Dwie obsady, kilka planów czasowych, trzy sceny, ale przede wszystkim: wielka miłość. Tyle dzieje się w najnowszym spektaklu Teatru Wybrzeże "Randka z feministą". Jego reżyser Michał Derlatka opowiada, jak powstawał. Rozmowa Przemysława Guldy w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.
Przemysław Gulda: Ile komedii romantycznych musiałeś obejrzeć, żeby móc zabawić się taką konwencją w swoim najnowszym spektaklu? Jaki jest twój ulubiony film z tego gatunku? Michał Derlatka: Odpowiadając na pierwszą część pytania: zero. Konwencją zabawiliśmy się z zespołem intuicyjnie i spontanicznie, bez studiowania zasad gatunku i bez wielomiesięcznych poszukiwań pomysłów, inspiracji i recepty na sukces. Właściwie nie wiem, czy kiedykolwiek widziałem jakąkolwiek komedię romantyczną. A nie, przepraszam, coś by się znalazło: "Bezsenność w Seattle" to zdaje się to. "Dzienniki Bridget Jones". "Głupi i głupszy" też byli dość romantyczni. Gdyby głębiej pogrzebać w zakamarkach pamięci, to coś by się odkopało... Co cię najbardziej zainteresowało w tekście Samanthy Ellis? - Teatralność. Dobre dialogi. To, że pewne tematy w sztuce - pozostając w tle - nie są pretensjonalne i nie kłują w oczy. Feminizm na przykład, czy kwestia �