EN

22.12.2022, 09:37 Wersja do druku

Jubileusz Krystyny Jandy. Kobieta z marmuru i żelaza

„My Way” Krystyny Jandy w reż. autorki w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w „Rzeczpospolitej”.

fot. Katarzyna Kural-Sadowska

Dwa dni przed swymi 70. urodzinami, w piątkowy wieczór Krystyna Janda zaprosiła widzów Teatru Polonia na monodram „My way”. Przez ponad 90 minut ze swadą i humorem opowiedziała o swym barwnym życiu. A było o czym opowiadać. Reakcja widzów była do przewidzenia. Owacja na stojąco.

Jubileuszu Krystyny Jandy raczej nie odnotuje TVP Info, a jeśli już, to towarzyszyć będą temu komentarze z ustaloną z góry tezą. Niejeden reporter „Wiadomości” strasznie by cierpiał i wił się jak wąż, by o Jandzie powiedzieć coś pozytywnego. Taki mamy klimat.

Sam zresztą od lat spotykam się z przypadkami „chorych na Jandę”. Jedni przychodzą na jej spektakle po kilkanaście razy, inni deklarują, że w życiu tu nie przyjdą, bo Jandy po prostu nie cierpią. Na jubileuszowym wieczorze w Teatrze Polonia ze zrozumiałych względów nie było nikogo z grona tych drugich. Jubilatka w zjawiskowej kreacji Tomasza Ossolińskiego opowiedziała historię swego życia. Było w tym dużo pogody i humoru. I czasami nutka kokieterii.

Janda wybrała rodzaj bezpośredniego spotkania z publicznością, która ją kocha i którą podziwia. I ta decyzja chyba była słuszna.

Krystyna Janda wspominała profesorów, którzy nie dawali jej szans jako aktorce, kwestionowali talent, urodę, uważali, że nazwisko predestynuje ją raczej do cyrku niż na scenę. Nie akceptowali jej sposobu ubierania się, widzieli w niej bardziej typ chłopczycy niż panienki otulonej mgłą tajemniczości. Z miłością wspominała rodziców, zwłaszcza mamę. Z humorem opowiadała o temperamentnej gosposi, która otworzyła jej oczy i niemal kazała inaczej spojrzeć na ludzi. Przywoływała w pamięci reżyserów, których uwagi pamięta do dziś. Choćby taką: „jak wchodzisz na scenę, obiecujesz dużo”. Dwóch wybitnych kolegów, z których jeden przekonywał ją, że teatr to świątynia, a drugi raczej sugerował, że to… burdel.

Było o ważnych spotkaniach, ważnych rolach, ważnych wydarzeniach, w których przyszło jej uczestniczyć, było o ludzkich słabościach, ludzkich śmiesznostkach.

Janda ma pełną świadomość, że nad widzami swych teatrów Polonia i Och teatr sprawuje absolutny rząd dusz. Te sceny prywatne to jej wielkie zwycięstwo. Tu przecież nie tylko ją można zobaczyć, ale też aktorów, których nie powstydziłyby się największe teatry w Polsce. To Jerzy Trela i Ignacy Gogolewski, Anna Polony i Janusz Gajos, Jan Peszek i Jerzy Stuhr, i Andrzej Seweryn. A z młodszego pokolenia – Agata Kulesza, Natalia Sikora, Marcin Dorociński, Borys Szyc, Mirosław Baka czy Karolina Gruszka. Tu wystawia się Fredrę, Szekspira, Durrenmatta, Czechowa, Pilcha; światowe hity i polską klasykę.

Aktorka mogła więc z okazji jubileuszu wystąpić w komedii, w klasycznym dramacie. Wybrała rodzaj bezpośredniego spotkania z publicznością, która ją kocha i którą podziwia. I ta decyzja chyba była słuszna.

Wszystko opowiadane było w pogodnym tonie, przerywane oklaskami i salwami śmiechu. Na koniec padło kilka słów o pewnej bezbronności wobec czasów, w których nie obowiązują żadne reguły. A potem, gdy już rozległy się oklaski, rozbrzmiała pieśń „My way”, która dała tytuł całemu wieczorowi. Zaintonował ją Jerzy Małek na trąbce, a z czasem włączyła się cały zespół muzyczny. Koncert, jak nietrudno przewidzieć, zakończył się kilkuminutową owacją na stojąco, a potem był tort w kształcie wielkiej księgi z napisem „Janda”.

Tytuł oryginalny

Jubileusz Krystyny Jandy. Kobieta z marmuru i żelaza

Źródło:

„Rzeczpospolita” online

Link do źródła

Autor:

Jan Bończa-Szabłowski

Data publikacji oryginału:

18.12.2022