EN

15.01.2024, 11:01 Wersja do druku

Najlepszym scenarzystą jest życie

„Czekając na Godota” Samuela Becketta w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Narodowym w Warszawie, „108 kostek cukru” w reż. Agaty Puszcz, monodram Ireny Sierakowskiej z Teatru im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu, gościnnie w Instytucie Teatralnym w ramach cyklu „Mono w Instytucie” oraz „Polowanie na osy. Historia na śmierć i życie” wg Wojciecha Tochmana w reż. Natalii Korczakowskiej w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w „Przeglądzie”.

fot. Marta Ankiersztejn/ Archiwum Artystyczne Teatru Narodowego

Tę prawdę dawno przyswoili sobie autorzy dramatów i reżyserzy. Chętnie więc sięgają po konkretne wydarzenia, tworząc nowe spektakle.

Na pierwszy rzut oka niedawnych premier w stolicy nic nie łączy. A jednak wszystkie one - „Czekając na Godota" w Narodowym, „Polowanie na osy" w Studiu czy monodram „108 kostek cukru" prezentowany gościnnie w Instytucie Teatralnym - są silnie zakotwiczone w rzeczywistości. Nawet jeśli prawie tego nie widać w komedii Samuela Becketta albo ten związek jest po części zamaskowany jak we wspomnianym monodramie, albo odwrotnie - demonstracyjnie eksponowany jak w spektaklu Studia opartym na książce reportera. Tak naprawdę chodzi w nich zaś o to samo: o zajrzenie do świata bohaterów.

A JEŚLI GODOTA NIE MA?

Od dawna podejrzewałem, że Godot nie istnieje. Żyje tylko w głowach bohaterów dramatu Becketta. A więc i czekanie na niego nie ma sensu. Choć z drugiej strony, jeśli Godota by nie było, należałoby go wymyślić. Genialna intuicja Becketta kazała mu utrzymywać bohaterów w złudnym mniemaniu, że Godot nazajutrz się pojawi. Kimkolwiek lub czymkolwiek jest. Na koniec tego czekania znużeni Vladimir i Estragon zapowiadają, że ruszą dalej, że nie będą już tu trwać. Jednak ani drgną. Tkwią na miejscu, z przekonaniem, a może i bez przekonania, że to jedyne wyjście.

Minimalistyczna inscenizacja Piotra Cieplaka, trzymająca się litery i sensu tekstu, trochę z konieczności, bo teatr musiał zobowiązać się do tego w umowie a trochę z wyboru, bo takie ograniczenie okazało się zbawiennym wędzidłem, otworzyła szansę głębinowego badania dzieła. Okazało się, że choć niby wszystko wiadomo, wciąż można w nim znaleźć tajemnice i wyzwania, które otwierają prawdziwe morze skojarzeń. Na tym polega jego siła, ale i wyzwanie, przed którym stają aktorzy tworzący na małej Scenie Studio Teatru Narodowego niezrównany kwartet.

Para włóczęgów, a tak naprawdę uciekinierów (to wiemy od samego Becketta, uciekającego podczas wojny z okupowanej Francji do strefy Vichy), obcych tutaj, zdezorientowanych i niepewnych swego losu, z coraz większym trudem rozpoznaje miejsca, sytuacje, przedmioty, a nawet siebie nawzajem. Estragon Mariusza Benoit, wciąż przebywający jak gdyby gdzie indziej, w stanie ustawicznego popłochu i umęczenia, próbuje nadal uciekać. Ale zamiast tego stapia się z otoczeniem, ze znakami natury, w niezrównany sposób naśladując szum wiatru. Vladimir Jerzego Radziwiłowicza najwyraźniej woli tkwić w miejscu, niż nadal wędrować, pamięta więcej i wciąż przypomina, że mają czekać na Godota. Ich rozstania i powitania, zapominane i nagle odkrywane rytuały rozpraszają pustkę i nudę, która trawi bezrobotnych trampów, chociaż wcale nie możemy być pewni, czy nie odgrywają przed nami dobrze przygotowanego przedstawienia. Co pewien czas przerywane jest przecież zejściami „na stronę" w dosłownym sensie.

Nudę rozprasza także pojawiająca się druga wędrująca para - to miejscowi, pan i jego tragarz, Pozzo i Lucky. Pozzo Cezarego Kosińskiego jest okrutnikiem i narcyzem, Lucky Bartłomieja Bobrowskiego jego sługą i ofiarą, masochistycznie oddanym, z uśpioną tylko potrzebą dominacji. Daje temu wyraz podczas brawurowego monologu, który wymusza posłuch.

Koło nawracających retrospekcji zamyka (a może otwiera) pojawiający się Chłopiec (Franciszek Krupowicz/ Oliwier Felczak), domniemany wysłannik pana Godota zapowiadający, że Godot dzisiaj nie przyjdzie, ale nazajutrz zjawi się na pewno. W tym kołowrocie resztek egzystencji kryje się mechanizm napędowy dramatu, który tak naprawdę nigdy się nie kończy, wciąż rozniecając w przegranych i zmęczonych bohaterach (a może i w widzach) iskierkę nadziei. Monumentalne dzieło.

Aż trudno uwierzyć, że 17 teatrów odmówiło Beckettowi wystawienia tego dramatu, który miał się stać znakiem rozpoznawczym naszych czasów.

108 KOSTEK CUKRU

Ten monodram w wykonaniu Ireny Sierakowskiej to adaptacja pamiętnika z pierwszych tygodni powstania warszawskiego, przeżyć młodej kobiety zapisanych nie z perspektywy członkini organizacji bojowej, ale cywilnej. Istotą przedstawienia jest konfrontacja aktorki z autorką, też Ireną Sierakowską, siostrą jej dziadka, która zginęła na warszawskiej ulicy jak wiele innych cywilnych ofiar powstania.

fot. Tobiasz Papuczys

Tamta „powstańcza" Irena utknęła wraz z narzeczonym na bliskim Żoliborzu, kiedy Niemcy zablokowali most Gdański, potem para usiłowała się przedostać bliżej rodziców, a szukając schronienia, znalazła się w końcu w piwnicy, ostatnim bastionie chroniącym przed śmiercią.

Jeden z towarzyszy niedoli uwięzionych w tym samym schronie odnajduje niedaleko ich kryjówki - kiedy głód coraz bardziej zagląda w oczy - paczkę ze 108 kostkami cukru. To ich jedyne pożywienie i ratunek przed ostatecznym wycieńczeniem.

Irena aktorka po latach, które minęły od śmierci „tamtej" Ireny, wchodzi w posiadanie nadpalonego pamiętnika nigdy niepoznanej krewnej. Wgryza się w treść zapisków, nie zawsze czytelnych, ale przez to jeszcze bardziej dramatycznych i autentycznych. Ten istotny szczegół wykorzystała autorka scenariusza Zuzanna Bojda, zostawiając w tekście monodramu te szczeliny zagłady - miejsca z urwanym tekstem, już nie do odczytania, ale do domyślania się i wypełniania po swojemu.

Irena Sierakowską gra „tamtą" Irenę oszczędnie, właściwie tylko szkicuje, przymierza się do niej, poszukuje odpowiedzi, jaka była. Odkrywa istniejącą niewidoczną więź z nieżyjącą ciotką. Ten związek, dla samej aktorki do końca niezrozumiały, tworzy szczególny klimat opowieści, prowadzonej na granicy osobistego zwierzenia i aktorskiego wcielenia.

Minimalistyczna scenografia, celowo odchodząca od bezpośrednich nawiązań do topografii powstańczej Warszawy, kieruje uwagę widza w stronę uniwersalnego sensu spektaklu. A jednak podczas prezentacji „108 kostek cukru" w Instytucie Teatralnym w Warszawie doszedł do głosu genius loci, odczuwalny na równi przez widownię, jak i aktorkę. Wszak miejsca wydarzeń odnotowanych w pamiętniku były niemal na wyciągnięcie ręki. Warszawska sceneria - choć tylko w wyobrażony sposób - najwyraźniej ożyła wieczorem 13 grudnia 2023 r. w tym instytutowym pokazie monodramu.

POLOWANIE Z NAGONKĄ

To była głośna sprawa w połowie lat 90. Troje maturzystów dopuściło się haniebnej zbrodni - planowany napad rabunkowy na biuro skończył się morderstwem młodej pracownicy, a cały gniew opinii publicznej skupił się na Monice Osińskiej (Wiktoria Kruszczyńska). Wprawdzie osobiście morderstwa nie dokonała, ale została uznana za prowodyrkę, osobę zwyrodniałą i do cna zdemoralizowaną. Powędrowała jak pozostali sprawcy do więzienia z dożywotnim wyrokiem. Życie nastolatki zostało przekreślone u samego początku drogi. Zemsta doskonała. Nikogo nie obwinia, wie, że sama sobie zgotowała ten los, ale czuje, że mogłaby - odmieniona - zasłużyć na drugą szansę.

fot. Natalia Kabanow

Sprawa jaskrawie niesprawiedliwego wyroku poruszyła Lidię Ostałowską (Dominika Ostałowska), wybitną reporterkę, która kilka lat poświęciła przygotowywaniu książki o losach dziewczyny, aż do chwili, kiedy skazana oświadczyła, że nie zgadza się na dalsze spotkania i nie chce już żadnych publikacji o sobie. Po śmierci Ostałowskiej jej dokumentacją zainteresował się Wojciech Tochman i doprowadził myśl o reportażu poświęconym Monice Osińskiej do końca. Tak powstała „Historia na śmierć i życie", książka będąca hołdem dla Lidii Ostatowskiej i jej poczucia reporterskiej misji, a potem scenariusz spektaklu Natalii Korczakowskiej.

To właściwie dwa spektakle w jednym, bo obok sprawy Moniki Osińskiej, ukazanej zarówno przez pryzmat hejtu, jak i nagonki żądnych sensacji mediów, Korczakowską - śladem Tochmana - interesuje posłannictwo dziennikarza, reportera, jego/jej rola. Toteż równorzędną bohaterką jest Lidia Ostałowska i jej przesłanie do następców, jakże ważne w czasie, kiedy tak potrzebna jest formuła niezależnego, uczciwego i odpowiedzialnego dziennikarstwa.

Powstało przedstawienie przejmujące, zagrane i zrealizowane z pasją, które apeluje do wrażliwości etycznej widzów i decydentów. Korczakowska jak Tochman walczy z bezwzględnym prawem, które nie daje przestępcom żadnej szansy na poprawę. Walczy też o wysoko zawieszoną poprzeczkę etyki dziennikarskiej.

Całą scenę zajmuje więzienna klatka - za kratami rozgrywa się większość akcji, aby ani na chwilę nie zapomnieć o opresyjnym charakterze pozbawienia wolności i bezwzględności tych, którzy dla własnej korzyści, sławy albo potrzeby odwetu nie znają litości. W tok opowieści reżyserka wplotła multimedia i komentarze wokalne utalentowanego rapera, co uniosło spektakl ponad poziom realistycznej narracji.

Metafora i metafizyczne tchnienie dramatu Becketta, motyw czekania, który ogniskuje niespieszną akcję, w jakiś sposób, być może podświadomie, przenika myślenie wielu twórców. Rzecz nie w ryzykownych porównaniach, ale warto odnotować, że w skromnym monodramie Sierakowskiej ten motyw też się pojawia - czekanie na sposobność opowieści i wyraźna trudność w zbliżeniu się do bohaterki sprzed lat. W „Polowaniu na osy" czekanie staje się dotkliwą codziennością głównej postaci, wyglądającej chwili wolności.

Każdy z tych spektakli, choć innymi środkami i na innym poziomie uogólnienia, próbuje zgłębić niepokoje i lęki współczesnego człowieka, jak to celnie ujmuje Piotr Cieplak: „człowieka na rozstajach".

***

Samuel Beckett, „Czekając na Godota", tłumaczenie Antoni Libera, reżyseria Piotr Cieplak, Teatr Narodowy, Scena Studio, premiera 9 grudnia 2023.

Zuzanna Bajda, „108 kostek cukru" na podstawie powstańczego pamiętnika Ireny Sierakowskiej, reżyseria Agata Puszcz, Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu, Scena Kameralna, premiera 20 grudnia 2019.

„Polowanie na osy" według książki Wojciecha Tochmana, reżyseria Natalia Korczakowska, adaptacja Marcin Cecko, Natalia Korczakowska, Teatr Studio, premiera 24 listopada 2023.

Tytuł oryginalny

Najlepszym scenarzystą jest życie

Źródło:

„Przegląd” nr 3

Autor:

Tomasz Miłkowski

Data publikacji oryginału:

15.01.2024