EN

7.04.2025, 15:55 Wersja do druku

Magia czyli bunt

„Czarownice. Magia jest!” Maliny Prześlugi w reż. Lucii Svobodovej-Vrany w Teatrze Lalki Tęcza w Słupsku oraz „Trina. Niech nie gaśnie nigdy” Mariusza Gołosza w reż. Iwo Vedrala w Nowym Teatrze w Słupsku. Pisze Wiktoria Wojas, członkini Komisji Artystycznej 31. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

fot. Kamila Rauf-Guzińska/mat. teatru

Trina Papisten jest postacią mocno zakorzenioną w historii Słupska. Nieustannie intryguje i budzi podziw. Kobieta spalona na stosie, określana mianem „ostatniej słupskiej czarownicy” urasta dziś niemal do rangi symbolu. Władze miasta, a w ślad za nimi mieszkańcy, w ostatnich latach dążą do jej społecznego zrehabilitowania. Do tej pory imieniem Triny nazwano już rondo i stowarzyszenie walczące o prawa kobiet. Powstał też mural przedstawiający Trinę. Z tej okazji w lokalnej cukierni można było kupić ciastko inspirowane jej postacią… W świetle tych informacji nie dziwi fakt, że w aktualnym sezonie teatralnym w Słupsku, niezależnie od siebie, powstały dwa spektakle o Trinie. W październiku 2024 roku premierę miała sztuka Maliny Prześlugi Czarownice. Magia jest!. Wyreżyserowała ją Lucia Svobodová-Vrana w Teatrze Lalki „Tęcza”. A dwa miesiące później na deskach Nowego Teatru im. Witkacego wystawiono spektakl Ivo Vedrala według tekstu Mariusza Gołosza Trina. Niech nie gaśnie nigdy. Przedstawienia skierowane są do różnych grup odbiorców i różnią się przyjętą konwencją. Łączy je jednak wspólna idea – chęć ożywienia pamięci o Trinie, przywrócenia jej głosu. 

Co takiego jest w historii tej bohaterki, że nawet po 323 latach inspiruje twórców teatralnych i przyciąga widzów? Kathrin Zimmermann, bo tak naprawdę nazywała się Trina Papisten, była mieszkanką Słupska (wtedy jeszcze Stolpu). Przydomek Papisten w prześmiewczy sposób odnosił się do jej katolickiego wyznania (w mieście dominował wówczas protestantyzm). Kathrin była zielarką i samotniczką. Stroniła od sąsiadów, wytwarzała wokół siebie tajemniczą aurę; a to rodziło napięcia i plotki na temat tego, że potrafi rzucić urok na człowieka, że giną przez nią zwierzęta, że sprowadza klęski żywiołowe. Pojawiały się też głosy, że kobieta ma erotyczne kontakty z diabłem. Nawarstwiające się podejrzenia sprawiły, że w maju 1701 roku aptekarz Zienecker przed magistratem oskarżył Kathrin o czary. Rozpoczął się proces przesłuchań i tortur. Kobieta nie przyznawała się do winy, dwa razy próbowała popełnić samobójstwo. Początkowo rzuciła się do rzeki, jednak została odratowana i zamknięta w lochu, w którym z całych sił uderzała głową w kamienie. By się ratować, oskarżyła o czary dwie inne kobiety, jednak szybko wycofała te zeznania. W końcu, wykończona torturami, przyznała się do zarzucanych czynów i 30 sierpnia 1701 roku została spalona na stosie w pobliżu Baszty Czarownic. Tę historię z niemieckich dokumentów wydobyła Maria Zaborowska, pierwsza dyrektorka słupskiego muzeum, która w 1958 roku napisała opowieść O wieży czarownic nad rzeką Słupią i sądzie odbytym przed 257 laty nad tzw. czarownicą. Dzięki tej publikacji Kathrin Zimmermann jest dzisiaj powszechnie znana jako Trina – ostatnia czarownica. 

Na marginesie można zastanawiać się, dlaczego w powszechnej świadomości utarł się właśnie ten pogardliwy przydomek? Czy na fali społecznej rehabilitacji nikt nie podjął próby zmiany? Kathrin nie była jedyna, przed nią na stos skazano aż osiemnaście mieszkanek Słupska. Rzeczywiste przyczyny tych oskarżeń mogły być różne. W przypadku Kathrin podejrzewa się, że aptekarz Zienecker mógł obawiać się konkurencji, ponieważ sprzedaż leczniczych ziół cieszyła się zainteresowaniem lokalnej społeczności. Dodatkowo zielarka z sukcesami prowadziła w rzeźni interesy męża Andreasa Zimmermanna. Sytuacji nie ułatwiał fakt, że Kathrin nie była rodowitą słupszczanką, przyjechała do miasta z pierwszym mężem dopiero kilkanaście lat wcześniej. W oczach mieszkańców nadal była obca. Często wspomina się, że nieufność budził również jej cięty język oraz rude włosy (uznawane wówczas za cechę osób zepsutych moralnie i podatnych na czarną magię).

Inność Kathrin stała się osią spektaklu Czarownice. Magia jest!. Twórczynie stanęły przed dużym wyzwaniem, bo chociaż historia została opowiedziana już wiele razy, to nikt do tej pory nie kierował jej do najmłodszych odbiorców. Malina Prześluga i Lucia Svobodová-Vrana, wykorzystując formy teatru lalkowego, zabrały widzów i widzki na wycieczkę szkolną do Baszty Czarownic. Przewodniczką okazała się jedna z uczennic – Ira (animowana przez Alicję Gierłowską). Wygląd tej postaci był silnie inspirowany tytułową bohaterką popularnego serialu Wednesday Tima Burtona. Ira jest skryta, nie przyjaźni się z rówieśnikami, za to rozmawia z chrząszczem Grabarzem (Maciej Gierłowski). Jej wypowiedzi są pełne sarkazmu i drobnych złośliwości. Dziewczyna ma również pewien sekret – posiada magiczne moce! Dzięki nim podczas wycieczki nawiązuje kontakt z duchem Triny Papisten. Najpierw słyszy jej śpiew i widzi cień, a chwilę później dostaje ważne zadanie. Musi odnaleźć korale, które „słupska czarownica” ukryła w miejscu swej śmierci. Ich moc sprawi, że już nikogo na świecie nie spotka los Triny. Zadanie wymaga pracy zespołowej, a jeśli nie uda się go zrealizować, magia może zniknąć ze świata na dobre. To wydaje się trudne, bo nauczyciel i znajomi z klasy uważają Irę za dziwaczkę i nie chcą jej pomóc. Zarysowany zostaje tutaj problem dziecięcej samotności i braku akceptacji. Dlatego początkowo w poszukiwaniach Irze pomaga jedynie Grabarz, czarny kot (Adam Poboży) i Janka (Izabela Nadobna-Polanek) – cicha koleżanka, która również skrywa przed światem magiczne zdolności. 

Gdy bohaterowie wreszcie znajdują korale, odkrywają, że prawdziwą magią jest otwartość na to, co inne i nieznane; często tkwi w uczuciach, lękach, nietypowych zwyczajach i zainteresowaniach, różni się od wizji kreowanych w książkach i filmach. Uczniowie i uczennice zauważają, że Ira i Janka mimo różnic zjednoczyły się we wspólnej sprawie. Postanawiają wziąć z nich przykład, ustawiają się w kręgu i rozpoczynają serię nieśmiałych zwierzeń. Korale Triny zaczynają błyszczeć! 

A jaka jest sama Trina w spektaklu Luci Svobodovej-Vrany?  Na początku słyszymy jej głos przebijający się przez mroczną i nostalgiczną muzykę Miłosza Sienkiewicza. To pieśń o pożegnaniu ze Słońcem. Dopiero później jej postać wyłania się z hipnotyzującej gry świateł i cieni (za którą odpowiedzialny był Tomasz Schaefer). Historia bohaterki jest przekazywana publiczności przez Irę i Jankę; dziewczyny są zafascynowane tą postacią, czują z nią szczególną więź. Wyszukują w bibliotece książki, w których spisano losy Triny i dzielą się z widzami tym, czego się dowiadują. Zdobyta wiedza budzi niepokój. Ale gdy Trina (grana przez Alicję Gierłowską) wreszcie pojawia się na scenie, okazuje się po prostu jedną z wielu kobiet. Nie przeraża, raczej cierpi z powodu niesprawiedliwego losu. Wyznaje, że „zatrzymała swój ból w magii teatru”. Według Triny wiedźma to po prostu ta, która wie, a „złe czary” (lecznicze zioła, szepty drzew, taniec w świetle księżyca, dziki śmiech) są jedynie nietypowymi sposobami postrzegania świata. To magia, która jest na wyciągnięcie ręki.  

W Czarownicach poprowadzono pomost między historią Triny a współczesnością. To pozwala zwrócić uwagę na odwieczny problem prześladowań ze względu na odmienność. Przeszłość okazuje się krzywym odbiciem teraźniejszości. Podobny zabieg zastosowali twórcy spektaklu Trina. Niech nie gaśnie nigdy w Nowym Teatrze. Ta strategia zaprowadziła ich jednak w zupełnie inne rejony. W przedstawieniu Vedrala dramat łączy się z parodią, minimalizm z przerysowaniem. Popkulturowe tropy przeplatają się z historycznymi kontekstami a całość spowita jest oniryczną aurą. 

Spektakl zaczyna się od serii dziwnych zdarzeń. Krowy chorują, ludzie zażywają odurzające substancje, które podobno zabijają miłość. Dochodzenie musi poprowadzić Komisarz Rex (Kuba Mielewczyk) z amerykańsko-polskiego posterunku w Słupsku. Do miasta przyjeżdża też Michał Fajbusiewicz (kolejna ironiczna rola Mielewczyka), by nakręcić nowy odcinek programu 997. Po chaotycznym śledztwie wszelkie podejrzenia o rozprowadzanie nielegalnej substancji spadają na Trinę (Anna Grochowska). Kobieta jest tajemnicza i zdystansowana. W oczach lokalnej społeczności niemal w jednej chwili z zielarki staje się czarownicą. Trina nie chce na siłę udowadniać swej niewinności. Uważa, że bardziej podejrzany jest aptekarz Robert Zinnecker (Igor Chmielnik), który podobno sprzedaje fentanyl bez recepty. Ale Trina jako kobieta jest w tym sporze od początku na przegranej pozycji. Bohaterka pada ofiarą zazdrości, niezrozumienia, być może też podziwu, z którym jej rywal nie umiał sobie poradzić. W spektaklu pojawia się sugestia, że aptekarz mógł być zazdrosny nie tylko o karierę zielarki. Twórcy wplatają tutaj nowy wątek – zazdrości o żonę. Trina i Lina Zinnecker (Jowita Kropiewnicka) przyjaźnią się od lat, ale jest też między nimi homoerotyczne napięcie. Lina wydaje się rozdarta między uczuciem do Triny, a obawą przed wyjściem poza schemat i narażeniem się na ostracyzm społeczny. Dopiero pod koniec Lina wyrywa się ze swej apatii, realizuje sprytny plan, by zemścić się na mężu za własne cierpienie i tragedię Triny. 

Spektakl ma niezwykły klimat. Gra światła i cieni, płynne przejścia między mrokiem a jasnością opracowane przez Amadeusza Noska wpasowują się w minimalistyczną scenografię Pauli Grocholskiej. Całości dopełnia niepokojąca, hipnotyzująca muzyka Anny Steli. Wszystkie te elementy mają wprowadzić widzów w trans, który wielokrotnie zostaje przerwany przez pozrywaną, nielinearną narrację. Wątek amerykańsko-polskiego posterunku i projekcje z planu programu 997 wydają się tutaj właściwie niepotrzebne. Na siłę wprowadzają elementy humorystyczne, rozbijają historię, odciągają uwagę od dramatu głównej bohaterki. Chociaż być może ich celem było właśnie podkreślenie groteskowości i absurdalności oskarżeń stawianych Trinie? 

Ivo Vedral i Mariusz Gołosz poszerzają historię o aktualne wątki uzależnienia od leków i narkotyków. Zamysł jest ciekawy, a przeniesienie Triny do współczesności pozwala się z nią utożsamić, zobaczyć w niej buntowniczkę. Jednak, mimo wszystko, zestawienie praktyk Triny z handlowaniem uzależniającymi substancjami, wydaje się niesprawiedliwe i upraszczające. Wpisuje też jej spór z aptekarzem w nieco odmienny kontekst. Być może moje wątpliwości są przesadne, może to jedynie próba poszerzenia spektaklu o współczesną debatę nad stosowaniem różnych substancji wspomagających. Niewątpliwie twórcom już w tytule przyświecało słuszne założenie. Pamięć o czarownicach powinna trwać, bo dzisiaj mogą być symbolem odwagi, odmienności i buntu wobec norm społecznych (nawet jeśli w przeszłości nie wszystkie miały pełną świadomość za co są oskarżane). Trina w tym spektaklu jest kontrowersyjna, ludzka, pozostaje wierna swoim przekonaniom, nie uważa się za ofiarę. Ale nagromadzenie wątków pobocznych sprawia, że jej historia w pewien sposób gaśnie na słupskiej scenie. 

Czarownice i Trina były realizowane niemal w tym samym czasie, a mimo to nie konkurują ze sobą. Spoglądają na postać Triny z różnych perspektyw. W pewien sposób odpowiadają na lokalne zapotrzebowanie i umacniają pamięć o niej właściwie we wszystkich grupach wiekowych. Malina Prześluga i Lucia Svobodová-Vrana przybliżają najważniejsze elementy tej historii i ukazują inność jako wyjątkową wartość. Z kolei Mariusz Gołosz i Ivo Vedral dialogują z powszechnym wizerunkiem Triny i wpisują figurę czarownicy w szerszy kontekst społeczny. Obydwa spektakle w lekkim tonie mówią o sprawach ważnych. Są też atrakcyjne pod względem formalnym. Nie sposób uniknąć wrażenia, że twórcy i twórczynie tak bardzo koncentrują się na postaci Triny, że nie wykorzystują w pełni szansy, by pokazać, że oskarżenia o czary dotyczyły też innych kobiet, a spalenia na stosie były problemem na znacznie szerszą skalę. A szkoda!

*** 

Malina Prześluga CZAROWNICE. MAGIA JEST! Reżyseria i scenografia: Lucia Svobodová-Vrana, muzyka: Miłosz Sienkiewicz, reżyseria świateł: Tomasz Schaefer. Prapremiera w Teatrze Lalek „Tęcza” w Słupsku 4 października 2024.

Mariusz Gołosz TRINA. NIECH NIE GAŚNIE NIGDY. Reżyseria: Iwo Vedral, scenografia i kostiumy: Paula Grocholska, muzyka: Anna Stela, reżyseria świateł, projekcje: Amadeusz Nosal. Prapremiera w Nowym Teatrze w Słupsku 21 grudnia 2024.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne