EN

19.06.2023, 12:18 Wersja do druku

Nie wierzcie zdjęciom

„Skąpiec” Molière’a w reż. Jana Jelińskiego, w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Adam Domalewski w portalu teatrologia.info.

fot. Krzysztof Bieliński

Pewne obawy, które zwykle towarzyszą inscenizacji lektur szkolnych, spotęgował we mnie zbiór fotografii ze spektaklu autorstwa Krzysztofa Bielińskiego udostępniony na stronie Teatru im. Bogusławskiego w Kaliszu. Zdjęcia te zwiastowały raczej festiwal kiczu, w najlepszym wypadku powierzchowne i wesołkowate podejście do dzieła Molière’a. Okazało się, że fotosy wyjątkowo źle oddają w tym przypadku charakter przedstawienia. W Kaliszu powstał spektakl godny uwagi, poważnie traktujący widzów i z powagą podchodzący także do samej Molierowskiej komedii.

Jan Jeliński to twórca należący do najmłodszego, wkraczającego właśnie na polskie sceny, pokolenia reżyserów. Pracował dotychczas w Krakowie w Teatrze im. Słowackiego oraz w Kielcach w Teatrze im. Żeromskiego, gdzie przygotował spektakl „Ludwig” o słynnym bawarskim władcy (tym samym, któremu poświęcił w 1972 swój film Luchino Visconti, w roku 1994 zaś niemiecki spektakl oparty na noweli Klausa Manna „Zakratowane okno” – Krzysztof Warlikowski). Tym razem sięgnął po klasyczny tekst, wydobywając z niego dramat rodzinny i miłosny, prawie do samego końca dręczący przecież bohaterów. Nie jest to oczywiście rewolucyjne odczytanie sztuki komediopisarskiej autora „Szkoły żon” (dobrze wiemy, że jego bohaterowie posiadają okropne cechy charakteru i tylko ich nieugiętość sprawia, że stają się śmieszni), ale przeprowadzone zostało udanie, z dbałością o psychologiczną wiarygodność postaci i sugestywność świata przedstawionego.

Takiemu zamysłowi towarzyszy mroczna i dość monumentalna, wepchnięta w głąb sceny, scenografia. Trzyczęściowa konstrukcja z centralnie umieszczonym prześwitem kryjącym drzwi do domu Harpagona wypełnia sceniczny horyzont, górując nad otwartym proscenium, po którym uroczyście i dumnie poruszają się postaci. Nie jest to ruch żwawy i energiczny, typowy dla utworów komicznych; aktorzy kroczą po scenie raczej powściągliwie i dostojnie. Z gęstniejącą atmosferą spektaklu kontrastują kostiumy, jedyny całkowicie jawnie przerysowany, groteskowy element przedstawienia. Co ciekawe, za scenografię, kostiumy i światło (bardzo oszczędne – czasem na scenie panuje wręcz półmrok – a przy tym wyraziste i stylowe) odpowiada ta sama osoba, Dorota Nawrot.

Może to zabrzmieć zaskakująco i dziwnie, ale „Skąpiec” w reżyserii Jelińskiego długimi fragmentami przypomina estetykę teatru Krzysztofa Warlikowskiego. Postaci mówią przyciszonym głosem przy użyciu mikroportów, narasta duszna atmosfera wzajemnego niezrozumienia i konfliktów, dyskretnie używa się muzyki do nadawania poszczególnym scenom tempa, tu i ówdzie pojawia się manieryczność gestów i póz, aktorzy skąpani są w rozrzedzonym świetle… Brakuje tylko papierosów i współczesnych kostiumów. Domyślam się, że dla debiutującego pokolenia adeptów reżyserii Warlikowski jest żywym klasykiem; nie posądzam wszakże Jelińskiego o epigonizm, ale dostrzegam w jego zabiegach inscenizacyjnych podobieństwo (być może nieuświadomione) do charakterystycznego stylu autora „(A)pollonii”. Wrażenie to pogłębia gra aktorska Lecha Wierzbowskiego w roli Harpagona – aktora o głosie i sposobie poruszania się łudząco przypominającym zmarłego w 2021 roku Zygmunta Malanowicza, który ostatnie lata kariery spędził w Nowym Teatrze. Być może gdyby Jeliński użył podobnej estetyki w jakimś warszawskim czy krakowskim teatrze, ocena jego poczynań byłaby inna, dużo bardziej krytyczna. W każdym razie w Kaliszu te zapożyczenia czy podobieństwa nie raziły, ale intrygowały.

„Skąpiec” wybrzmiewa dzięki nim świeżo i aktualnie, choć w gruncie rzeczy rozgrywa się w nim przecież klasyczny, znany od stuleci konflikt między zrzędliwą i zazdrosną starością a bezinteresowną witalnością młodych. Harpagon pogrążony jest w żałobie, co podkreśla czarny kostium postaci, ale jego głównym problemem jest wewnętrzna martwota, utrata jakiejkolwiek niezapośredniczonej przez pieniądze relacji ze światem. Nie jest to oczywiście kondycja wesoła, stąd teatralne serio w miejsce prostych zabiegów komediowych. Humor pojawia się tu i ówdzie, ale tylko w formie cierpkiej ironii lub dzięki postaciom drugiego planu (służący Jakub i Strzałka zostali potraktowani z przymrużeniem oka i z całym dobrodziejstwem komediowego inwentarza: stroją miny, otwierają szeroko oczy, chowają się za kimś na scenie). Jest w tym może pewna niekonsekwencja albo – przychylniej patrząc – domieszka różnorodnych scenicznych środków. Pod względem aktorskim prym wiodą w kaliskim przedstawieniu trzy postaci: wspomniany Harpagon Lecha Wierzbowskiego, jego córka Eliza w wykonaniu świetnej Malwiny Brych i Walery, charyzmatycznie kreowany przez Karola Biskupa.

Pochwalić trzeba wreszcie Jelińskiego za przekład i adaptację tekstu – wiersz Molière’a pozbawiony jest jakichkolwiek dłużyzn, zadbano o stosowne skróty, a także o współczesne brzmienie języka. Niewątpliwie wymagało to sporo pracy i posiadania stosownych narzędzi dramaturgicznych. Odważna jest także decyzja, by przedstawienie podzielić na akty – kolejne numery (zgodne z literackim pierwowzorem) wyświetlane są za pomocą projektora na elementach scenografii, przedzielając w ten sposób poszczególne sceny. Jeliński łatwo narazić mógłby się na zarzut szkolnej wierności czy naiwności, czego zarzucić mu jednak nie można. Reżyser w swej inscenizacji „Skąpca” wykazał się sprawnością i rzetelnością; może jeszcze nie przemówił własnym głosem, ale na pewno nie chciał schlebiać prostym gustom (czego raczej nie widać na zdjęciach).

Tytuł oryginalny

Nie wierzcie zdjęciom

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Adam Domalewski

Data publikacji oryginału:

15.06.2023