EN

10.07.2023, 15:19 Wersja do druku

Wstrząsająca opowieść o przemocy - jak film Smarzowskiego

„Piękna Zośka” Justyny Bilik i Marcina Wierzchowskiego w reż.  Marcina Wierzchowskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Agata Olszewska w portalu Gdansk.pl.

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

Bardzo plastyczna, wieloplanowa, bogata w wątki i oszczędna pod kątem metafor - taka jest najnowsza premiera Teatru Wybrzeże na Scenie Malarnia: „Piękna Zośka”. Dramat w reżyserii Marcina Wierzchowskiego to wstrząsająca opowieść o przemocy mężczyzn wobec kobiet, której mechanizmy pozostają niezmienne od wieków.

„Piękna Zośka” to dramat oparty na faktach, przybliżający nieco zapomniane dziś przez nas wydarzenia, którymi żyła opinia publiczna pierwszej połowy ubiegłego wieku. Opowiada o zabójstwie młodopolskiej modelki Zofii Paluchowej (z domu Frontczakówny), do którego doszło 15 maja 1927 roku, w podkrakowskiej wsi Dłubnia.

Wyemancypowana chłopka, która wzbudzała zachwyt malarzy, takich jak Wojciech Kossak, Wincenty Wodzinowski czy przywoływany w spektaklu Piotr Stachiewicz, została zamordowana przez darzącego ją chorą miłością, zazdrosnego, przemocowego męża Macieja Palucha.

O przemocy bez pudru

Twórcy - reżyser Marcin Wierzchowski oraz autorzy scenariusza i dramaturdzy Justyna Bilik i Maciej Bogdański - niezwykle celnie ukazują mechanizmy działania oprawcy w przemocowym związku. Wychodząc od akt sprawy, znajdujących się w Archiwum Państwowym w Krakowie, powołali do życia wstrząsającą sceniczną fikcję, opartą na tamtych wydarzeniach, a wzbogaconą o intymny wgląd w bohaterów - zarówno Paluchów, jak i wszystkich tych, którzy zaistnieli w procesie - członków rodziny i społeczności.

Powstała wstrząsająca opowieść o przemocy mężczyzn wobec kobiet, która w sposobach działania pozostają niezmienna od wieków. Przy czym prawie każdy akt przemocy jest tu bardzo dosłowny - pojawiają się dosadne wyzwiska, klaustrofobiczne sceny, w których mąż osacza żonę, czy chwyta ją brutalnie za włosy. Przemoc podana wprost dla wielu widzów jest wyraźnie bardzo nieprzyjemna i niewygodna - jest to ze strony twórców akt odwagi, by o przemocy opowiadać językiem przemocy.

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

Świetny zespół Teatru Wybrzeże

Aktorstwo jest tu na najwyższym poziomie - kilkupokoleniowy zespół Teatru Wybrzeże jest znakomicie zgrany, co widać szczególnie w fantastycznych scenach zbiorowych, ale również w duetach rozgrywanych tutaj w rozmaitych konfiguracjach. Wybija się szczególnie Piotr Biedroń, który otrzymał ogromnie trudne zadanie - przez blisko cztery godziny niezwykle sugestywnie gra kata, znęcając się nad swoją ofiarą zarówno psychicznie, jak i fizycznie.

Całkiem udanie partneruje Piotrowi Biedroniowi jako żona młodziutka Karolina Kowalska, choć gra na podobnych emocjach, które prezentowała w poprzednich premierach Teatru Wybrzeże: „Placu bohaterów” czy „Kole Sprawy Bożej”. Jednak ani na chwilę nie wychodzi z roli, także trudnej, obarczonej ogromnym ciężarem emocjonalnym.

Przyjemnie lekko kontrastują z nimi Katarzyna Dałek i Maciej Konopiński, którzy bardzo ciekawie zostali obsadzeni - wcielają się w małżeństwo - siostrę Zośki, Anielę, i Klausa. Oboje zachwycają aktorsko i wokalnie, a ich spokój i dojrzałość stanowi dobrą przeciwwagę do miotanych emocjami, żyjących po sąsiedzku Paluchów.

Wyraźnie niestety nie wystarczyło realizatorom za to czasu na dopracowanie ważnych postaci kobiecych: matki i ciotki, w które wcielają się odpowiednio: Marzena Nieczuja-Urbańska i Justyna Bartoszewicz. Postać matki jest niespójna, momentami mocno tendencyjna, zaś każde pojawienie się wyemancypowanej ciotki, przedstawicielki nowego świata, choć stanowi przyjemnie ożywczy powiew, wybija akcję z rytmu.

Mniejsza rola młodego wiejskiego księdza, którym sam musi sobie radzić ze swoimi grzechami i ułomnościami, przypadła w udziale Grzegorzowi Otrębskiemu - udało mu się stworzyć pełnowymiarową i na swój sposób intrygującą postać. Świetnie obsadzony Marek Tynda jako malarz Piotr Stachiewicz bywa oczywisty, ale urzeka charyzmą i charakterystyczną dla bohemy swadą.

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

Wizualny majstersztyk

Znakomicie przemyślana i niezwykle plastyczna jest wieloplanowa scenografia Magdy Muchy - bardzo udanie przenosi nas m.in. do wiejskiej, wielopokoleniowej, ubogiej chaty, która odwołuje się zarówno do realiów polskiej wsi pierwszej połowy XX wieku, jak i z powodzeniem przywodzi na myśl współczesną polską wieś w swojej najgorszej odsłonie, bezlitośnie ukazywanej choćby w filmach Wojciecha Smarzowskiego.

Intymna, klaustrofobiczna przestrzeń, która na początku spektaklu częściowo pozostaje ukryta i odgrywa rolę sali sądowej, sprzyja umieszczeniu widzów w samym środku akcji. Dzięki temu zabiegowi oglądający spektakl stają się społecznością obserwującą przemoc z boku, bezradną i nie reagującą. To cenny zabieg służący refleksji.

„Piękna Zośka” cieszy z wielu powodów: jest bogata w wątki, ale w dużej mierze nie nuży, (choć druga część jest zdecydowanie słabsza). Oszczędność pod kątem metafor w przypadku tej opowieści absolutnie nie razi. Nowa premiera Teatru Wybrzeże ze swoim przesłaniem i dosadnością przemocy nie jest spektaklem przyjemnym w odbiorze, i nie trafi do każdego. Ale to niezwykle ważny spektakl i bardzo udany - jeden z najciekawszych w tym teatrze na przestrzeni ostatnich miesięcy.

Tytuł oryginalny

Nowa premiera Teatru Wybrzeże. Wstrząsająca opowieść o przemocy - jak film Smarzowskiego

Źródło:

Gdansk.pl

Link do źródła

Autor:

Agata Olszewska

Data publikacji oryginału:

09.07.2023