"Nad Niemnem. Obrazy z czasów pozytywizmu" wg Elizy Orzeszkowej w reż. Jędrzeja Piaskowskiego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Patryk Kencki, członek Komisji Artystycznej VI Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”.
Odczytanie powieści Elizy Orzeszkowej przygotowane przez Jędrzeja Piaskowskiego w Lublinie wydaje się niezwykle interesujące. Reżyser choć nie zlekceważył obecnych w utworze zagadnień społecznych, to główny nacisk postanowił skierować na kwestie psychologiczne, na wewnętrzne przeżycia bohaterów. I tak rozczytana w romansach Emilia Korczyńska (Edyta Ostojak) z jednej strony wydaje się niezwykle zabawna, ale pod tą warstwą pretensjonalności i komizmu szybko dostrzegamy cierpienie wrażliwej kobiety, skazanej na życie na kulturowej pustyni i traktującej romansową literaturę niczym pozwalający zapomnieć o rzeczywistości narkotyk. Piaskowski z odpowiedzialnym za skonstruowanie dramaturgii Hubertem Sulimą zdołali więc przedstawić nam punkt widzenia i racje poszczególnych postaci. W większości przypadków udało się to przeprowadzić z powodzeniem. Trudno może jedynie skłonić widza do przyjęcia argumentacji Teofila Różyca (Paweł Kos) i Zygmunta Korczyńskiego (Daniel Salman), ale o to już trudno byłoby winić budujących niezłe przecież kreacje aktorów, czy też samego reżysera. Teofil i Zygmunt to po prostu postaci, których racje są nazbyt podszyte egoizmem, aby mogły przekonywać.
Oglądając lubelskie przedstawienie, bardzo docenia się pracę wykonaną przez Sulimę. Dramaturg mimo dokonania dużych skrótów zdołał z powieściowej akcji zachować wszystko, co najważniejsze. W inteligentny sposób wykorzystał fragmenty narracji, które w ustach aktorów – zyskują nowe znaczenia. Nie bał się również wprowadzenia tych partii tekstu, które poświęcone są opisom przyrody. A reżyser potrafił dobrze wykorzystać ten prozatorski materiał, stosując takie zabiegi, jak na przykład włożenie fragmentu tekstu – poświęconego którejś z obecnych na scenie postaci – w usta jej rozmówcy.
Walorem przedstawienia wydaje się scenografia (proj. Anna Met) ukazująca w niebanalny sposób szerokie krajobrazy, a w nader przewrotny – dworskie wnętrza. Tak więc krąg zawieszony w głębi sceny będzie symbolizował zniżające się nad ścieżką słońce, a salon w Korczynie zostanie ukazany w płaskiej, reliefowej formie. Prawdziwym dziełem jest jednak stworzenie w jednej ze scen rokokowego łuku prosceniowego, po którego dwóch stronach stoją – uwięzieni w spektaklach swojej wyobraźni – Zygmunt i jego matka (Jolanta Rychłowska). Jeżeli chodzi o kostiumy, to postaci w większości zostały ubrane w stroje z epoki, jakkolwiek Bohatyrowicze paradują w bardzo specyficznych kombinacjach odzieżowych. Anzelm (Przemysław Gąsiorowicz) nosi na głowie narciarską czapkę, a Jan (Maciej Grubich) przyodziany jest w zielone, podwinięte bojówki i ludową koszulę.
Wypada zaznaczyć, że reżyser bardzo zgrabnie posługuje się sceniczną przestrzenią. Na przykład jako powóz, którym jechać będzie Różyc, wykorzystana została znajdująca się przy proscenium parterowa loża. Umiejętnie wykorzystane zostały również środki dające iluzję poszerzenia przestrzeni: mgły unoszące się na nadniemeńskich łąkach czy ciągnący się nad nimi pogłos ludzkiej rozmowy.
W lubelskiej inscenizacji szybko zmieniają się nie tylko dekoracje, ale i rytm scen, a przede wszystkim ich nastrój. W sekwencji przedstawiającej wesele atmosferę, w którą wprowadzają nas piękne ludowe pieśni, niespodziewanie rozbija nawołujący do wesołej zabawy Jan Bohatyrowicz. Inscenizator wielekroć bawi się i igra z widownią, niekiedy nawiązując chociażby do naszych lęków związanych z pandemią. Teresę (Magdalena Sztejman) kilkakrotnie wystraszy swoim niespodziewanym kaszlem filuterny Bolesław Kirło (Krzysztof Olchawa).
Zręcznie posługując się różnymi nastrojami i konwencjami Piaskowski wprowadza do spektaklu scenę ukazującą nobilitację Bohatyrowiczowskich antenatów przez Zygmunta Augusta (Wojciech Rusin), a inscenizacja tej sekwencji utrzymana jest w estetyce kojarzącej się z inscenizacjami drammi per musica.
Lubelskie, a więc można rzec przygotowane „nad Bystrzycą”, wystawienie powieści, której akcja toczy się nad Niemnem, jest przedsięwzięciem niezwykle udanym. Dzieło Orzeszkowej pokazane zostało w sposób świeży, chwilami może i korespondujący ze znanym niemal wszystkim widzom filmem Zbigniewa Kuźmińskiego, ale jednocześnie od tej ekranizacji niezależny. Z ogromną przyjemnością ogląda się efekty pracy aktorów. Szczególnie chciałbym zwrócić uwagę na kreacje: Marty Ledwoń wcielającej się w Martę Korczyńską, Justyny Janowskiej grającej Justynę Orzelską czy Włodzimierza Dyli występującego jako Benedykt Korczyński. Ale od razu się zastrzegam – każda z aktorek i każdy z aktorów występujących w tym przedstawieniu zasługują na pochwały. Spektakl jest niebudzącym wątpliwości świadectwem, jak dobrym zespołem może się pochwalić lubelski teatr. Na koniec wypada mi dodać, że w przywoływanej inscenizacji doskonale została opracowana nastrojowa warstwa muzyczna (Jacek Sotomski), której wykonywanie na żywo powierzono Dymitrowi Harelau.