“Zimowla” Dominiki Słowik w reż. Jakuba Roszkowskiego w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
Smakując „Zimowlę” w Małopolskim Ogrodzie Sztuki w Krakowie miałem wrażenie, że oglądam „mój teatr”, taki, którego intensywnie doświadczam i w pełnym napięciu przeżywam, przeniknięty myślą rozumianą w pół słowa, ale nie tylko dlatego, że przywoływany na scenie kalejdoskop obrazów jako żywo przypomina mi rzeczywistość z własnego dzieciństwa w małym miasteczku na Pomorzu.
Już sama “uwertura”, kiedy publiczność podgląda działania aktorów z balkonu, przez który musi przejść, by zasiąść na widowni, jest syntezą tych wszystkich problemów, z którymi w dniu śmierci papieża będą musieli się zmierzyć mieszkańcy małopolskiej Cukrówki pod Wadowicami. Ten fragment bardzo dobrze pokazuje wszystkie cechy charakterystyczne tego przedstawienia: perspektywy prowadzenia zbiorowej narracji i montażu, wielowymiarowość idących w różne strony sensów poszczególnych sekwencji i zachowań protagonistów, których aktorzy obrysowują w zależności od ich stosunku do świata i ludzi.
W „Zimowli” każdy epizod grany jest z zachwycającą gęstością, jest soczysty, dziki i w tym wszystkim znakomicie oddający nasze ojczyźniane bolączki, frustracje i kompleksy. Jest w tych pozornie szarych, pospolitych i nieuczonych ludziach, uwikłanych w stereotypy również silnie zakorzenionej religijności, ale też próbujących aspirować do sfer jeszcze przez nich nie obłaskawionych, jednocześnie drapieżność i litościwość, jest śmieszność granicząca z głupotą, naiwnością i potrzebą współczucia, wreszcie straszność i dziwna kleistość skontaminowane z bezsilnością i pełną determinacji potrzebą prawdziwej bliskości. Są chamstwo i lęk, równie silne, jak impuls niedopuszczania do siebie indywidualnego cierpienia. Ale jest też magia, którą znakomicie podkreśla i podbija scenografia Mirka Kaczmarka i muzyka Dominika Strycharskiego. Tutaj pojedynek między etyką i estetyką rozgrywa się bezustannie, wciąż, wiecznie i o każdej porze dnia i nocy, jest groźny i pełen tajemniczych fluidów, wydawałoby się, że zwyczajny, choć pełen niesamowitości. Tyle że kierunek tej gry wydaje się być pozbawiony azymutu, przeżarty myślową niesamodzielnością i niemożnością zmiany na lepsze, co losy męskich bohaterów obrazują bardzo dobitnie.
Roszkowski z Dominiką Słowik rozpisali powieściową partyturę na dziewięć osób, oddając mocny głos kobietom. Agnieszka Przepiórska, Magdalena Osińska, Agnieszka Judycka i Anna Tomaszewska wykorzystują ten fakt tworząc postaci, o których trudno zapomnieć. Podobnie jak rewelacyjny Wojciech Skibiński w roli prezesa Dygnara. Majstersztyk!