EN

14.12.2020, 13:32 Wersja do druku

Kto się bał Marty Fik?

W toczącej się wojnie kulturowej z racji rodowodu, jako córka i wychowanica działaczy komunistycznych, być może znalazłaby się po stronie środowisk lewicowych. Jednak sądzę, iż jako kronikarka kultury w PRL nie zaakceptowałaby dokonywanej przez nową lewicę ideologizacji teatru - pisze Rafał Węgrzyniak w felietonie dla portalu Teatrologia.info.

fot. mat. Encyklopedii Teatru Polskiego

Gdy w roku 1975 we Wrocławiu zacząłem świadomie uczestniczyć w życiu teatralnym dość szybko zorientowałem się, że warto czytać recenzje przede wszystkim dwóch krytyczek: Marty Fik w warszawskiej „Polityce” i Elżbiety Morawiec w „Życiu Literackim” wydawanym w Krakowie. Po premierach Umarłej klasy Tadeusza Kantora, Ślubu Witolda Gombrowicza czy Wesela Stanisława Wyspiańskiego w inscenizacjach Jerzego Grzegorzewskiego nie miałem wątpliwości, że bardziej odpowiadają mi opisy i oceny Morawiec. Ale po lekturze wydanego w 1977 zbioru szkiców Fik Sezony teatralne, oraz recenzji z trzy lata wcześniej opublikowanego tomu Reżyser ma pomysły…, doceniłem jej spojrzenie na spektakle czy dokonania poszczególnych reżyserów z perspektywy historii nie tylko teatru, ale też politycznej i społecznej.

Na Wydziale Wiedzy o Teatrze warszawskiej PWST, gdzie studiowałem od roku 1979 do 1983, mogłem słuchać wykładów Marty Fik o Konradzie Swinarskim opartych na jego monografii, niedokończonej za sprawą działań Barbary Witek. Od 1979 aż do 1988 uniemożliwiała ona Fik nawet opublikowanie wypowiedzi Swinarskiego zebranych w tomie Wierność wobec zmienności. W ramach seminarium Fik poświęconego życiu kulturalnemu w komunistycznej Polsce wygłaszałem natomiast referaty o Burzy Williama Shakespeare’a w inscenizacji Leona Schillera w Teatrze Wojska Polskiego w Łodzi w 1947 oraz o „Nowinach Literackich”, redagowanych zaraz po wojnie przez Jarosława Iwaszkiewicza. Dopełnieniem tych zajęć stała się lektura wydanych w 1981, po zmaganiach z cenzurą, dziejów scen dramatycznych w latach 1944-1979 zatytułowanych 35 sezonów. Osiem lat później, bo w 1989, opublikowana została w Londynie obejmująca lata 1944-1981 kronika Marty Fik Kultura polska po Jałcie, która powstawała pomiędzy 1984 a 1987 z setek odręcznych wypisów z czasopism i książek.

Kiedy w czerwcu 1981 doszło do demokratycznych wyborów dziekana Wiedzy o Teatrze nie miałem wątpliwości jako elektor, że powinienem oddać głos właśnie na Martę Fik, a nie Jerzego Jackla, skądinąd późniejszego współzałożyciela Porozumienia Centrum. Orientowaliśmy się nieco w związkach Fik z opozycją demokratyczną. Dość, że na swe zajęcia przyprowadziła Jana Józefa Lipskiego z Komitetu Obrony Robotników. Po 13 grudnia 1981 działała w podziemnej Solidarności, współredagowała w stanie wojennym wydawany w samizdacie „Nowy Zapis”, a potem „Kulturę Niezależną”. Ale wiedziały o tym również władze komunistyczne i zawieszając rekrutację oraz wywierając naciski doprowadziły do jej odejścia z PWST w roku 1984.

Pod koniec burzliwego roku akademickiego 1981/82, po jakimś milczącym proteście wykładowców i studentów PWST na korytarzu, zapytałem Martę Fik czy zostanie promotorem mojej pracy magisterskiej. Zgodziła się chociaż do teatru Grzegorzewskiego, o którym zamierzałem pisać, miała nieco sceptyczny czy wręcz ambiwalentny stosunek. A sam reżyser obejmujący właśnie kierownictwo warszawskiego Studia podczas pierwszej rozmowy, 24 czerwca 1982, wygłosił zaskakującą opinię na temat jej recenzji i ocen. „Pani Fik jest głucha na pewne obszary teatru. Przy całym szacunku dla jej inteligencji, apodyktyczność z jaką wydaje sądy na temat rzeczy, o których nie ma pojęcia, jest nieznośna.” Sugerował mi wręcz zmianę promotora. Za to Marta Fik bez wahania przystała na moją propozycję, aby pracę zrecenzowała Morawiec jako autorka opublikowanego w 1981 w „Dialogu” pierwszego studium o Grzegorzewskim, będącego częścią jej doktoratu wydanego dopiero w 1991 roku jako Powidoki teatruŚwiadomość teatralna w polskim teatrze powojennym. Elżbieta Morawiec zresztą została potem autorką pierwszej monografii Grzegorzewskiego Jerzy Grzegorzewski – mistrz światła i wizji.

W październiku 1991, gdy do Warszawy, do redakcji „Pamiętnika Teatralnego” i Instytutu Sztuki, ściągnął mnie ciężko chory Zbigniew Raszewski, Marta Fik została moją szefową jako kierownik Zakładu Historii i Teorii Teatru. Po śmierci Raszewskiego w 1992 wspierała daremną próbę kontynuowania w „Pamiętniku” jego tradycji, jak się z czasem okazało z premedytacją unicestwianej.

W 1993 dałem się namówić na wygłoszenie wprowadzenia do promocji tomu Fik Zamiast teatru w PWST. Rozbawiłem słuchaczy przytaczając zapiski z dziennika Jerzego Zawieyskiego z roku 1959 poświęcone rozmowom katolickiego pisarza z Martą Fik, będącą przecież córką marksistowskiego krytyka. A dotyczyły one pracy magisterskiej o jego dramaturgii przygotowywanej pod okiem Jana Kotta. Wciągnęła mnie do prac nad tomem Teatr. Widowisko wydanym dopiero w 2000 w ramach Encyklopedii kultury polskiej. W 1995 zaproponowała mi, abym redagował jej Marcową kulturę, ułożoną w znacznym stopniu z dokumentów z roku 1968 odnalezionych w archiwach KC PZPR i cenzury, które metodycznie penetrowała i publikowała. Na promocji tej książki w Domu Literatury, z Gustawem Holoubkiem, Konradem z Dziadów w inscenizacji Kazimierza Dejmka jako lektorem, Marty Fik, ciężko chorej i pozostającej w szpitalu, już nie było. 17 grudnia 1995 odwołałem swe zajęcia w PWST, bo pojechałem na Powązki, aby uczestniczyć w jej pogrzebie. Wkrótce podjąłem się napisania jej sylwetki i zarazem nekrologu do „Pamiętnika Teatralnego”. Tekst ten miał zostać przedrukowany w książce prezentującej osobę i dorobek Marty Fik, ale niespodziewanie zamówiono inny życiorys. Napisałem więc do owego tomu szkic Kto się bał Marty Fik?, oczywiście nawiązujący do tytułu sztuki Edwarda Albeego a zarazem satyrycznego wierszyka napisanego przez rodzimego komediopisarza. Przypomniałem w nim kontrowersje jakie wywoływały sądy autorki Przeciw czyli za. Ponieważ przywołałem polemikę o charakterze politycznym pomiędzy Martą Fik a Elżbietą Morawiec, identyfikującą się już z prawicą, mój szkic został uznany za niecenzuralny przez jedną z dzisiejszych liderek nowej lewicy, która już wtedy zaczęła przejmować kontrolę nad teatrologią i narzucać jej swą ideologię. Charakterystyczne było także, że nie miała ona odwagi zakomunikować mi swego werdyktu i przekazała go przez osobę trzecią. W ten sposób zostałem wyeliminowany z kręgu osób wspominających Martę Fik chociaż byłem jednym z niewielu jej pełnoprawnych uczniów. Usunięto mnie nawet z bodaj ostatniej fotografii Marty Fik ukazującej jak pracujemy wspólnie nad tekstem, siedząc przy stole w Instytucie Sztuki.

W toczącej się wojnie kulturowej z racji rodowodu, jako córka i wychowanica działaczy komunistycznych, być może znalazłaby się po stronie środowisk lewicowych. Jednak sądzę, iż jako kronikarka kultury w PRL nie zaakceptowałaby dokonywanej przez nową lewicę ideologizacji teatru. Nie jest też przypadkiem, że wśród jej uczniów z WoT-u, bynajmniej nie tylko z mojego rocznika, przeważają konserwatyści. Znamienne jest, że Fik dość szybko zakończyła współpracę z „Gazetą Wyborczą”, gdzie ogłaszała felietony z cyklu „Z widowni”, a wolała drukować swe szkice w londyńskim „Pulsie” współredagowanym przez Antoniego Liberę. Nie ukrywała również w rozmowach, że chętnie utworzyłaby z gronem niezależnie myślących osób własne pismo. Nie odpowiadała jej zarysowująca się już wówczas polaryzacja życia intelektualnego i kulturalnego.

Umiała się przeciwstawić presji rozmaitych koterii czy środowisk, mimo iż płaciła za to niekiedy wysoką cenę. Była bezkompromisowa, pisząc negatywnie o Teatrze Narodowym pod dyrekcją Adama Hanuszkiewicza, który dzięki zażyłym stosunkom z Mieczysławem Rakowskim doprowadził w listopadzie 1979 do odejścia Fik z „Polityki”. Ale dziesięć lat później potrafiła zdemaskować intelektualne i moralne nadużycia Bohdana Korzeniewskiego w wydanej w podziemiu i na emigracji Sławie i infamii, choć Jerzy Timoszewicz w redakcji „Pamiętnika” zarzucił jej, iż w ten sposób usiłuje usprawiedliwić kolaborantów z czasów wojny.

Mając za sobą te i inne doświadczenia w roku 1994 stanęła w mojej obronie, pisząc otwarty list do Jerzego Giedroycia, w odpowiedzi na mającą mnie zdyskredytować nagonkę zorganizowaną przez Kazimierza Brauna z powodu paru krytycznych uwag o jego Rozdartej kurtynie, opublikowanych przeze mnie na łamach paryskiej „Kultury”. Gdy w 1998 odchodziłem z „Pamiętnika” raczej nieprzypadkowo pojawił się w nim wówczas Braun, jako autor dyskredytującego mnie listu do redaktora naczelnego, a także jego obrończyni z kampanii prasowej z 1994 jako współpracowniczka. W obecnym czasie niemal całkowitego zaniku dobrych obyczajów i zasad moralnych w środowisku teatrologicznym wręcz trudno uwierzyć, że kiedyś ton nadawały w nim osoby takie, jak Marta Fik, darzone szacunkiem zarówno za dorobek, jak i za postawę.

Tytuł oryginalny

Kto się bał Marty Fik?

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Rafał Węgrzyniak

Data publikacji oryginału:

09.12.2020