EN

27.02.2023, 12:06 Wersja do druku

Nieudacznik w bluzie z kapturem

„Wzrusz moje serce” Hanocha Levina w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Kalina Zalewska w portalu Teatrologia.info.

fot. Krzysztof Bieliński

Hanoch Levin wpisał w swoje dramaty przyziemność i codzienność egzystencji. Dzięki temu przezwyciężył wielkie uogólnienie, do którego sprowadził teatr absurdu Samuel Beckett. Po światowej katastrofie, która wywróciła wszystkie normy, pozostanie dręczenie siebie nawzajem, a rodzice trzymani będą w kubłach asenizacyjnych – stwierdził Beckett w Końcówce. Levin udowodnił, że można żyć po apokalipsie, bo natura jest silna. Odrodzi się nawet na śmietniku, w najmniej sprzyjających warunkach. Ludzie będą kurczowo trzymać się życia, nawet jeśli nie znajdą w nim sensu.

Może dlatego z boku sceny Justyna Elminowska ustawiła dwa dobrze nam znane kontenery na odpadki (jeden z napisem „bio”), będące czasem miejscem gry, podobnie jak w Końcówce (tylko dziś to już nikogo nie dziwi).

W centrum znajduje się odrapana estrada nadmorskiego kurortu, którego lata świetności minęły. Piosenkarka Lalalala odwiedza z koncertami Francuską i Turecką Riwierę, ale w końcu osiada na rodzimym wybrzeżu. Główny bohater ulokował w tej szansonistce wszystkie nadzieje, jednak bez wzajemności. Jego przyjaciel próbuje wyperswadować mu to uczucie, ale on trzyma się swego nieszczęścia. Podobnie zresztą postępuje sam przyjaciel, który utknął w niechcianym małżeństwie. Na scenie oglądamy więc zmagania dwóch bohaterów, z których jeden zrealizował związek z kobietą, a drugi ciągle do tego aspiruje. Obu w sytuacji nie do pozazdroszczenia.

W roli Sędziego Lamki debiutuje w Ateneum Łukasz Simlat, jako Pszoniak sekunduje mu Grzegorz Damięcki. Obie kobiety gra powracająca po kilkuletniej przerwie Julia Kijowska, pamiętna Blanche z Tramwaju zwanego pożądaniem. Spektakl portretuje ludzi przeciętnych. Żaden z mężczyzn nie jest władczy i zdecydowany, nie należą też do tych, którzy przyciągają wzrok (choć żona Pszoniaka pamięta, że kiedyś wyglądał inaczej). Tymczasem przez życie Lalalali przetacza się legion wielbicieli, którzy potrafią wykorzystać swoją szansę. Pszoniak ciągle odkurza i podaje żonie herbatę, zamiast pokierować związkiem i zażądać czegoś dla siebie. Partnerki przejmują więc stery, czując własną przewagę. Co warto odnotować w dobie, kiedy kobiety uważa się za ofiary męskiej dominacji. Gorzej, że wykazują się sporym okrucieństwem. Jak każdy, kto nie czuje oporu partnera, a nie ma innych powodów, by powstrzymać własne zapędy.

Na naszych scenach wypróbowano rozmaite reżyserskie strategie wobec dramaturgii Levina. Artur Tyszkiewicz, który ma na koncie udane realizacje kilku sztuk tego autora, postanowił tym razem odejść od realizmu – zarówno w scenografii, jak i w prowadzeniu ról. Spektakl szczęśliwie ulatuje więc w rejony uogólnienia, refleksji i bliskich nam kontekstów. Wyrazem tego jest między innymi fakt, że odbywa się z udziałem siedzącego na estradzie perkusisty Piotra Maślanki, który stwarza muzyczne tło i narzuca rytm, podkreślając przełomy akcji. Pozostaje też w kontakcie z aktorami, często prowokującymi go do muzycznej kontry.

Piosenkarka Julii Kijowskiej staje się tu współczesną celebrytką, epatującą otoczenie swoją cielesnością i demonstrującą erotyczne apetyty. Jej Lalalala nie tłumaczy się już przed Lamką z powodu ukrywania kochanka, bo zupełnie nie dba o pozory. Jest bezwzględna i pewna siebie. Nie ma w niej nic z małej kobietki, która na wszelki wypadek trzyma Lamkę w odwodzie. Przeciwnie – jawnie demonstruje stosunki łączące ją z jego rywalami. Aktorka jednak oszczędnie operuje mocnymi środkami. Nie zmienia też kostiumu. Pokazuje, że wszystko polega na tym, jak się go nosi.

fot. Krzysztof Bieliński

Lamka Łukasza Simlata stopniowo popada w obsesję. Najlepiej oddaje to monolog o tym, jak bohater spędza dzień. Przypomina on skrzyżowanie współczesnej diety, w której dobrą kondycję ma zapewnić absurdalny jadłospis, z powinnościami zakochanego maniaka. Nie tylko wystawanie pod oknem ukochanej, ale i sposób odżywiania zdradzają rozminięcie z rzeczywistością. To zresztą nie dziwi, bo konfrontacja z prawdą jest dla Lamki nieprzyjemnym doświadczeniem. Simlat gra kogoś, kto piętrzy mistyfikacje, by uniknąć upokorzenia. Nieustannie zagaduje swój problem, opowiadając o zaletach Lalalali. Nie dopuszcza, by Pszoniak zdemaskował te oszustwa i zazwyczaj kieruje rozmowę na inne tory, dając jednak upust dręczącym go uczuciom. Niemal wszystkie dialogi toczą się więc na tematy zastępcze, ale wybuchają w nich prawdziwe emocje. Nie zawsze mamy bowiem odwagę spojrzeć prawdzie w oczy, ale zawsze musimy odreagować. Aktor doskonale pokazuje ten mechanizm i pięknie gra swoją postać. Jego bohater, nieudacznik w bluzie z kapturem, jest kimś z naszego otoczenia, kto nieraz zasnął pod ławką w parku, złorzecząc światu. Kreacja Simlata nieoczekiwanie kojarzy się z bohaterami filmów Marka Koterskiego i jego wrażliwościąMoże Koterski, który przecież pisywał i reżyserował dla teatru, jest naszym Levinem? Czułość dla pogubionych bohaterów i poczucie humoru są u obu podobne.

Pszoniak Grzegorza Damięckiego, z nieodłączną ściereczką, długo pozostaje w pełnej kultury defensywie. Wybucha podczas kłótni z Jako-Taką, kiedy okazuje się, jak trafnie potrafi podsumować własne małżeństwo. Monolog ze śmietnika jest świetną partią aktora, w której jego bohater mówi o tym, że nie tyle żył, co grał narzuconą mu rolę.

W spektaklu Ateneum rozpoznajemy skrawki otaczającej rzeczywistości. To egotyczna celebrytka, nieudacznik w bluzie z kapturem, absurdalna dieta, która ma wybawić nas z wszelkich kłopotów, wyrzucony nagle na margines życia Pszoniak, mieszkający w kontenerze na odpadki, przesypiająca życie Jako-Taka (to jeden z objawów depresji, szerzej omówiony w spektaklu Katarzyny Minkowskiej Mój rok relaksu i odpoczynku). A nade wszystko absurd, który zamieszkał na stałe w naszej współczesności. Muszę przyznać, że spektakl Artura Tyszkiewicza poruszył moje serce.

Tytuł oryginalny

NIEUDACZNIK W BLUZIE Z KAPTUREM

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Kalina Zalewska

Data publikacji oryginału:

23.02.2023