak ten monolog.

Nie ma w nim żadnych upiększeń jeżeli chodzi o treść. A forma też jest najsurowsza z możliwych. Aktorka jest sama na scenie, bez ani jednego rekwizytu, nie przebiera się kilka razy w czasie występu, o muzyce jeszcze wspomnę i tylko światło jest elementem nadającym nastój. Wspaniała suknia, w której występuje artystka, jest podarunkiem zaprojektowanym i wykonanym przez Tomasza Ossolińskiego. Uszyto ją z materiału, który odbija światło jakim jest oświetlana. Ten trick powoduje niesamowity efekt, bo może się wydawać, że Janda kilka razy przebiera się w kreacje coraz to innej barwy!

To nie jedyna „magia teatru” z jaką spotka się widz w czasie tego fascynującego monologu. Bo jest to wyznanie osoby żyjącej z taką intensywnością, że mało kto jest w stanie dotrzymać jej kroku. O tych właśnie osobach, najważniejszych w życiu Jandy, jest ta opowieść. Nawet, gdy mówi o wydarzeniach, są one nierozerwalnie związane z postaciami z kolejnych lat życia.

Babcia, Mama, Tata, to można powiedzieć rzecz w miarę zwyczajna. Ale kim była - jak sama Janda kilka razy podkreśla – jedna z najważniejszych dla niej osób, czyli Honorata!? O niej jest najdłuższa i najczulsza opowieść. Zdradzę tylko, że to pani nie tylko pomagająca w wychowaniu pierworodnej córki Jandy – Marysi (tak, tak! Tej Marii Seweryn), ale tak naprawdę mająca ogromny, wręcz decydujący wpływ na wiele fundamentalnych życiowych decyzji Pani Krystyny. 

Rzecz jasna, to nie wszystkie osoby pojawiające się w ponad półtoragodzinnym monologu. Są i artystyczne nazwiska!

Jednak to, co na mnie zrobiło największe wrażenie i za co składam wyrazy szacunku, to nieprawdopodobnie osobiste, wręcz intymne przedstawienie osób nie związanych z branżą artystyczną, tych całkowicie „prywatnych”. Zostało to zrobione z niebywałym taktem, delikatnością, szacunkiem dla tych osób i wyczuwalną, ogromną miłością! 

OCZYWIŚCIE! Jest jeden wyjątek. Człowiek z branży, któremu poświęconych jest wiele minut. Zapewniam Państwa, że warto ich wysłuchać! No jak to, kto? Jeden z najlepszych polskich operatorów filmowych, po wielokroć pracujący za granicą z uznanymi reżyserami i nagradzany za to wieloma wyróżnieniami - Edward Kłosiński - drugi mąż Krystyny Jandy, ojciec jej dwóch synów. Na spektakl „My Way” warto pójść z wielu powodów, a jednym z nich są słowa Jandy o przedwcześnie zmarłym mężu. 

Takich wzruszających chwil jest więcej, ale nie oznacza to, że cały wieczór upływa w podniosłej i poważnej atmosferze. Nie! Pełno jest w nim humoru, cudownych dykteryjek i powiedzonek, parodiowania różnych osób i w ogóle przepełniony jest pozytywną energią.

A na koniec znowu ujawnia się w pełnej krasie magia teatru. Tu powrócę do wspomnianego wcześniej wątku muzyki. W tym spektaklu musiała zaistnieć wersja muzyczna „My Way”, a więc, w pewnym momencie zza solidne wyglądającego horyzontu (tylnej kotary ograniczającej scenę), dyskretnie pojawił się muzyk (Jerzy Małek/ Ignacy Wend), cicho grający na trąbce tę właśnie melodię, a po chwili artystka dołączyła do niego śpiewając tekst. Zrobiła to w przejmujący sposób, wzmagany przez – no właśnie – efekt sceniczny, z szufladki „magia teatru”. Na widowni ze ściśniętych wzruszeniem gardeł słychać jęk zachwytu! To trzeba zobaczyć i usłyszeć!

Przypuszczam, że nie muszę Państwa zachęcać do obejrzenia i wysłuchania tego przedstawienia nazwanego przeze mnie selfie Krystyny Jandy, ale gorąco polecam program spektaklu, przy którym tytaniczną pracę wykonał p. Jacek Rakowiecki, katalogując cały dorobek artystyczny bohaterki wieczoru. Nie przytaczam liczb, bo wszystko jest w programie. Jest co poczytać! Dla wielu,to będzie odkrycie, ale wiele osób będzie miało co powspominać!

Tytuł oryginalny

Selfie Krystyny Jandy

Źródło:

Materiał nadesłany