EN

1.12.2021, 12:42 Wersja do druku

Nie męstwo, lecz głupota

O spektaklu „Paradox” w reż. Krzysztofa Pulkowskiego pokazanym w Instytucie im. Jerzego Grotowskiego, Stowarzyszenie Teatr MASKA, pisze Kamil Bujny w Teatrze dla Wszystkich.

Paradoks? Jaki paradoks? Dużo ich wokół – czy to w życiu publicznym, czy prywatnym. Paradoksem, jak przekonuje widzów postać Krzysztofa Rogacewicza, jest na przykład to, że nie można mianować przewodniczącego sądu dopóki nie zatwierdzi go prezydent, a prezydent nie może tego zrobić aż do momentu, gdy sam nie zostanie zaprzysiężony przez przewodniczącego sądu. Obserwacja dociekliwego inteligenta czy majaczenie wariata? Na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi.

Wyreżyserowany przez Krzysztofa Pulkowskiego monodram może zaskoczyć. Na zwisających z sufitu białych planszach zostaje w pierwszej scenie wyświetlony materiał filmowy z politykami w roli głównej. Chwilę później przed publicznością pojawia się Rogacewicz ubrany w niekompletny, zniszczony kombinezon lotnika – ma na sobie podwinięte spodnie wojskowe, skórzaną czapkę z nausznikami, wysokie, kolorowe sportowe buty z cholewkami oraz lnianą koszulę, która przez długie pasy przy rękawach przypomina kaftan bezpieczeństwa. Jego strój dopełnia przewieszona przez szyję mała torebeczka z pacyfą. Opisuję z taką dokładnością wygląd postaci, bo skupia on jak w soczewce wszystkie jej cechy. Bohater monodramu jest z jednej strony wojskowym, kimś, kogo doświadczyła wojna, komu należy się niejako z urzędu szacunek, a z drugiej wariatem, osobą zupełnie niepoważną, mówiącą nielogicznie. Kogo więc oglądamy na scenie? Lotnika z traumą wojenną czy błazna? Nie wiadomo. „Paradox” został bowiem tak skonstruowany, że obie możliwości wydają się przez cały czas w równym stopniu prawdopodobne. Raz, słuchając bohatera, odnosi się wrażenie, że jego obserwacje na temat świata są niezwykle celne i błyskotliwe, a za chwilę wydaje się, że bredzi on zupełnie bez sensu. Powaga przeplata się w tym przedstawieniu z groteską, a mądrość z głupotą. Wszystko wzięte jest w cudzysłów, choć kontekst prezentacji jest jak najbardziej poważny – jest nim bowiem troska o ludzkie życie.

Monodram pozbawiony jest pretensji do tłumaczenia czy opowiadania czegokolwiek i w tym sensie nie proponuje widzowi żadnej fabuły. Został pomyślany zupełnie inaczej – jako przyczynek do negowania narzucanych nam perspektyw oraz podważania tego, co poważne. Składa się on z wielu pomniejszych okołofrontowych historii – krótkich opowieści, wspomnień, obrazów i gagów. Choć udział w wojnie utożsamiany jest z walecznością, odpowiedzialnością i męstwem, to w spektaklu ukazany jest zupełnie inaczej: jako przejaw głupoty i choroby psychicznej. Składa się na niego wiele paradoksów, w tym ten najważniejszy – tylko ci, którzy chcą się uchylić od działań bojowych, wykazują się rozsądkiem i odpowiedzialnością. Myśl ta została wyprowadzona z tzw. paradoksu 22, pojawiającego się w powieści Josepha Hellera. Opisany przez autora przepis pozwalał żołnierzowi zakończyć pełnienie służby w dowolnym momencie z powodu choroby psychicznej. Szkopuł w tym, że osoba, która w ten sposób dezerterowała w trosce o własne zdrowie, udowadniała, że nie ma żadnych zaburzeń i kieruje się logiką. To rzecz jasna uniemożliwiało uzyskanie upragnionego zwolnienia. Przywołując tę przewrotność i wywodząc z niej inne paradoksy, twórcy wprowadzają do monodramu głęboko pacyfistyczną, choć bynajmniej nieoczywistą, wymowę. Krytykują w ten sposób przemoc i działania militarne.

Wprawdzie spektakl bywa miejscami nużący (ze względu na niesłabnące napięcie i przebojowy tekst, który nie daje aktorowi, a przez to również widzowi, chwili wytchnienia), jednak Rogacewicz wypada w nim fantastycznie. Wciela się w naprawdę wiele groteskowych postaci (dziwnych poruczników i generałów), odgrywa niedorzeczne sceny z równie absurdalnymi dialogami (jeden z nich poświęcony jest znalezionemu na froncie świeżemu jajku maltańskiej kury), a mimo to niezmiennie zadziwia. To przedstawienie mogłoby po kilkudziesięciu minutach stać się nieznośne (tak wiele w nim obnażających absurd wojny kuriozalnych scen), jednak tak się nie dzieje – twórcy zachowali równowagę między nonsensem a prawdopodobieństwem i śmiesznością a powagą. Postać grana przez związanego z Dolnym Śląskiem aktora, mimo bardzo wyraźnych cech, intryguje nieoczywistością: przez całą prezentację nie wiemy, czy obserwujemy osobę niespełna rozumu, czy właśnie kogoś, kto wykazuje się zdrowym rozsądkiem. To bohater komiczny i tragiczny jednocześnie, przekonująco poprowadzony w każdym z wcieleń.

Tytuł oryginalny

Nie męstwo, lecz głupota

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

kamil Bujny