"Tymoteusz Rymcimci" Jan Wilkowski w reż. Jarosława Antoniuka w Teatrze Lalka w Warszawie. Pisze Marzena Kuraś w portalu Teatrologia.info.
Coraz więcej teatrów powraca do wystawiania sztuk z udziałem publiczności, bez której bezpośredniej obecności sztuka sceniczna właściwie nie istnieje. W ostatnią niedzielę, 12 września, po długim lockdownie, otworzył swe podwoje dla młodych widzów warszawski Teatr Lalka. Spektakl, który przygotował, był podwójną uroczystością – premierowym pokazem Tymoteusza Rymcimci, klasyki polskiego teatru lalkowego, i sześćdziesiątą rocznicą pierwszego, prapremierowego wystawienia sztuki Jana Wilkowskiego, które miało miejsce w 1960 r. właśnie na scenie Lalki, w reżyserii autora ze scenografią Adama Kiliana. Wilkowski, wówczas kierownik artystyczny teatru, wcześniej był współpracownikiem Władysława Jaremy, jeszcze w Teatrze Lalek „Niebieskie Migdały”, i stażystą u Bertolta Brechta. Uznawany za jednego z najwybitniejszych twórców polskiego lalkarstwa był nie tylko reżyserem i aktorem, ale także autorem, cieszących się dużą popularnością, sztuk i scenariuszy, których napisał blisko pięćdziesiąt. Jednym z bardziej cenionych i znanych jego utworów był sześcioczęściowy cykl przygód uroczego misia Rymcimci, wydany w 2009 r. przez Białostocki Teatr Lalek, pt. Miś Tymoteusz. Sześć sztuk dla teatru lalek. To właśnie pierwszą jego część, Tymoteusza Rymcimci, przygotowali na otwarcie nowego sezonu aktorzy Teatru Lalka.
Spektakl przeznaczony dla najmłodszych widzów (3+) znakomicie pokazuje, poprzez perypetie małego misia, problemy dziecięcego świata – poczucie osamotnienia, smutku, ale także dziecięcej wrażliwości, potrzeby akceptacji, otwartości na nowe zjawiska i radości. Przedstawienie składa się z krótkiej, wprowadzającej introdukcji i części właściwej, opowiadającej o przygodach Tymoteusza.
Po odsłonięciu kurtyny widzimy na scenie tajemnicze, wielkie pudło, którego ściany pokryte są tekstem sztuki o misiu Rymcimci. Na scenę zaczynają kolejno wchodzić aktorzy, z których każdy taszczy literę, pełniącą potem rolę rekwizytów scenicznych. Jeden literkę „h”, drugi „T” , trzeci, „A”, Nagle z przodu pudła uchylają się drzwi i wychodzi aktorka-literka „O” – czerwony balonik. Wkrótce pudło otwarte zostaje na boki i w środku widzimy podest – scenę, na którą literki-aktorzy chcą wejść. Jest jednak za mała, by wszystkie mogły się na niej zmieścić. Ten reżysersko-scenograficzny zabieg mógłby sugerować, że nie da się pokazać całości tekstu i historii o Tytmoteuszu Rymcimci podczas tego przedstawienia, a jedynie pewne wybrane wątki. Młodzi widzowie nie są jednak chyba w stanie odczytać tak tego wprowadzenia, ale mogą poznać wygląd kilku liter.
Misia Tymoteusza, małego psotnika, poznajemy, gdy chowa się przed Tatą, który go szuka, woła i nie może nigdzie znaleźć. W związku z wyjazdem mamy pozostali sami i Tata nie bardzo potrafi uporać się z synkiem. Ponieważ Rymcimci skarży się na swą samotność i nudę, Tata, chcąc go pocieszyć i czymś zająć, proponuje zrobienie jajecznicy z pięciu jaj. Po przeczytaniu przepisu z książki kucharskiej okazuje się, że mają tylko cztery jajka, Tymoteusz posłany więc zostaje po to jedno, brakujące. Po drodze spotyka bezpańskiego psa, z którym się zaprzyjaźnia i razem udają się do kury, znanej w całej okolicy jako najlepsza nioska. Świetną kreację kury Euzebii tworzy Aneta Jucejko-Pałęcka, która w białym, pierzastym kostiumie wyłania się z kurnika, śpiewając piosenkę o swojej sławie i najlepszych, znoszonych codziennie jajkach. Gdy Miś z Psiuniem – jak Tymoteusz nazywa swego nowego przyjaciela – dostają od kurki jajko, wracają do domu. Jednak Rymcimci martwi się, że Tata, który w przeszłości miał przykre doświadczenia z psami, nie zgodzi się, by Psiunio z nimi zamieszkał.
Słodki, biały, kudłaty Psiunio, wspaniale animowany, tak przestraszył i rozzłościł Tatę, gdy wpadł do domu, że wskutek gonitwy, rozbite zostały cztery jajka, przeznaczone na jajecznicę. Psa wypędzono, a przyniesione jajko Tata postanowił ugotować na twardo. To się jednak także nie udało, bo z jajka wyszło kurczę. Przed pójściem spać Tymoteusz odnalazł Psiuńcia i prosił, by został, bo może Tata jeszcze zmieni zdanie. Tymczasem w nocy do domku misiów zakradł się lis, który ukradł im wszystko, co mieli. Gdy zrozpaczeni nie wiedzieli, co robić, zjawił się Psiuńcio, który zagnał lisa z powrotem do leśnego mieszkanka Tymoteusza i złodziejaszek musiał misiom wszystko oddać. To przekonało Tatę do nowego przyjaciela synka i Psiuńcio, ku ogromnej radości Rymcimci, zamieszkał razem z nimi.
Sprawna reżyseria przedstawienia Jarosława Antoniuka, teatrologa, reżysera, dyrektora Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Walizka”, prosta geometryczna, kolorowa scenografia Evy Farkašovej, wybitnej słowackiej scenografki, z nastrojową muzyką kompozytora Bogdana Szczepańskiego, tworzą lekki, barwny, pogodny spektakl. Twórcy zrezygnowali ze stosowania parawanów i grający w żywym planie aktorzy świetnie współistnieją z lalkowymi postaciami. Są nimi dwa duże pluszowe misie, ubrane w kraciaste spodenki na szelkach, wyglądem przypominające ulubione, szarobure przytulanki z lat sześćdziesiątych.
Misie animowane są przez aktorów za pomocą specjalnego uchwytu z tyłu głowy. Piątka aktorów – Bartosz Budny, Aneta Jucejko-Pałęcka, Wojciech Pałęcki, Andrzej Perzyna i Wojciech Słupiński – wyczarowują na scenie bajkową rzeczywistość, całkowicie pochłaniającą uwagę widzów. Spektakl, w całej swej prostocie wyrazu, świetnie trafia do dziecięcej publiczności, żywo, głośno i bezceremonialnie reagującej na to, co dzieje się na teatralnej scenie.
Tymoteusz Rymcimci to udany spektakl nawiązujący do tradycji warszawskiej sceny w Pałacu Kultury i Nauki i dobrej polskiej szkoły teatru lalkowego.
Tymoteusz Rymcimci, Jan Wilkowski, reż. Jarosław Antoniuk, scenografia i lalki Eva Farkašová, muz. Bogdan Szczepański. Premiera Teatr Lalka w Warszawie, 12 września 2020.