EN

19.12.2022, 10:01 Wersja do druku

Narkotyczna dawka snu

„Mój rok relaksu i odpoczynku” Ottessy Moshfegh w reż. Katarzyny Minkowskiej w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Zuzanna Liszewska-Soloch w portalu Teatrologia.info.

fot. Monika Stolarska

Bohaterka zarówno powieści amerykańskiej pisarki, urodzonej w Bostonie córki Żyda z Iranu i Chorwatki, jak i przedstawienia Katarzyny Minkowskiej Mój rok relaksu i odpoczynku, Narratorka (Izabella Dudziak) – szczupła, blada, naturalna dziewczyna o wyglądzie nastolatki, przypominająca trochę przywoływaną w książce i spektaklu Winonę Ryder z Przerwanej lekcji muzyki, zamknięta w sobie i sarkastyczna, dźwiga apteczny, neonowy krzyż na swoich dwudziestoparoletnich barkach.

Zielony krzyż święcący w głębi sceny nad aptecznymi szafkami pełnymi fiolek. Krzyż z ambienu, xanaxu i innych specyfików psychotropowych. Na swojej nieświadomej drodze krzyżowej spotyka innych rozbitków w aureolach ze stroboskopowych świateł – w klubach, w pociągu, w sklepie dwudziestoczterogodzinnym (w którym zamiast powieściowych Egipcjan zagadują ją Polacy), w galerii sztuki, w której pracowała… Jej eksperyment polegający na postanowieniu przespania roku niemal bez przerw, by się odrodzić, a raczej odwieść od samounicestwienia, Minkowska zamienia prześmiewczo w eksperyment artystyczny, instalację Sleeping beauty, performans w tejże galerii. Galerii, w której śpi bezdomna (i nie jest to projekt artystyczny), w której wcześniej bohaterka podrzuciła własne fekalia w ramach buntu i w której menadżerka Natasha (Agata Różycka), popijająca kawę na sojowym mleku, wykorzystuje pracowniczki.

Efektowna scena psychodelicznego tańca bohaterki w klubie, w tłumie, w kłębach dymu i blasku kolorowych świateł na długo zostaje w pamięci, podobnie jak pulsująca muzyka (autorstwa Wojciecha Frycza), w której co i rusz pojawiają się klasyczne smyczki, jakby z innej opowieści.

Mamy tu wielość kadrów, kamerę live, filmowe przybliżenia. Aktorzy tworzą intensywne, spójne postaci, nieprzechodzące jednak głębszej, psychologicznej przemiany. Grając, sprawnie operują kamerą, a jest to dla nich wymagająca konwencja. Niekiedy cały ten sceniczny świat buja się, kołysze, trzęsie jak obraz w kamerze. Mieszają się czasy. Jesteśmy w głowie Narratorki, która interesuje się kinem. Mamy filmowe cytaty, choćby parodię sceny z 9 i pół tygodnia. Gdy Narratorka rozmawia z przyjaciółką Revą (Monika Frajczyk) na pogrzebie jej matki, jednocześnie trzyma na kolanach umierającego na raka własnego ojca (Mariusz Drężek), podłączonego do szpitalnej kroplówki.

Jej nieżyjący rodzice (ekspresyjna, histeryczna matka w stylu Liz Taylor z nieodłączoną szklaneczką whisky – Katarzyna Herman) krążą wśród gości stypy po pogrzebie Matki Revy, pojawiają się w nieoczekiwanych momentach w jej mieszkaniu czy w galerii. Na scenie telewizory mienią się kolorowymi paskami i reklamami psychotropów. Narratorki nie ocali nawet jej idolka, „święta” – materializująca się na scenie Whoopi Goldberg. Wolandem w tej historii wydaje się za to psychiatra – komiczna, jaskrawa, obecna cały czas na scenie dr Tuttle (rewelacyjna Anna Kłos), która nakręca przemysł farmaceutyczny, eksperymentuje na pacjentce, by za chwilę poradzić jej „wzięcie gorącego prysznica i wypicie rumianku”, „pójście do kościoła czy synagogi”. „Ma pani jakieś hobby?”, „Pracuje pani w CIA, FBI?”, „Pracodawca nie zmusza pani do przyjmowania tych leków?” – pyta beznamiętnie, jakby na odchodnym, przypisując kolejne tony niebezpiecznych specyfików. Wierzy, że „w dzisiejszych czasach największym zagrożeniem dla mózgu są kuchenki mikrofalowe”. Na jej kolanach drzemie sztuczny kot, szyję otacza, jak w powieści, kołnierz ortopedyczny.

Narratorka świadomie rezygnuje z życia, hibernuje, zapada w dłuższy sen zimowy, przestaje dbać o tak ważny choćby dla jej przyjaciółki wygląd zewnętrzny. Rezygnuje z pracy (żyje z wynajmu domu po rodzicach). Ustawia automatyczne przelewy. Poddaje się też w walce o fatalny, toksyczny związek ze swoją pierwszą miłością – traktującym ją zimno, przedmiotowo i bezdusznie Trevorem (Marcin Wojciechowski), którego jednocześnie nieustannie szantażowała (i czyni to nadal pod wpływem leków) emocjonalnie. Nie pamięta, co robi po zażyciu psychotropów, a jednak nawet wtedy nie udaje jej się zerwać z łańcucha pędzącego kapitalizmu, konsumpcji, produkowania śmieci, uczestnictwa w cyfrowym świecie. Gdy odzyskuje świadomość, widzi pootwierane okienka czatów z rozmowami z obcymi mężczyznami, niezliczoną ilość odpadków, resztek jedzenia… Przedstawienie zamyka obraz płonących wież World Trade Center. Choć bohaterka po zakończonym eksperymencie decyduje się żyć dalej, a Monika Strzępka inauguruje swój sezon teatralny w Dramatycznym pod hasłem: “Reanimacja, Oddech: odzyskiwanie tego, co wspólne”, przed samotnością, jałowością egzystencji i zmierzchem cywilizacji wydaje się nie być ratunku.

Tytuł oryginalny

NARKOTYCZNA DAWKA SNU

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Zuzanna Liszewska-Soloch

Data publikacji oryginału:

15.12.2022