EN

16.02.2023, 15:10 Wersja do druku

Łódź. Ruszyły próby do „Dobrze ułożonego młodzieńca” w Nowym

W Teatrze Nowym ruszyły próby przed zaplanowaną na koniec marca prapremierą „Dobrze ułożonego młodzieńca”. Spektakl, sięgający do międzywojennej historii Eugeniusza Steinbarta, porusza na wskroś współczesny temat nienormatywności płciowej i jej społecznego odbioru.

Wiktor Rubin, fot. Anna Maria Wolniak / mat. teatru

Łódź po raz pierwszy usłyszała nazwisko Steinbart w 1934 roku, kiedy z okna na trzecim piętrze kamienicy przy ulicy Nawrot 64 wyskoczył młody mężczyzna. Lekarz pogotowia, który reanimował młodzieńca, ze zdziwieniem orzekł, że „pod kostiumem mężczyzny ukrywa się krótko ostrzyżona najprawdziwsza kobieta”.

Po raz drugi nazwisko trafiło na pierwsze strony gazet – tym razem już w całej Polsce – kiedy w czerwcu 1938 roku rozpoczął się proces „młodej kobiety wyglądającej zupełnie jak mężczyzna”. Oskarżona, posługując się aktem urodzenia kuzyna Eugeniusza Steinbarta, nie tylko podejmowała różne prace, ale także wstąpiła w związek małżeński i (oficjalnie) dochowała się dziecka.

Temat podrzuciła twórcom – Jolancie Janiczek i Wiktorowi Rubinowi – łódzka przewodniczka Justyna Tomaszewska.

– Szukaliśmy bohatera lub bohaterki związanej z Łodzią. Spośród wielu historii losy Eugeniusza Steinbarta, przy urodzeniu oznaczonego jako kobieta, Eugenia, i tak też zapisanego w dokumentach i łódzkich archiwach, wydały nam się pod wieloma względami najciekawsze i najbardziej złożone – mówi Jolanta Janiczak, autorka tekstu i współreżyserka przedstawienia.

Choć media pisały (i piszą) o Eugenii, twórcy świadomie używają męskiego imienia i zaimków.

– W międzywojennej prasie czytamy: „w jakim celu Sztajnbartówna przedzierzgnęła się w mężczyznę nie stwierdzono” – mówi reżyser Wiktor Rubin. – Nie wiemy na pewno, czy była osobą transpłciową, czy do włożenia męskiego stroju skłoniły ją okoliczności. Biorąc jednak pod uwagę, że nie tylko podejmowała prace jako mężczyzna, ale też wchodziła tak w relacje romantyczne i funkcjonowała w codziennym życiu, ten pierwszy trop wydaje się najwłaściwszy. Osoby transpłciowe dla określenia imienia sprzed momentu tranzycji używają słowa „deadname”, często niechętnie do niego wracają. Szanujemy to – stąd w naszej komunikacji o spektaklu będzie się pojawiał Eugeniusz Steinbart.

Jak opowiadają Janiczak i Rubin, oraz zgodnie z informacjami, które kryją łódzkie archiwa, Eugeniusz pochodził z niezamożnej rodziny. W momencie, w którym go poznajemy, jest bezdomny – o rodzicach nic nie wiadomo, starszy brat zmarł, kiedy chłopak był niepełnoletni. W trudnych czasach, jakimi były lata 30. ubiegłego wieku, musi radzić sobie sam. Jako osobie transpłciowej na pewno jest mu jeszcze trudniej: dla otoczenia jest oszustem, łamiącym prawo. Przez lata żyje w lęku przed ujawnieniem tajemnicy, a jednak w zgodzie ze swoją identyfikacją. Zakłada rodzinę, dorywczo pracuje.

– Bardzo ciekawią mnie źródła jego odwagi, motywy działania i dalsze wojenne losy. Cały czas szukamy materiałów w archiwach – opowiada Jolanta Janiczak. – Dla mnie jest to taka retro-queerowa fantazja, łącząca temat wykluczenia ze względu na tożsamość płciową z kwestiami wykluczenia ekonomicznego i życia w państwie, które osobom nieidentyfikującym się z płcią przypisaną przy urodzeniu nie gwarantuje praw.

Wiktor Rubin podkreśla ten społeczny wymiar przedsięwzięcia: – Moim zdaniem ta historia może pomóc w rozbijaniu naszej nawykowej binarności myślenia, które jest trochę naszym więzieniem. Trudno wyjść poza proste czarno-białe schematy, które mogą prowadzić do konfliktów, eskalować różnice i podziały, wywoływać agresję. Historia Eugeniusza uczy postrzegania zjawisk – nie tylko dotyczących płci – w sposób procesualny: jako spektrów, a nie przeciwstawnych kategorii.

Na scenie wystąpią: Karolina Bednarek, Monika Buchowiec, Maciej Kobiela, Michał Kruk, Halszka Lehman, Paweł Kos i Paulina Walendziak oraz gościnnie Edmund Krempiński – pochodzący z Łodzi transpłciowy performer i artysta wizualny, absolwent Wydziału Grafiki krakowskiej ASP. – Całe życie marzyłem o tym, żeby zagrać w teatrze – mówi, dodając: – W Polsce brakuje reprezentacji osób transpłciowych w sferze publicznej – już choćby dlatego spektakl będzie istotny. Brakuje też wiedzy – nawet w społeczności LGBTiQ+.

W tym kontekście jednym z kluczowych wyzwań, jakie stoją przed zespołem Nowego, będzie język, którym teatr planuje posługiwać się w spektaklu i komunikowaniu o nim.

– Musimy doedukować się tak, żeby nasz język był niewykluczający i jednocześnie precyzyjnie określał rzeczywistość. To wiąże się z koniecznością wyrobienia nawyku, ale efekt wart jest wysiłku – taki język jest empatyczny i odpowiada na oczekiwania osób, których dotyczy rozmowa – tłumaczy Janiczak. – Ta praca nad językiem jest bardzo ciekawa – uczy uważności, empatii i respektowania granic, choć na pewno zdarzy nam się popełnić niejeden błąd.

Cały zespół Nowego przejdzie szkolenia z zakresu języka inkluzywnego; aktorzy i aktorki zapoznali się też z wnioskami z istotnych publikacji dotyczących identyfikacji płciowej i transpłciowości, a premierze będzie towarzyszyła akcja informacyjna:

– W teatrze istotna jest empatia, poczucie odpowiedzialności, a sztuka daje szansę na zmianę w sposobie myślenia – mówi dyrektorka Nowego Dorota Ignatjew.

Prapremiera spektaklu odbędzie się na Dużej Scenie Teatru Nowego 25 marca.

Źródło:

Materiał nadesłany